Agresja i nerwowość u mężczyzny

A miały być takie spokojne święta. Moja siostrzenica ma męża (38 lat). Od pięciu lat pracuje na delegacji na terenie całego kraju jako kierownik budowy. W domu do tej pory był od piątku wieczorem do poniedziałku rano. Znów wyjeżdżał i tak na okrągło. Od dwóch miesięcy pracuje na tyle blisko, że przyjeżdża codziennie. Podejmując takiego rodzaju pracę, chciał bezwzględnie zaspokajać swoje ambicje zawodowe. Obecnie twierdzi, że to żony rodzina zmusiła go do tego, aby podjął taką pracę. Jego żona jest lek. stom. i pracuje w domu. Mają sześcioletnią córkę - z dużą alergią pokarmową, szczególnie na gluten i fruktozę. W związku z tym są problemy żywieniowe. Ojciec dziecka ignoruje to kompletnie, twierdząc że dziecko nie ma prawo chorować, bo on nie chorował nigdy. Nie wspomaga żony w jej działaniach zarówno fizycznie, jak i finansowo, nie łożąc na utrzymanie rodziny, bo ponoć składa pieniążki na budowę domu. I tak myślę, że składa pilnując, żeby nic nie wydać, chyba że na szpanerskie prezenty dla dziecka, ale na życie to nigdy w życiu. Ale i tu ma problemy, bo nie ma dla niego odpowiedniego miejsca, wracając do jego postępowania. Kiedyś ja proponowałam, aby zamieszkali w moim domu, a ja bym się z niego wyniosła, to odmówił, bo remontu nie będzie robił, obecnie mieszkają z mamą żony, mają dwa pokoje.

Mama siostrzenicy (72 lat) - pracujący lek stom. proponowała zamianę mieszkań z dwóch pokoi na trzy, ale również problemem był remont. Przychodząc z pracy, zjada w locie obiad, przebiera się w kapcie, dresy i siada na tapczanie, kładąc na kolana laptopa i tak może przesiedzieć spokojnie w międzyczasie jedząc, nieco śpiąc do poniedziałku rano. U swojej teściowej jest zwyczaj, że siada się do posiłków razem, żeby po prostu być razem i porozmawiać. Ale mąż mojej siostrzenicy jedynie pomrukuje coś pod nosem, nie odzywając się do nikogo, jak on skończy jedzenie, to wstaje (ani dziękuję, ani że smaczne lub nie) i wychodzi, idąc znów na tapczan. Wszyscy w domu dla niego są wrogami, wszyscy są winni, że jemu w życiu się nic nie udaje i to jest wina domowników. Od żony żąda, żeby była mu posłuszna bezwzględnie. Ma myśleć i mówić tak jak on. Ma nie cierpieć swojej rodziny. Chorujące dziecko potrzebuje pomocy, trzeba je zawieść do lekarza samochodem, ale on nigdy nie ma na to czasu, a jak ja bez problemu zawiozę, to jestem wrogiem, do którego nie należy się odzywać. W tym samym mieście mieszka siostra jego mamy, która jest również lek stom. - osoba samotna w wieku 67 lat (ma swoje dzieci, ale na odległość). Więc wychodzi on do swojej cioci. Nie wiem, o czym rozmawiają, ale zawsze przychodzi od niej tak naładowany, że jest w stanie zawsze zrobić awanturę. Awantury oczywiście odbywają się przy córce, która jest tak nerwowa, że z nerwów dziecko aż sie dusi.

Siostra żony urodziła synka 27, więc zrobiła urodziny w pierwsze święto, stwierdził, że zrobiła to na złość jemu, bo on chciał jechać do swojej mamy i nie przyjdzie. Nigdy ostatnio nie przychodzi, bo to nie jego rodzina, a on może tylko chodzić do swojej rodziny. W tym roku w Wigilię był spokój, wydawało się nawet, że normalnie, rozpakowywał prezenty, bawił się z dzieckiem (co jest ewenementem). Cieszył się z prezentów, które dostał. Siostra żony (siostra bliźniaczka) przyszła i mężem i synkiem na drugą część Wigilii i było ok. W pierwsze święto mieli jechać do jego rodziców. Jesteśmy rodziną wierzącą, więc poszłyśmy do kościoła. On został z córką w domu. Potem przyszliśmy z kościoła i teściowa w spokojny sposób odezwała się, że może poszliby na kawę i za godzinkę spokojnie pojechali. Na to wpadł w taką furię, że cały się trząsł, prawie biegając po domu krzyczał, że nienawidzi teściowej i wszystkich co tu mieszkają, że jego żona nie potrafi oderwać się od pępowiny matki, że ten dom to dla niego jeden pech, że jest wsiokiem, że nie jest katolikiem (brał ślub kościelny i chodził do kościoła), że nie usiądzie nigdy to przy stole. Uspokajałam go, ale nic nie pomagało. Nie zjadł obiadu. Po jakimś czasie pojechali. Jego rodzice mieszkają w odległości 120 km. Tak była ponoć następna awantura. Byli rodzice jego, ciocia, o której wcześniej pisałam itd. Wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że całe zło to teściowa, z którą mieszka, że ona go nienawidzi. Mama jego nawet przepłakała cały dzień, że jej syn ma się tak źle i jest gnębiony przez teściową.

Ona nie wyzywa, nie krzyczy, jedynie pomaga, wspomagając swoją córkę i wnuczkę. Po prostu jest na miejscu i w każdej chwili pomaga i chce pomagać. Finansuje utrzymanie całego domu i żeby nie ona, to nie wiem, kto utrzymywałby ten duży dom. No może nieraz coś spokojnie powie, ale tego to nawet słoń by nie wytrzymał. A w oczach jego rodziny to postrach może nawet całego miasta. Nie wiem, mam wrażenie, że to właśnie ta ciocia nastawia wszystkich w swojej rodzinie, tj. jego rodzinie przeciwko mojej rodzinie, a jest w swojej rodzinie autorytetem. Chcę przyjąć jego do siebie, namawiając, żeby wyprowadził się od żony i dziecka, no i tej strasznej teściowej. Jeszcze nie wrócili, ale aż boję się dalszych awantur. Czy można coś z takim problemem zrobić ? Bardzo proszę o jakąkolwiek podpowiedź, u nas zawsze wszyscy się kochali i szanowali, a teraz taki straszny problem. Dziękuję za odpowiedź.

KOBIETA, 60 LAT ponad rok temu
Mgr Kamila Drozd Psycholog
80 poziom zaufania

Witam serdecznie!

Bardzo trudno radzić w kontekście relacji rodzinnych. Nie wiem, jak wygląda cała sytuacja ze strony rodziny męża Pani siostrzenicy. Znam jedynie Pani relację, która na pewno jest subiektywna. Dziwi mnie tylko trochę fakt, że to Pani prosi o pomoc i jakąkolwiek interwencję w tej sprawie, a nie sama osoba, którą bezpośrednio dotyczą problemy, a więc Pani siostrzenica. Nie wiem, czy jest aż tak zastraszana przez męża, czy ignoruje problem, czy po prostu boi się przyznać sama przed sobą, że jej małżeństwo nie prezentuje zbyt dobrej jakości. Wydaje mi się, że problem nie dotyczy tylko i wyłącznie nieprawidłowych relacji na linii mąż-żona i potencjalnego kryzysu małżeńskiego, ale trudności mają bardziej rozlany charakter.

Z Pani opisu wyłania się obraz dwóch wzajemnie rywalizujących ze sobą rodzin – opozycyjnych zespołów. Zarówno chce interweniować w życie kobiety jej rodzina – Pani jako ciocia, jej matka, ale też rodzina męża Pani siostrzenicy, czyli jego ciotka czy rodzice. Każda ze stron uważa, że chce lepiej dla pary, że przeciwna strona chce gorzej, a co więcej wykorzystuje małżeństwo. W ten sposób łatwo skłócić małżonków, którzy nie wiedzą, za kim mają się opowiedzieć. Wydaje mi się, że najzdrowiej byłoby, gdyby małżonkowie – Pani siostrzenica i jej mąż razem z córeczką wyprowadzili się i zaczęli żyć na własny rachunek. Nie w domu u teściowej, nie w domu u matki kobiety, ale samodzielnie. Oczywiście, wsparcie rodziny jest ważne, ale źle pojęta troska o dzieci może przynieść więcej szkód niż dobra.

Przestańcie traktować się jako potencjalnych wrogów. Pora zrozumieć, że od momentu zawarcia małżeństwa Pani siostrzenicy rodzina jej partnera jest w pewnym sensie też Waszą rodziną. Bez sensu wprowadzać podziały na MY i ONI. Rozumiem Pani obawy i wątpliwości, jeśli chodzi o zachowanie męża siostrzenicy – jego ciągłe pretensje, awantury, brak wsparcia finansowego dla żony, ignorowanie choroby córki itp. Nie zamierzam usprawiedliwiać jego zachowania. Chodzi mi o to, że to Pani siostrzenica musi zauważyć problem i podjąć kroki w kierunku naprawy związku albo podjąć decyzję o rozstaniu z mężem. Pani może dyskretnie doradzać, rozmawiać z nią, ale nie może być inicjatorką zmian ani decydować o jej życiu. Pani siostrzenica musi zacząć żyć samodzielnie – jest dorosłą osobą, ma własne życie i bierze za nie odpowiedzialność.

Wkraczając w jej życie ze „złotymi radami”, uniemożliwiacie jej swobodne dokonywanie wyborów. Ona może czuć się jak w matni: z jednej strony mąż, z którym zapewne chciałaby żyć z zgodzie, chociażby dla dziecka, z drugiej strony rodzina, kochająca, wspierająca, ale być może czasami zbyt nachalnie ingerująca w jej prywatne życie. Osobiście radziłabym Pani siostrzenicy szczerą rozmowę z mężem na temat jej oczekiwań, marzeń, potrzeb, tego, co jej się nie podoba w zachowaniu męża, rozmowę na temat tego, czego pragnie jej mąż, dlaczego jest antagonistycznie nastawiony do jej rodziny. Dobrze by było, gdyby ich rozmowa (bez świadków żadnej z rodzin) była wstępem do rozważenia decyzji o podjęciu terapii małżeńskiej. Myślę, że wsparcia psychologa nie tylko potrzebuje mąż Pani siostrzenicy, ale również ona sama. Jej nie jest łatwo, ale możliwe, że go również męczą ciągłe wyjazdy, bo praca, bo kariera zawodowa, co przekłada się na brak czasu dla żony i dziecka.

Pozdrawiam i życzę powodzenia

0

Witam Panią Serdecznie,

Wskazana byłaby zwyczajna rozmowa z psychologiem, by mogła Pani zobaczyć ten temat z innej perspektywy, do czego serdecznie Panią zachęcam i przez to być pomocną
w relacji z Najbliższymi.

Życzę Pani tylko radości i pomyslnśsci,
irena.mielnik.madej@gmail.com

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty