Bulimia - czy to są objawy?

Dzień dobry. Nie wiem dlaczego właściwie teraz zdecydowałam sie napisać tego maila, ale to chyba wynika z potrzeby porozmawiania z kimś, zasięgnięcia rady, może pomocy. Wiem, że powinnam się udać do specjalisty, ale się wstydzę. I boję. Moje problemy rozpoczęły sie 3 lata temu. Byłam wtedy pełną życia 15-letnią dziewczyną z pasją (tańczyłam taniec towarzyski od 9 roku życia), z masą przyjaciół, wiecznie uśmiechniętą. Ważyłam wtedy 54 kg przy 170cm wzrostu.- wszystko w normie. Ale w gimnazjum musiałam zmienić szkołę i przeniosłam się tam, gdzie uczyła się moja przyjaciółka - Marta. I w tym momencie moje problemy zaczęły się na dobre. Koleżanka ta ważyła już wtedy ponad 100 kg i zaczęła mnie zapraszać na wspólne przesiadywanie, oglądanie filmów - zgadzałam się, bo niby czemu nie? Przez pół roku przytyłam 20kg. Nie wiedziałam kiedy stałam się 74-kilogramową kulką. Przestałam chodzić na zajęcia, odcięłam się od znajomych i wspólnie z Martą siedziałyśmy codzienne, zajadałyśmy smutki: jadłyśmy, bo byłyśmy grube, byłyśmy grube, bo jadłyśmy - zamknięte koło, nie mające końca. Tak się zapędziłyśmy, że moja najwyższa waga wynosiła 96 kg.

Moja mama była przerażona, ciągle powtarzała mi "Zrób coś ze sobą!", ale mi było to obojętne... - przecież i tak nie miałam znajomych, nie chodziłam na imprezy, nie znaczyłam nic. Z atrakcyjnej nastolatki stałam się pośmiewiskiem szkoły. Bo jak wyglądałyśmy, idąc ramię w ramię korytarzem gimnazjum: ja 96 kg i Marta 130kg... Wmawiałam sobie, że jest mi to obojętne, ale w rzeczywistości wszystko w środku mnie bolało, nie chciałam żyć. Pewnego dnia zajadając się orzechami w karmelu weszłam w folder "Zdjęcia" na komputerze. Unikałam go odkąd zaczęłam waży 2x tyle co wcześniej. Jak popatrzyłam na swoje nogi, brzuch, wypracowane ciało... Poleciałam do łazienki i zaczęłam wymiotować Tak mi się to spodobało, ze jadłam całą noc i wymiotowałam, na przemian płacząc.. to ze szczęścia, to z żalu. I tak to się zaczęło. To jadłam pizzę z cola, to leciałam w barze do łazienki.. Wymiotowałam i znowu wracałam i jadłam.. I znowu łazienka-bar, łazienka-bar.. Potrafiłam godzinami biegać w tą i z powrotem.. Bo mogłam zjeść wszystko i nie przytyć.

Dodatkowego kopa, aby tak robić otrzymałam, gdy zobaczyłam, że dzięki 'tej diecie' chudnę. Na wadze pojawiały się kolejno: 90kg, 85, 80, 75... Aż znowu wpadałam w wir niekontrolowanego jedzenia i tyłam.. 75, 80, 85, 90, 95.... I znowu: jedzenie i wymioty: 95, 90, 85, 80, 75... Trwało to dwa lata. Miesiąc po moich 18-stych urodzinach postanowiłam, ze wezmę się za siebie.. Ważyłam wtedy znowu 96 kg.. A za pół roku miałam mieć studniówkę. Na studniówce ważyłam 80kg (oczywiście nie dzięki ćwiczeniom, a wymiotowaniu)... A tak bardzo chciałam założyć krótką sukienkę... Przez ostatnią klasę liceum moja waga wahała się 95-80kg, nigdy mniej. Niby byłam lubiana, ale wytykano mnie palcami. Na szczęście w liceum już nie uczyłam się z Martą i przerwy spędzałam na zajadaniu się zapiekankami. Po maturze zdałam sobie sprawę, że w sierpniu idę na studia.. Nie mogę zacząć kolejnego etapu życia z tą wagą co teraz... Nie chcę być dziwadłem, które niesie swój bebech przez korytarz, maskuje się czarnymi ubraniami czy ściska pasami elastycznymi, żeby zmieścić tyłek w spodnie o 3 rozmiary za małe...

Tych ostatnich wakacji nie pamiętam, wpadłam w wir odchudzania. Najpierw odwiedziłam dietetyka, dzięki jego pomocy schudłam pierwsze 10 kg, a później sama ustalałam sobie diety coraz to bardziej zmniejszając ilość jedzenia. Jadłam minimalne porcje potraw... Około 500-600kcal na dzień, z czego 400kcal spalałam na siłowni, na basenie, biegając, robiąc brzuszki. Ciągła dieta, liczenie kalorii, ważenie się 3-4 razy dziennie, płacz, histeria, ulga mieszające się z radością, wycieńczeniem, satysfakcją.. Miliony uczuć przeplatające się w jednej osobie z powodu wagi. To ciągłe myślenie o jedzeniu, o kaloriach, o składzie danej potrawy jest koszmarem... Wiesz, że jak zjadłaś na śniadanie 200kcal, to na drugie śniadanie możesz tylko 90, a na obiad 300kcal.. ale skoro poszłaś na spacer i spaliłaś około 100 kcal, to możesz zjeść dodatkową marchewkę... - ale jej nie zjesz, bo to przecież 100 kcal mniej niż zwykle. Jeden wielki koszmar. Przez 7 miesięcy schudłam 28 kg. Przez ten cały okres odchudzania nie zwymiotowałam ani razu, bo nie miałam czym. Dostarczałam organizmowi tyle jedzenia - tak minimalne porcje, że ledwo starczało mu na to, aby nie zasłabnąć.

Obecnie mam 19 lat, w lipcu kończę 20. Od pół roku ważę się codziennie, moja obecna waga to 63,6 kg przy wzroście 175cm. Diety nigdy nie skończyłam, cały czas starałam się odżywiać tak samo.. Ale coś we mnie pękło. Od października znowu ze sobą walczę. Walczę z bulimią, bo czas otwarcie przyznać, że jestem chora i potrzebuję pomocy. Nikt nie jest sobie w stanie wyobrazić, co czuje osoba chorująca na bulimię... Kiedy wbiega się do sklepu z uśmiechem na ustach, wkłada do koszyka wszystko co wpadnie pod ręce: bułki słodkie, pączki, masło, serki, chrupki, ciasta, ciastka, batony, napoje gazowane, pizze mrożone, majonez, ketchup, soki, czekolady, kartony lodów... leci się prędko do kasy, patrzy z obłędem w oczach na kasjerkę, która powolnymi ruchami skanuje kody kreskowe przy kasie, z chęcią wyrwania jej produktów i jedzenia, jedzenia, jedzenia! Nie ma większej radości, kiedy oddaje Ci zapłacony rachunek na kwotę około 100zł, a ty biegniesz do domu z myślą o jedzeniu, jedzeniu, jedzeniu.. O tym, ze w końcu "ta głupia baba" dała ci twoje smakołyki, którymi będziesz mogła się z radością i łzami w oczach objadać przed jakimś filmem, mając nadzieję, że zmieścisz wszystko na raz..

Kiedy jesz, nie ma niczego piękniejszego. Nie liczy się gdzie jesteś, co robisz w danej chwili, ważne jest tylko to, że ciągle coś przeżuwasz. Kiedy stajesz się pełna, robi ci się niedobrze, biegniesz do łazienki i wymiotujesz. Nie musisz już nawet prowokować wymiotów, pomagać sobie, wszystko samo wychodzi, potrzebujesz kilku sekund, aby pozbyć się "trucizny". A później człowiek jest pusty... Czuje do siebie wstręt... Ale kiedy wchodzi do pokoju i znowu widzi jedzenie, rzuca się na nie z pazurami jak wygłodniałe, dzikie zwierze na padlinę. Je, je, je... I zaraz biegnie wymiotować.. I tak, aż do momentu, gdy zabraknie jedzenia... Po ostatnim wymiotowaniu wypija się butelkę wody i wmawia się sobie, że to był ostatni raz, że to się nie powtórzy... I tak codziennie od października sobie wmawiam i nie umiem przestać. Później dwa, trzy dni nic nie jem...A w dniu czwartym zjadam takie porcje, że nie umiem sama tego zliczyć. I tak cały czas, całe dnie, tygodnie, miesiące. Nie potrafię sobie z tym poradzić.

Nie wiem do kogo mam się zwrócić, komu powiedzieć... Powiedziałam o tym Marcie, ale ona zaczęła ze mnie kpić... Powiedziałam też rodzicom, ale tak się wystraszyli, że przekonałam ich, że w sumie się myliłam, że to bulimia, że miałam tylko zatrucie... Nie mogę ich obarczać takimi problemami. Jestem z tym wszystkim sama. Nie umiem sobie dać rady, kiedy przechodząc obok cukierni widzę ciastka, muszę je kupić, zjeść, a później zwymiotować... Nie umiem przestać. Kiedy jem, nie jestem sobą, nie umiem sobie wytłumaczyć, ze tak nie można. Totalnie się zatracam w jedzeniu, w myślach mając wizję wymiotowania.. Ciągle chodzę zła, rozdrażniona, nic mi się nie chce, przesypiam większość dnia, nic mnie nie cieszy, nie interesuje. Źle się czuję ze sobą, ze swoim ciałem, ze swoimi ciągłymi myślami, które błądzą dookoła jedzenia i wymiotowania.

Teraz były święta, miałam okres głodu, nie zjadłam nic przez Wigilię i dwa dni świąteczne. Ale od wczoraj znowu jem i wymiotuję. Pisząc ta wiadomość, siedzę i jem ciasto, popijam coca-colą, zagryzam tłustym kotletem z ogórkami, czekoladą, chrupkami, żelkami, batonami. Już zaczyna mi się robić niedobrze, więc za chwilę idę odprawić stały rytuał. Proszę o pomoc. Błagam. Nie chcę tak dalej żyć... Nie mogę.

MĘŻCZYZNA, 19 LAT ponad rok temu

Witam serdecznie,

Twój opis bardzo trafnie oddaje typowe objawy bulimii.
To, że potrafisz nazwać i opisać swój problem to pierwszy, ważny krok.
Kolejny- to leczenie. Polega ono na psychoterapii i okresowych kontrolach lekarskich.
Bulimia jest spowodowana szeregiem czynników psychologicznych. Część z nich wyzwala i podtrzymuje objawy bulimii- są one indywidualne. Takim problemem może być np. niska samoocena, zależność od innych, perfekcjonizm, skłonność do impulsywnych działań, problemy z wyrażaniem emocji.
Inne czynniki psychologiczne są związane z samymi napadami objadania- np. można wyróżnić typowe dla danej osoby ,,myśli przyzwalające" na napad objadania, typowe myśli i emocje które poprzedzają objadanie i pojawiają się jako konsekwencja napadu, przekonania o braku kontroli itd.
Przy pomocy psychoterapii można więc wpłynąć na same objawy, jak i dotrzeć do przyczyn bulimii.
Byłoby więc najlepiej, gdybyś skorzystała z indywidualnej psychoterapii.
Polecam Ci w szczególności psychoterapię poznawczo- behawioralną lub interpersonalną, które mają udowodnioną skuteczność w leczeniu bulimii.
Z Twojego opisu wynika, ze jesteś pełnoletnia, sama więc odpowiadasz za swoje leczenie.
Polecam Ci doskonały podręcznik samopomocy M. Cooper i G. Todd: ,,Bulimia- program terapii".

http://portal.abczdrowie.pl/leczenie-bulimii

Serdecznie pozdrawiam

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty