Czuję się nic niewarta. Proszę o jakąś radę!
Witam, nazywam się Joanna, mam 17 lat. W związku z faktem, że zupełnie nie mam się do kogo zwrócić z moim problemem (rodzina dodatkowo neguje i umniejsza mój stan, wyśmiewając go), postanowiłam zwrócić się do Państwa o pomoc. Jeżeli taki wątek już istniał, bądź mój problem jest śmieszny, proszę gorąco o wyrozumiałość. Proszę też o wybaczenie długości tego postu.
Otóż mój problem, pomimo że nie mogę go określić, istnieje. Nie umiem po prostu zrozumieć, co mi dolega, co powoduje u mnie okropny stan apatii i lęku. Każdy człowiek ma problemy, a moje, w stosunku do tego jak je przeżywam, wcale nie są tak wielkie.
Najbardziej dręczy mnie mój wygląd zewnętrzny i problemy z nauką w szkole, które spowodowane są zresztą przez to niezmaterializowane "coś", co mnie tak zżera od środka. Jestem ładną dziewczyną, nie jest to akt zadufania w sobie, interesuje się mną płeć przeciwna, owszem. Niestety, mam sporą nadwagę, co spędza mi sen z powiek.
Mam dobrych rodziców, niewielkie wymagania od życia. Jestem aż nader tolerancyjna, spokojna i obiektywna, o pragmatyczności nie wspominając. Jestem też do bólu nieszczęśliwa. Zdaję sobie sprawę z moich zalet, ale są one niczym - nie satysfakcjonują mnie. Cierpię, bo moje życie może być takie, jakim bym chciała żeby było.
Zawsze coś się psuje, mimo starań i niewielkich oczekiwań. Nie mogę siebie znieść. Uważam się za niegodną szczęścia. Uważam, że jest ono zbyt efemeryczne, by usilnie się o nie starać. Nie wierzę, że może mnie ktoś pokochać i być mi wiernym, że komuś może tak naprawdę zależeć na mojej osobie. Nie uważam, że moje życie jest bez sensu, uważam, że nie ma znaczenia czy żyję, czy nie.
W chwilach z jednego załamania na drugie, co noc proszę los, by się już rano nie obudzić. Nie robię sobie krzywdy, nie mam na to ochoty, nic mi to nie da. Często rozmyślam o śmierci, o tym, jak przytrafia mi się coś złego, ale nie planuję się zabić. Zbyt wiele włożyli we mnie rodzice. Strasznie się boję, że sobie nie dam rady. Moja przyszłość to istny tragizm. Skończę liceum, wybiorę jakieś studia, będę mało zarabiać i będę nadal nieszczęśliwa.
W szkole zależy mi tylko na przedmiotach rozszerzonych, to znaczy na językach. To jedyne co mi wychodzi. Reszta jest "dobra" tylko dlatego, żeby rodzice się nie czepiali. Mnie nie zależy. Nie zależy mi, co myślą o mnie inni, nie zależy, by być szczęśliwym. Ogarnęła mnie zupełna obojętność. Najczęściej odczuwam strach, gniew, rozpacz i co wieczór płaczę.
Nie umiem się wziąć za siebie. Mam zbyt ambitne plany - schudnąć, poprawić się w nauce, rozwijać się, być lepszym człowiekiem, zrobić coś z sobą, ale nie robię nic. Nie wiedzieć czemu postępuję wprost przeciwnie. Nie umiem się na niczym skupić, nic tak naprawdę mnie nie cieszy. Co gorsza, nie chce mi się robić rzeczy, które kiedyś uwielbiałam. Jedyne, co do siebie dopuszczam, to siedzenie całymi dniami przed komputerem, spanie i jedzenie. To jest straszne!
Uciekam od rzeczywistości jak mogę. Nie umiem sobie pomóc mimo starań. Trudno opisać, jak jest mi źle. Ten stan trwa już od września, wcześniej były tego zalążki, ale nie było to aż tak poważne, jak kształt, który przybrało teraz. Boję się. Jest ze mną naprawdę źle i wiem, że będzie coraz gorzej. Pragnę przespać całe życie, nie podnosić się z łóżka, nie spotykać nikogo, zapomnieć, nie myśleć.
Rok temu brałam deprim, ale nic mi nie pomógł. Straciłam wszystkich przyjaciół, z nikim się nie spotykam, tyle co rozmawiam w szkole z klasą. Czasem poznam kogoś przez Internet, ale tego nawet w małym procencie nie można nazwać przyjaźnią. Jest tylko jedna osoba, której ufam, ale mieszka 300 km ode mnie. Stara się pomóc, ale nie umiem jej do siebie dopuścić.
Izoluję się od świata. Na samą myśl kolejnego dnia ogarnia mnie strach i złość. Rozpacz... Nie kontroluję już tego. Czuję się zbędna, stałam się przez te parę miesięcy karykaturą samej siebie, wstydzę się pokazywać ludziom, odzywać. Straciłam do siebie zaufanie. Ciągle zawalam.
To i tak tylko skrót, ale nie chcę zbytnio Państwa zajmować swoją nieistotną i nic niewartą osobą... Mam nadzieję, że odpowiedzą mi Państwo, choć w jednym, a tyle dla mnie pomocnym zdaniu! Przepraszam za zawracanie głowy. Nie wiem, co z sobą zrobić.... Pozdrawiam, Joanna