Czy podane objawy świadczą o nerwicy histerycznej czy o początkach demencji?
Mama ma 80 lat. Od pewnego czasu niepokoją mnie symptomy związane z funkcjonowaniem jej psychiki. Zaczęło się od mylenia przez nią wydarzeń. Miała jakby fałszywe wspomnienia. Do tej pory, zakładając, że przypilnowało ją się, żeby się skoncentrowała, raczej zapamiętuje nowe informacje i potrafi je powtórzyć kolejnego dnia i dalej. Natomiast w "naturalnym" stanie potrafi przychodzić co 5 minut i zadawać to samo pytanie (pomimo tego, że dostaje na nie konkretną odpowiedź). Zrobiła się rozchwiana emocjonalnie. W tej chwili od dłuższego czasu praktycznie niczego nie je (jedynie jakieś potrawy zblendowane z wodą na wiór), ponieważ twierdzi, że tak bardzo boli ją po tym gardło, że nie może jeść. Twierdzi np. że nie zje gotowanego ryżu, bo będzie ją drapał w gardło. Wszyscy dotychczasowi lekarze zgodnie stwierdzili, że to jest niemożliwe. Laryngolog stwierdził wysuszenie śluzówki gardła, ale kazał normalnie jeść chleb. Do mamy to nie dociera. Tak samo nie da się kupić jej ubrań. Wszystkie ją uwierają, są za grube albo za szorstkie. Nie
pójdzie do szpitala, bo nie ma piżamy (bo patrz wyżej). Woda mineralna jest twardsza od tej w czajniku (ale gdy laryngolog kazał pić mineralną, to wieczorem nagle wyskoczyła "daj mi szybko wodę mineralną, bo lekarz mi kazał!"), chleb bez niebieskiej etykietki też gryzie w gardło. Przeszkadzają jej dźwięki, przeszkadzają kolory. Nie ogląda przez to już nawet telewizji (wcześniej wymusiła zakup nowego odbiornika, bo stwierdziła, że stary jej buczy i nie może tego znieść, po czym po podłączeniu nowego stwierdziła, że nie może go oglądać, bo rażą ją kolory). Nie chce rozwiązywać nawet krzyżówek (bo rażą ją niby kolory). Mówi, że ma przeczulicę na całym ciele, wszystko ją piecze. Potrafi zadzwonić do mnie, gdy jestem w popołudniowej pracy i histeryzować, żebym natychmiast wracała do domu, bo ona "umiera" i że trzeba jej zrobić jeść (mama doskonale porusza się o własnych siłach i może to jedzenie sobie sama zrobić, zwłaszcza, że chodziło o zwykły kleik zalewany wodą). Od lat bierze Stilnox. Niedawno udało się na niej wymóc, żeby zeszła z 15 mg do 10 mg. Bywa, że po wzięciu tabletki przychodzi do mnie i gada totalne bzdury, jednocześnie nie reaguje w ogóle na to, co się do niej mówi. Zupełnie jakby miała własny świat. Lekarze próbowali jej pomóc, zapisując inne leki, ale nie chce ich brać, bo twierdzi, że mają skutki uboczne i wykończy sobie gardło (Stilnox ma znacznie więcej i znacznie gorsze skutki uboczne, ale to do niej nie przemawia). Ewentualnie kończy się tym, że przyjmuje Coaxil albo Mirtor razem ze Stilnoxem. Do niedawna podawałam jej Nutridrinki, które dodatkowo zapijała także mlekiem, jednak od czasu ostrej biegunki, która skończyła się wizytą karetki i podróżą na izbę przyjęć, nie przyjmuje i drinków. Poza tym wkręciła sobie, że nadal ma tę biegunkę (a wczoraj znowu leżała na izbie przyjęć bez Stoperanu i jakoś kupy nie zrobiła). Ogólnie pamięta niby, że ma coś zrobić, ale potrafi zrobić jakąś totalną głupotę. Np. dostała przypisany Xifaxan, który miała brać dwa razy dziennie po 2 tabletki rano i wieczorem. Sama podaję jej te leki. Dostała rano, po czym o 15:00 przychodzi do mnie i mówi, że wzięła Xifaxan i pyta, czy dobrze zrobiła. Wczoraj przyszła i próbowała wymusić na mnie, żeby jej pokazać, jak odblokowuje się ekran w telefonie, który ode mnie dostała. Powiedziałam, że sama musi dojść do tego. Nastąpiła cała sekwencja jęczeń, jak to ona się źle czuje i nie może z tego powodu myśleć. Uciekłam na dół. Po moim powrocie okazało się, że doskonale sobie poradziła. Nie mam pojęcia, czy to nerwica histeryczna czy raczej początki demencji?