Czy skoro myślę już o śmierci znaczy, że potrzebuję pomocy?
Wstaję rano, patrzę w lustro i kiwam głową, jestem załamana. Chwile się szykuję, wyjdę z psem, w międzyczasie zdążę pokłócić się z mamą… Może zacznę od tego, że mam 17 lat, za parę miesięcy będę pełnoletnia. Idę do szkoły, wciąż myśląc nad swoimi wadami, a to, że mam grube nogi i powinnam się odchodząc, to że nieładne włosy. Już wywnioskowałam, że mam fiola na swoim punkcie. Porównuję się do innych i wtedy żałuję, że założyłam tę bluzkę, a nie inną, te spodnie, te buty. Kiedyś byłam pewną siebie dziewczyną, mogłam sobie owinąć każdego wokół palca... Gdy miałam 14 lat zakochałam się w pewnym chłopaku, który niestety się tylko mną bawił tylko, że ja tego nie widziałam. Do tej pory śni mi się on po nocach, strasznie mi go brak. Moja babcia ma schizofrenię, ciągle tylko muszę wysłuchiwać jak to jej wchodzą do mieszkania i podtruwają jej organizm. Mama ciągle pracuje, nie mam z nią większego kontaktu, nie mogę z nią porozmawiać na każdy temat. Niby to kobieta współczesna, ale w głowie się jej nie mieści, żebym wróciła nad ranem z imprezy - ok wiem, rozumiem, jestem jedynaczką, ma tylko mnie, nie mamy dobrego kontaktu z resztą rodziny (tata wybił mamie zęby, jest alkoholikiem, nikt nie wie gdzie jest, brakuje mi ojca choć tak naprawdę go nie znam). Nie mam ochoty na nic, siedzę tylko w domu, obżeram się ciągle jakimś jedzeniem, choć postanowienie ciągle jest, że się powinnam odchodząc, oglądam filmy i myślę o samobójstwie. Wiecie, jakby to było jakbym się zabiła? Czy ktoś by płakał? Czy ktoś byłby smutny? Czy ktoś by tęsknił, a może ktoś by się cieszył? Ta myśl prześladuje mnie od rana do wieczora, odkąd wstanę, aż dotąd, aż kładę się spać. Nie mam chęci do nauki, czuję się nieatrakcyjna. Mama ciągle krytykuje moją osobę, bo "chce dla mnie dobrze". W tym źle wyglądam, tego mam nie kupować, etc, etc. Mam czasami ochotę wsiąść w pierwszy lepszy pociąg i jechać gdzieś... Ja nawet nie chcę mieć chłopaka, bo gdy wychodzę mama potrafi dzwonić 5 razy gdzie jestem itp., chociaż zawsze jej mówię gdzie wychodzę i z kim. Nie mam ochoty chodzić do szkoły, myślałam o tym żeby iść zaocznie, skończyć liceum i w międzyczasie iść do pracy. Gdy ktoś mnie obrazi udaję twardą i pyskują, ale gdy przychodzę do domu wybucham płaczem. Nie widzę siebie w przyszłości, wiem, że nie zdam matury z jednego przedmiotu, co dalej? Nie wiem już co mam robić... Chcę się zabić, ale mam zbyt mało odwagi.