Jak powinnam się zachowywać w sytuacjach, kiedy Rodzice się kłócą?
Witam, właściwie to nie wiem, czy trafnie zadałam pytanie. Mam 28 lat, a sytuacja wygląda następująco. Na chwilę obecną jeszcze mieszkam z Rodzicami i z nimi pracuję, mamy wspólną firmę. Rodzice kłócili się zawsze, odkąd pamiętam, zawsze były zastraszania rozwodem, ale patrząc na to z perspektywy czasu i mojej, jednak większej, świadomości, stwierdzam, że taki mają oboje charakter, nikt nie popuszcza, a w gruncie rzeczy to się kochają. Ja jestem jedynaczką i zawsze ciężko sobie radziłam w tych sytuacjach. W dalszym ciągu to trwa. Jedyne co się zmieniło, to to, że jestem często świadkiem tych kłótni. Sama próbuję ułożyć swoje życie z chłopakiem i zdaję sobie sprawę, że kłótnie są rzeczą naturalną, ale do pewnego momentu. Mój Tato bardzo się zmienił. Co prawda zawsze wytykał nam wszystkie błędy, porównywał do innych mówiąc, że inni są lepsi, ale teraz jego zachowanie dla mnie jest niewytłumaczalne. Rozumiem praca, stres, zmęczenie... Znalazł sobie grupkę kolegów, z którymi baluje, spotyka się. Podejrzewam, że nie tylko z nimi, że ma kogoś, ale to są moje przypuszczenia. Często wieczorami nie ma go w domu, bo wychodzi na spotkania. Ma pretensje do Mamy, że ona nie ma swoich koleżanek, że ona nie wychodzi. Pomijając jego wyjścia, bo ich dobrą stroną jest to, że wtedy go nie ma i jest spokojniej, to nie da się z nim rozmawiać, żadna z nas nie wie, czy właściwie sformułuje zdanie, czy siedzi prosto, za co zaraz oberwie. Fakt jest taki, że wszystkim nam nerwy puszczają i każdy z nas dolewa oliwy do ognia, jak już się zacznie. Ale ani ja, ani Mama nie mówimy do niego w taki sposób jak on do nas. Ta złość, agresja, wyraz twarzy, jakby chciał nam coś zrobić. Słowa które z jego ust padają w stylu: „Ty szmato, uważaj bo Cię zaraz trzasnę, idź stąd, wynoś się, nie chcę Cię widzieć...” bolą bardzo. Jesteśmy często szantażowane tym, że nie mamy po co przychodzić na następny dzień do pracy, bo już nas tam nie ma. Że jesteśmy na pierwszym miejscu na wylocie, że wszyscy inni są dobrzy, a my beznadziejne. Bo to on haruje na nas, a my mu tylko przeszkadzamy. Dużo emocji, za dużo tych negatywnych, łącznie z nienawiścią do niego (chodź tego bardzo nie chcę). Na drugi dzień emocje są przenoszone do pracy, wszyscy widzą, że coś jest nie tak, a ja świecę oczami, że nic się nie stało, choć trudno wytłumaczyć trzaskanie drzwiami. Jeszcze jedna kwestia, Mój tato ubliża Mamie, widzę jak gaśnie w oczach, a robi to często przy innych, zresztą wobec mnie tak samo. Nie wiem, jak wtedy reagować, rozmowy krzyki nic nie dają. A ja nie mogę pozwolić na to, żeby on tak traktował Mamę, nas. Proszę mi pomóc, czy powinnam stać z boku, olewając to. Czy interweniować? Jeśli tak - to jak, rozmawiać? - nie potrafię z nimi bez emocji, mimo że się bardzo staram. Czasem staram się porozmawiać - o co poszło. Ojciec daje jedną wersję skrajnie różną od tego, co opowiada Mama. Zasugerowałam wizytę u specjalisty, żeby sobie pomogli, bo ja nie umiem być mediatorem. Wiem, że wina w tym wszystkim jest pewnie pośrodku. Chociaż bardzo kocham swoją Mamę, jesteśmy mocno związane emocjonalnie, to wiem, że potrafi wbić kij w mrowisko, że ma swój charakterek. Ale się nie zgodzi, a ja już nie daję rady, kłótnie są przynajmniej raz w tygodniu przez dwa trzy dni i nigdy nie wiadomo, kiedy wszystko wybuchnie z maksymalną siłą. Nie umiem być obojętna, bo zbyt boli zachowanie Ojca. Myślałam o zmianie pracy, ale to ciężki temat, firma rodzinna, którą budujemy od lat kilkunastu i gdybym tak zrobiła, prawdopodobnie musiałabym odciąć się od Rodzinki -> patrz Tato. Jest to jeszcze kwestia do zastanowienia się, bo jak tak dalej będzie, kto wie. Co mam robić? Żyjemy w stałej huśtawce emocjonalnej, nie dam rady tak dalej, wszyscy cierpimy, a co jeżeli Tata ma kochankę? Kiedyś mu to powiedziałam, że mam takie podejrzenia - zareagował agresją, a te moje przypuszczenia nie są bezpodstawne, zresztą mama sama o tym głośno mówi, choć nie wiem, czy ma dowody. Proszę o pomoc