Jak żyć, gdy już nie ma sił?

Mam 15 lat, jestem nieśmiała, cicha, młomówna itp. Trudno nawiązuję kontakty. Nie mam przyjaciół. W podstawówce jak i w gimnazjum obrzucali i czasami nadal obrzucają mnie obelgami typu: jaka gruba, świnia, cicha, dziwna, itp. A ja zawsze chciałam być taka jak inni: odważna, śmiała, rozrywkowa, rozmowna, itd.

Boję się rozmów i mam tremę przed wystąpieniami publicznymi. Wstydzę się. Byłam spychana na bok, a gdy teraz traktują mnie normalnie, to nie potrafię sobie tego uświadomić, wyobrazić. Gdyby pani poprosiła mnie o wypisanie swoich zalet i wad, wypisałabym same wady, bo zalet nie dostrzegam. W gronie ludzi boję się odezwać, boję się reakcji innych. Zawsze wyobrażam sobie co pomyślą o mnie inni, gdy powiem lub zrobię to czy tamto. Jestem zamknięta w sobie. Nie potrafię rozmawiać o swoich problemach z rodzicami i ogólnie...

Gdy byłam młodsza tata za każde nieposłuszeństwo, np. niewyrzucenie śmieci albo niezrobienie zadania domowego, bił mnie pasem (teraz czasami też się zdarza, aczkolwiek rzadziej). Nie mam zaufania do rodziców: zawsze gdy tata chciał mnie zlać szukałam pomocy u mamy, choć z czasem i ona przestała pomagać. Teraz jedyną pomoc widzę w osobach duchownych, w Bogu, bo wiem, że on nie zleje mnie za moje upadki, błędy - da kolejną szansę, poczeka.

Poszukuję kapłana lub zakonnika psychologa, ale narazie nie znalazłam :( Przed kimś takim łatwiej byłoby mi się otworzyć. Jeden ksiądz uświadomił mi, że nie jestem sobą, że na każdym kroku zmieniam maski: wśród koleżanek jestem inna, dla Boga jestem inna, po prostu nie wiem jaka jestem. Zatraciłam poczucie własnej wartości. Chciałabym potrafić podejmować poważne decyzje i nie wahać się zawsze, bo na każde zapytanie zwykle odpowiadam "nie wiem".

Mam nadzieję, że to wystarczy i coś pani poradzi, bo już nie wiem co robić. Miałam nawet myśli samobójcze, ale na szczęście przeszły i mam nadzieję że nie wrócą. Jestem wrażliwa, być może czasami aż za bardzo, i każdy ból wydrapuje mi głęboką ranę w sercu :( Od niedawna zaczęłam się ciąć. Fakt boli, ale pomoga, czuję ulgę. Teraz nie mogłabym przestać, zbyt mi to pomaga. Mogłabym się ciąć całymi dniami, byle zapomnieć o wszystkim.

Moje życie nie mam sensu, przyszłości, chcę być sama - wystarczy mi żyletka i cztery ściany. Widok krwi na mojej ręce i ran uspokają mnie. Zapominam o tym, co wokół mnie, tak jest mi lepiej. Widzę, że moimi przyjaciółmi teraz są ból, krew i żyletka - przynajmniej nie mają zamiaru mnie opuścić... :((

KOBIETA, 15 LAT ponad rok temu

Witam!

Twoje problemy są bardzo poważne i wymagają konsultacji ze specjalistą. Powinnaś skorzystać z pomocy psychologa, nie ma znaczenia czy jest duchowny czy świecki. Psycholog pomoże Ci poradzić sobie ze swoimi emocjami i odpowiednio je rozładowywać.

Agresja skierowana na siebie nie jest rozwiązaniem, nawet nie łagodzi bólu duszy. Cierpisz jeszcze bardziej. Poszukaj pomocy innej osoby. Psycholog i jego wsparcie da Ci możliwość odzyskania radości życia i podwyższenia swojej samooceny. W takich sytuacjach nie można walczyć samotnie, bo to nic nie da. Pozwól sobie pomóc. Idź do psychologa.

Pozdrawiam

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty