Mam dość życia w lęku i strachu!
Od zawsze towarzyszył mi lęk. W mniejszym lub większym (zazwyczaj) stopniu. 4 lata temu umarł mój ojciec. Mama załamała się i tak naprawdę sama musiałam ją pocieszać i podnosić na duchu. Wcześniej (jakieś 4 lata przed śmiercią taty) przechodziła depresję, co też odbiło się na rodzinie. Przeżywałam niesamowity stres związany ze studiowaniem i kosztami związanymi ze studiami (nie miałam pomocy znikąd, sama musiałam zatroszczyć się o pieniądze, nie mogłam liczyć na pomoc mamy, jakiekolwiek wsparcie). Miałam ogromną presję związaną z koniecznością ukończenia szkoły. Jak najszybciej. Teraz z miesiąca na miesiąc jest coraz gorzej. Chodziłam na psychoterapię, ale nie rozwiązała moich głębokich problemów. Uciekam. Boję się. Nie mogę skończyć szkoły. Robię wszystko inne, tylko nie pracę dyplomową. Boję się chodzić na korekty. Unikam promotora. W zeszłym semestrze byłam tylko 3 razy. Do tego strach przed pracą. Zaczynałam pracę, ale zwykle nie pracuję dłużej niż 4 tygodnie. Przerażają mnie konflikty w pracy. Nie potrafię reagować. Znowu stosuję zasadę "słupa soli" i nie robię nic (sytuacje, które mnie dotyczą). Ostatnią pracę rzuciłam. Po prostu nie przyszłam. Wydzwaniali do mnie, a ja patrzyłam tylko na telefon i nie odebrałam. Bałam się. Strasznie mi to przeszkadza. Czuję się jak "dupa wołowa". Kiedyś brałam udział w fajnych warsztatach. Mieliśmy wykłady, a później należało wykonywać pracę praktyczną. Zaczęłam robić i później wyszłam z zajęć. Wcześniej chodziłam na kurs rysunku. Na zajęciach przesiadywałam w toalecie, bo bałam się podejść do asystenta, żeby wytłumaczył mi zadanie. Czy ja się boję oceny? Kiedyś byłam radosną kobietą, a teraz radości doświadczam może 2 dni w miesiącu? Z miesiąca na miesiąc jest coraz gorzej.