Na jakiej podstawie mam wierzyć w siłę psychoterapii?

Dziękuję Pani za nadesłanie odpowiedzi. Mam jednak z zaakceptowaniem zawartych w niej propozycji pewien problem. Podjęcie na nowo psychoterapii nie jest dla mnie małym krokiem. Było może takim, kiedy pierwszy raz szedłem nań z nadziejami na wyleczenie. Przez trzy lata chodziłem następnie do psychiatry mniej więcej co 2-3 miesiące (czasem częściej) na wizyty po 30-60 minut, a przez ostatnie pół roku także do psychologa na wizyty co dwa tygodnie (ostatnio raz w miesiącu) po 60 minut. Brałem też leki. Może to było za rzadko? Może nie zrobiłem tyle, ile mogłem? Męczy mnie często ta możliwość...

W każdym razie poza pierwszymi miesiącami, które pozwoliły mi pozbyć się najgorszych natręctw i zapewne skończyć studia w terminie, czułem, że te spotkania są zmarnowane. Zapewne było w tym wiele mojej winy. Psycholog i psychiatra zachęcały mnie do jakiegoś działania, do robienia czegoś w życiu, na czym można by było pracować. Ale ja byłem tylko w stanie z rezygnacją udowadniać, że wszystkie proponowane przez nie konkrety nie mają i nie mogą mieć dla mnie sensu. Jeśli nawet coś drobnego zrobiłem, one tego nie zauważały, a i ja nie widziałem w tej aktywności większej wartości. Kiedy chciałem, by pomogły mi znaleźć taką wartość, której nie mógłbym w oparciu o moje doświadczenie życiowe odrzucić, która pozwoliłaby mi przezwyciężyć widma przeszłości i patrzeć w przyszłość, nie potrafiły mi pomóc. Powiedziałbym, iż raczej unikały tego tematu jako czysto egzystencjalnego (choć nie wiem, jak psychika miałaby nie być powiązana z problemami egzystencjalnymi). Kiedy to wszystko nie działało nie próbowały iść inną drogą, a może ja sam na to nie pozwalałem...

Być może tak naprawdę kierowało mną wyłącznie dążenie do autodestrukcji pod przykryciem robienia czegoś. Może chodziło o nabyte przeze mnie w bezczynności lenistwo (które do pewnych granic jest przyjemne, zwłaszcza w porównaniu z czymś, co miałbyś robić, nie widząc w tym zupełnie sensu). Nie jestem w stanie powiedzieć, jaką konkretnie metodę terapeutyczną w moim przypadku stosowały. Na pewno nie była pokrewną psychoanalitycznej, gdyż w mojej przeszłości (w przeciwieństwie do mnie) nie chciały specjalnie grzebać (poza ogólnym uwarunkowaniem moich neurotycznych konfliktów). Ze względu na charakter zadaniowy ich propozycji było w tym pewnie sporo z terapii behawioralnej (na ile się w niej orientuję). Poza tym nie widziałem w spotkaniach jakiejś konkretnej metody. Nie znaczy to, iżbym zaprzeczał ich umiejętnościom. Widziałem dobrze, że są intelektualnie świetnie przygotowane, że mają doświadczenie, sporo empatii i cierpliwości. Ale widziałem, że na mnie to nie działa. Było tak może również dlatego, że jestem (albo stałem się w życiu) generalnie nieufny i podejrzliwy.

W mojej nerwicy jednym z podstawowych stosunków uczuciowych wobec ludzi była zawsze obawa przed byciem wykorzystanym. Bardzo Panią proszę, by nie brała Pani tego, co teraz powiem, do siebie osobiście i nie osądzała mnie od razu za impertynencję. Mam problem, by zaufać w kwestii mojej psychiki, najbardziej intymnych szczegółów życia, osobom, którym za to płacę. Zwłaszcza, że spotkań musi być z założenia wiele, gwarancji wyleczenia nie ma żadnych, a środki na te spotkania nie pochodzą z mojej kieszeni i jest mi wstyd, kiedy muszę brać ekstra ponad to, co jest konieczne do przeżycia (nie mam i nie chcę mieć żadnych swoich pieniędzy). Czułem się upokorzony, kiedy za spotkanie płaciłem na jego końcu, bo było to dla mnie jak sucha transakcja biznesowa. Dlatego umówiłem się z paniami, iż będę płacił na początku spotkań. Wiedziały, jaka jest tego przyczyna. Nie potrafię też zaufać, kiedy wiem, że jestem tylko jednym z dziesiątków pacjentów lekarza; że moje problemy interesują go jedynie w momencie, kiedy o nich mówię, a następnie o nich zapomina do następnej wizyty; że ja mu do niczego nie jestem potrzebny i nie przejmie się za bardzo, jeśli nigdy się już więcej nie pojawię. Gdyby chodziło o dentystę czy ortopedę, pewnie nie przeszkadzałoby mi to zupełnie, ale też przedmiot ich leczenia jest o wiele bardziej neutralny. Prawdopodobnie jestem w wielu szczegółach niesprawiedliwy, lecz nie potrafię myśleć inaczej. Chyba generalnie lepiej o tym powiedzieć, niż dusić to w sobie. Tego paniom jednak nie wyjaśniłem, w obawie, że poczują się urażone, a ja sam będą się przez to czuł jeszcze bardziej winny. Reasumując, całe moje doświadczenie z psychoterapią odpycha mnie od niej. Nie wiem, na jakiej podstawie miałbym odzyskać nadzieję w jej skuteczność.

Nie pojmuję, jak zmiana osoby psychoterapeuty czy metody leczenia miałaby mi pomóc. W kontekście tego jedyny argument, jaki przemawia za wznowieniem psychoterapii, ma charakter negatywny: że w myśl powszechnego przekonania nie ma innego sposobu wyleczenia się z nerwicy. Ale jego siła jest słaba. Do szukania pomocy na zewnątrz zniechęca mnie ponadto wewnętrzna sprzeczność moich posunięć, której nie potrafię rozstrzygnąć: skoro nic nie ma i nie może mieć sensu, to co ja tu robię, czego chcę, po co przyszedłem? No więc od dwóch miesięcy już nie przychodzę, a parę dni temu skończyły mi się także resztki leków (których działania zresztą, mimo ich kilkukrotnej zmiany, i tak od dawna nie odczuwam). Problem nie jest tak uciążliwy, kiedy samemu próbuje się czytać literaturę i analizować siebie. Lecz ten mail także wywołuje we mnie ów dysonans...

MĘŻCZYZNA ponad rok temu
Paulina Witek Psycholog, Warszawa
72 poziom zaufania

Witam serdecznie!

Przyznam szczerze, iż Pana wątpliwości odnośnie podjęcia psychoterapii są jak najbardziej uzasadnione. Zainwestował Pan swój czas, pieniądze, a przede wszystkim wysiłek w podjęcie terapii, która nie spełniła Pana jak najbardziej zrozumiałych oczekiwań. Nie spotkał się Pan z pełnym zrozumieniem, a wręcz sam na siebie wziął Pan odpowiedzialność za utrudniony kontakt z psychoterapeutą (niepełny - w znaczeniu egzystencjalnym). Otóż, moim zdaniem, odpowiedzialność za nawiązanie właściwego kontaktu ponosi głównie terapeuta, gdyż to on posiada odpowiednią wiedzę oraz kompetencje do tego, aby zapewnić pacjentowi/klientowi atmosferę sprzyjająca otwarciu, zaufaniu oraz wzajemnemu zrozumieniu. Proszę natomiast zwrócić uwagę na fakt, że psycholog pracuje nie tylko wartszatem, ale przede wszystkim osobowością. I to jest bardzo istotna kwestia.

Spotkanie dobrego psychoterapeuty nie zawsze udaje się za pierwszym razem, dobry = odpowiadający osobowości pacjenta. Większość psychoterapeutów preferuje zagadnienia terapeutyczne, w których czuje się dobrze, które go interesują; z pewnym typem pacjentów nawiążą lepszą relację, z innymi będzie trudniej. Dlatego osobowość psychoterapeuty ma tak duże znaczenie. Dla przykładu: jeśli Pana psychoterapeuta miał nastawienie zadaniowe, a Pan miał potrzebę wejścia w dialog egzystencjalny, w którym terapeuta przyjąłby rolę przewodnika i zagłębił się z Panem w Pana rozważania, to jest to trudny fragment do wspólnego przepracowania. I tu poruszamy kolejną kwestię - wspomniany wcześniej dobór odpowiedniego nurtu psychoterapeutycznego.

Z Pana opisu wnioskuję, iż psychoterapia bazowała na nurcie poznawczo-behawioralnym. Terapia ta ma udokumentowaną skuteczność, przynosi stosunkowo szybką poprawę i jest obecnie najbardziej popularną metodą pracy terapeutycznej z pacjentem. Jest to nurt opierający się na technikach behawioralnych oraz poznawczych, nie bazuje na dążeniu do osięgniecia wglądu, nie zagłębia się w przeszłość pacjenta, w jego doświadczenia z wczesnego dzieciństwa, nie analizuje snów etc, etc. Sądząc po Pana wypowiedzi oraz opisanych problemach, ten nurt nie do końca Panu odpowiada - w każdym razie nie na ten moment.Moim zdaniem idealnym rozwiązaniem byłaby dla Pana terapia w nurcie Gestalt, ewentualnie psychodynamiczna. I ja bym osobiście gorąco do tego Pana namawiała. Terapia Gestalt jest terapią humanistyczną, w której jest duże nastawienie na relację. Podstawą do wyleczenia jest relacja pacjent - terapeuta, która opiera się na przekazywaniu sobie na bieżąco feedbacku, nie ma więc takiej opcji, że mógłby Pan urazić czymś terapeutę, gdyż wszystko, co dzieje się w Panu tu i teraz, jest na bieżąco omawiane. Terapia ta bazuje również na wglądzie, przygląda się Pana przeszłości. Terapeuta podąża za Panem - nie jest dyrektywny jak jest to w przypadku terapii poznawczo-behawioralnej. Idziecie do tego momentu, do którego Pan chce podążać.

Wielu psychoterapeutów schodzi na kompromis w kwestii finansów - podejmuje się prowadzenia terapii za mniejszą kwotę lub ustala z pacjentem jakieś inne rozwiązanie, które umożliwiłoby podjęcie terapii od razu, pomimo trudności finansowych. Proszę rozważyć i taką ewentualność.

Napisał Pan: Nie potrafię też zaufać, kiedy wiem, że jestem tylko jednym z dziesiątków pacjentów lekarza; że moje problemy interesują go jedynie w momencie, kiedy o nich mówię, a następnie o nich zapomina do następnej wizyty; że ja mu do niczego nie jestem potrzebny i nie przejmie się za bardzo, jeśli nigdy się już więcej nie pojawię. Z tym zdaniem absolutnie się nie zgadzam. W psychoterapii humanistycznej, egzystencjalnej relacja jest bliższa i bardziej empatyczna, ale nawet w innych nurtach nie da się ograniczyć relacji z terapeutą do suchego kontaktu. Praca psychoterapeuty jest bardzo rozwijająca, fascynująca, nie byłaby taka, gdyby terapeuty nie interesował pacjent jako jednostka, gdyby nie traktował każdej osoby podmiotowo, z jej historią jako tą jedyną i wyjątkową. Nie mogę wypowiadać się za ogół psychologów, jednakże trudno mi sobie wyobrazić inną sytuację niż szczere zainteresowanie osobą pacjenta. Praca psychoterapeuty nie polega wyłącznie na wysłuchaniu, ale na wnikliwym analizowaniu wypowiedzi pacjenta, na przeżywaniu emocji, przyglądaniu się im. To nie może nie pozostawić po sobie śladu i zniknąć wraz z zamknięciem się drzwi za wychodzącym klientem. Sądzę również, że dla wielu terapeutów zrezygnowanie przez pacjenta/klienta z terapii jest ich porażką. Każda terapia mniej lub bardziej angażuje psychologa i zależy mu na jej powodzeniu.

Proszę jeszcze raz przemyśleć sprawę. Rozumiem Pana zniechęcenie, rozumiem też opory przed zaufaniem i otwarciem się przed kolejną obcą osobą. Sądzę, że dobrym rozeznaniem będzie uprzednie zorientowanie się czy psycholog posiada certyfikat psychoterapeuty oraz w jakim nurcie terapeutycznym się specjalizuje.

Serdecznie Pana pozdrawiam!

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Nie mam na nic siły

Od jakiegoś czasu jestem zła, odstresowuję się na bracie... Dwa razy próbowałam sobie odebrać życie... Byłam u psychiatry, ale ta pani mnie denerwowała, nie lubiłam z nią rozmawiać i była dla mnie niemiła. Wszyscy mnie pytają o powód, czemu to zrobiłam, a prawda jest taka, że sama nie wiem... Możliwe, że czułam się odosobniona.

Niby w szkole się śmieję, a idąc do domu, myślę jakie mam beznadziejne życie. Nie mam po co żyć. Wszystkim byłoby lepiej, jakby mnie nie było. Kiedy myślę o mojej przyszłości, chce mi się płakać. Opuściłam się w nauce. Zawsze byłam dobrą uczennicą. Jestem w 2 gimnazjum i mam 15 lat, a moja średnia będzie wynosiła około 4,14! Wszyscy na mnie naciskają, żebym się uczyła, ale w ogóle nie mam chęci...

Chce mi się płakać z byle powodu. Raz podcięłam sobie żyły, a jak mama to zobaczyła, to płakała, później zatrułam się lekami i wylądowałam w szpitalu. Mama znów płakała i wtedy już naprawdę chciałam odejść, bo wszyscy się o wszystko pytali, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

Pytali, czemu to zrobiłam, a ja po prostu miałam dość życia, nic mi nie wychodziło. A gdy powiedziałam psychiatrze, że nie wiem, to ona odpowiedziała z wysokim tonem, że ona nie jest jasnowidzem! Poczułam się jak na przesłuchaniu i później mówiłam jej tylko to, co by chciała usłyszeć. Zmyśliłam, że to przez chłopaka... Wiem, że nie powinnam, ale ona była niemiła...

Do szkoły nie chce mi się wstawać i ogóle nawet nie mam ochoty. A gdy przychodzę ze szkoły, to siadam albo przed telewizor, albo na laptop, albo śpię. Ostatnio bardzo dużo śpię. Nie odrabiam lekcji ani nie obchodzą mnie lekcje.

KOBIETA, 15 LAT ponad rok temu

Witam serdecznie,

Trudno mi stwierdzić z całą pewnością, czy masz depresję - mogę opierać się jedynie na Twoim krótkim opisie, ale jest to prawdopodobne. Może na to wskazywać obniżenie nastroju, płaczliwość, poczucie braku perspektyw, pogorszenie samopoczucia w godzinach porannych, narastająca drażliwość, myśli i tendencje samobójcze. W tej sytuacji konieczne jest leczenie, w którym główna rolę - ze względu na Twój wiek - powinna odgrywać systematyczna psychoterapia. Może być również wskazana psychoterapia rodzinna. Pomoc psychologiczna i lekarska jest udzielana w poradni zdrowia psychicznego dla dzieci i młodzieży.

Zachęcam Cię do szczerości i współpracy z lekarzem psychiatrą. Możliwe, że relacja między Tobą a Panią Doktor nie odpowiada Twoim wyobrażeniom, jednak zmyślanie, celowe wprowadzanie w błąd - tylko pogarsza tą relację i nie służy Twojemu leczeniu. Psychiatra opiera swoje badanie przede wszystkim na rozmowie z pacjentem, potrzebuje informacji na temat Twojego samopoczucia, a jesteś przecież jedyną osobą która może udzielić wiarygodnych danych na ten temat.

Nie wiem, jak wyglądają Twoje relacje z rodzicami - byłoby dobrze, gdybyś mogła szczerze porozmawiać o tym, co Cię niepokoi, bez uciekania się do drastycznych środków. Jeśli trudno Ci o tym rozmawiać z nimi - może inny dorosły członek rodziny: babcia, ciocia - będzie Cię mógł wysłuchać i pomóc. Inną osobą, która może udzielić Ci wsparcia jest np. szkolny psycholog.

Z pozdrowieniami

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Nie mam już siły

W grudniu przeżyłam swój pierwszy epizod psychotyczny. Od tego czasu jestem na r**** 1 mg. Wszystko było by ok, gdyby nie ta ciągła myśl, że się zmieniłam. Dawniej miałam chęć do życia, byłam bardzo wesoła, optymistycznie nastawiona do świata, zwariowana nastolatka, komunikatywna. Teraz chęci do życia brak, nie odczuwam uczuć, a co najgorsze izoluje się od ludzi.

Strasznie boję się kontaktu. Denerwuję się na spotkaniach z ludźmi, zwłaszcza z obcymi, do tego stopnia, że drżą mi ręce, okropnie się boję rozmów z ludźmi, czuje się niepełnosprawna umysłowo, nie mam nic do powiedzenia, ciągle mam pustkę w głowie. Czuje to, że ludzie traktują mnie jak sierotę, bo jeżeli się prawie nic nie odzywam, to jak inaczej, mogą mnie traktować.

Czyż to możliwe, że po takim epizodzie się tak mogłam zmienić, czy to przez leki, czy jest jeszcze szansa bym była ta dawna dziewczyna? Proszę bardzo o odpowiedź

KOBIETA ponad rok temu

Witam!

Na zmianę samopoczucia i nastroju przede wszystkim mógł wpłynąć fakt, że coś się w Pani życiu zmieniło. Epizod psychotyczny wyzwolił wiele emocji. Przede wszystkim lęk, który spowodowany jest nieznaną sytuacją. Kryzys związany z tym wydarzeniem wpływa na Panią bardzo silnie.

Zmieniła Pani swoje postępowanie i nastawienie do ludzi. Może to wiązać się z lękiem przed odrzuceniem ze strony społeczeństwa. Dodatkowo taki stan mogą pogłębiać leki, uspokajając i spowalniając. W tej sprawie powinna Pani skonsultować się z lekarzem psychiatrą. Może on zmodyfikować leczenie tak, żeby poprawiło się Pani samopoczucie.

Myślę także, że warto rozpocząć psychoterapię. Spotkania z terapeutą pozwolą Pani lepiej siebie poznać, zaakceptować swój stan zdrowia. Może to być dobre uzupełnienie leczenia farmakologicznego.

Pozdrawiam

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty