On się zabił - jak mam zacząć teraz żyć?
Osoba, która była dla mnie całym światem przez prawie dwa lata, popełniła samobójstwo. Minął już prawie miesiąc, a ja wciąż nie mogę się pozbierać. Ciągle myślę o śmierci. Z nikim nie rozmawiam. Znajomi, przyjaciele, rodzina zamknęli ten temat, gdy zauważyli, że wstaje rano z łóżka, chodzę do miasta, uśmiecham się. Bo co mam innego robić? To wcale nie znaczy, że zapomniałam. Że nie potrzebuję rozmów o tym, co się stało. To tkwi we mnie głęboko i staram się tego nie wyciągać na wierzch. Wszystko kłębie w środku. Chodziłam do psychologa, jednak już nie chcę. Po każdej wizycie czułam się jak flak. Nie byłam w stanie chodzić, rozmawiać i się ruszyć, bo psycholog wyciągał ze mnie to wszystko, co trzymałam w sobie i za wszelką cenę nie pozwalałam, aby się wydostało. Cały czas planuję samobójstwo. Jak to zrobić, gdzie, już nawet zaczęłam sprzątać rzeczy, których nie chciałabym, aby bliscy je oglądali. Nie wiem, jak mam żyć. Nie chcę odchodzić z tego świata. I nie chcę też tu zostać. Z takim bólem, tęsknotą, żalem i rozpaczą... To tak trudne pogodzić się z tym, że ktoś, kto był, kochał, odszedł. Boje się zostać sama chociaż na chwilę, odrzucam cierpienie, nie chce go przyjąć takim, jakim jest, choć wiem, że powinnam... Ciągle krąży mi po głowie jedna myśl: popełnić samobójstwo. Boje się tylko tego, że tam nic nie będzie, albo że samobójcy trafiają w złe miejsce. Nie chce już żyć. Niczego już nie chcę. Nie wiem, jak mam sobie z tym wszystkim poradzić. Nie chce psychologów, tabletek uspakajających i rozmów z bliskimi. Tylko dlatego się tu znalazłam. Bo łatwiej jest napisać, wyrzucić z siebie wszystko obcym ludziom, niż tym, którzy są blisko... Nie wiem, jak mam sobie zacząć radzić. Wszystko kojarzy mi się z nim. Każdy przedmiot, miejsce, film, piosenka. Nie jestem w stanie normalnie funkcjonować. Boję się każdego nowego dnia, choć wiem, że to tylko czas goi rany. Tego czasu też się boję, bo on oznacza mnóstwo cierpienia...