Osobowość dyssocjalna - nie zgadzam się z tą diagnozą
Taką diagnozę otrzymałam po ostatnim pobycie w szpitalu. Brzmi groźnie. Jednak czytając tu i ówdzie, zauważyłam, że nie spełniam wielu kryteriów dla takiej osobowości. Może sama siebie pocieszam, ale wydaje mi się, że ja potrafię utrzymywać dobre związki interpersonalne, przykładem jest moje małżeństwo, trwające ponad siedem lat, a podłożem tego małżeństwa jest miłość obustronna. Ponadto szanuję ludzi i nie pogwałcam ich praw. Muszę dodać, że moja troska o innych ludzi bywa nawet nadmierna, zwłaszcza jeżeli chodzi o bliskie osoby, i nie oczekuję w zamian za troskę rewanżu. Jestem dobrze podporządkowana normom społecznym, nie mam konfliktów z prawem, nie stwarzam konfliktów z innymi ludźmi. Jestem raczej osobą bojaźliwą i nieśmiałą. Okres dorastania przeżyłam bardzo burzliwie, ale to była też kwestia złych warunków bytowych oraz tego, że wpadłam w złe towarzystwo, gdzie czułam się akceptowana, w związku z czym różnie bywało. Trwało to krótko i nigdy się nie powtarzało i nie powtarza. Nikogo nie oszukuję dla przyjemności czy zysku. Nie twierdzę, że nie kłamię nigdy, kłamię tak jak każdy inny normalny człowiek, czasami bądź najczęściej z konieczności. Przed przyjęciem do szpitala skłamałam kierownictwu, że mam problemy z tarczycą. Jestem bardzo impulsywna, często działam pod wpływem impulsu, jestem tak zwany "wariat". Ale nie oczekuję spełnienia swoich planów tu i teraz. Snuję plany na potem i lubię mieć marzenia, które kiedyś spełnię. Okresowo bywam rozdrażniona, nawet bardzo, zdarzają mi się napaści słowne, ale nigdy nie prowokowałam bójek. Nie są to jednak sytuacje powtarzające się notorycznie, a kiedy się zdarzają takie okresy, nauczyłam się rozładowywać energię na zajęciach pożytecznych. Nigdy nie przejawiam braku troski o bezpieczeństwo innych, mam męża i dwoje małych dzieci, o które bardzo dbam, i właśnie ze względu na nich podjęłam się leczenia psychiatrycznego, mając na uwadze ich dobro, aby nigdy nie doznawali dyskomfortu psychicznego, jaki ja często czułam w dzieciństwie. I tu kieruję się empatią, jakiej ponoć psychopaci nie mają. Doskonale potrafię postawić się w położeniu dzieci czy męża i nawet wydaje mi się, że wiem, co oni czują. Prawdopodobnie, gdybym była osobą samotną, nigdy nie podjęłabym leczenia, mało tego, prawdopodobnie bym już nie żyła po którymś kolejnym epizodzie depresyjnym. Faktem jest, że często rezygnuję z pracy, bo czuję, że nie podołam danym obowiązkom, najczęściej zdarza mi się to w depresji z urojeniami odnośnie mojej osoby. Często natomiast się podejmuję zadań, którym potem nie jestem w stanie sprostać. I ostatecznie, jeżeli chodzi o poczucie winy, to jest to uczucie, które mi towarzyszy nazbyt często i doprowadza mnie do przygnębienia i depresji. Zawsze czuję, że robię wszystko źle, za mało, mogłabym lepiej, jestem brzydka, jestem złą matką i żoną, i siostrą, itd. Ponadto psychopaci nie odczuwają lęku i to twierdzenie całkowicie mnie wyklucza z tej diagnozy. Są okresy kiedy odczuwam taki lęk, że dochodzę do paranoi, i np. nie wychodzę z domu, nie spotykam się z ludźmi, właśnie rezygnuję z pracy, nie jestem nawet w stanie odprowadzić dzieci do szkoły. Czuję się zatem skrzywdzona tą diagnozą, która zniszczyła moje i tak kruche poczucie własnej wartości. Bliscy pocieszają, żeby nie przejmować się tą diagnozą i nawet iść na drogę sądową z tym oszczerstwem, ale znając siebie, nie zrobię tego, bo braknie mi sił. Proszę o opinię.