Osobowość typu paranoicznego czy bordeline - jakie jest prawdopodobieństwo, że cierpię jednak na BPD?
Witam, mam dopiero rozpoczęte 19 lat i jestem kobietą. Opiszę pokrótce moją przypadłość, postaram się zawrzeć wszystkie szczegóły na tyle, ile się da i na tyle, na ile sobie sama pozwolę... Może zacznę od tego, iż podejrzewam u siebie BPD i jestem prawie pewna, że to moje zaburzenie. Miałam robiony test osobowości, w którym wyszło, że - owszem - mam zaburzenie osobowości, ale typu paranoicznego. Śmiem twierdzić, iż wynik nie do końca zgadza się z moją osobą. Dlaczego? - badania (ok. 600 pytań) wykonałam w ciągu godziny, czyli bez głębszego przemyślenia - już po badaniu zdałam sobie sprawę, że niektóre moje odpowiedzi mogły być mylne, podam przykład: w pytaniu "czy mam wizje?", odpowiedziałam że "tak", ale właściwie był to jeden przypadek po jakichś prochach, więc właściwie powinno być "nie", bo w normalnym stanie wizji nie mam. Przykładów takich było więcej, które mogły zafałszować wynik... - starałam się na wszystkie pytania odpowiadać "tak" lub "nie", unikając "nie wiem". Teraz wiem, że tych "nie wiem" było dość sporo, a ja mimo wszystko kwalifikowałam je do "tak" lub "nie" i dziś pewnie udzieliłabym innych odpowiedzi, bo dziś np. sądzę inaczej. Badanie można wykonać raz na dwa lata, dlatego teraz niemożliwe jest powtórzenie, psychiatra skierowała mnie na psychoterapię, ale tutaj są moje wątpliwości, gdyż uważam, że powinnam być leczona na BPD, a nie na paranoję... Nie chodzi mi o interpretację tego badania, jedynie na stwierdzenie, czy objawy, które opiszę, bardziej wskazują na BPD, czy na paranoję. Teraz opiszę moją historię i objawy, które przemawiają (jak dla mnie) za BPD...: Przyczynę BPD ponoć trudno jest rozpoznać, ja moją potrafię świetnie zidentyfikować: śmierć mojego ojca, gdy miałam 8 lat. To była i jest dla mnie wielka strata, do dziś nie mogę się z tym pogodzić i nie pogodzę się nigdy. Nie muszę chyba dodawać, że wtedy runął mi cały świat, bo byłam córeczką tatusia (pozytywnie)... Gdy trochę dorosłam, moje problemy zaczęły się w pełni objawiać. Nie bardzo pamiętam taki wczesny okres szkolny (wiek 11-12 lat), pamiętam tylko tyle, że często przychodziłam do domu i potrafiłam usiąść i się rozpłakać. Na co dzień niby było ok. W dzieciństwie nie bawiłam się beztrosko z innymi dziećmi, lecz byłam izolowana przez mamę, trwało to właściwie do liceum... Wydaje mi się, że sedno tkwi w kontaktach z ludźmi. Ciężko to jednoznacznie opisać, ale otwarcie mogę stwierdzić, że mam więcej byłych przyjaciół niż obecnych. Dlaczego? Chyba wszystkie znajomości traktowałam bardzo serio, a nikt nie jest idealny, więc przy pierwszym rozczarowaniu, przejawach nielojalności wobec mojej osoby skreślałam taką osobę, a co najmniej stawałam się dla takiej osoby wrogo nastawiona, co też często ostentacyjnie okazywałam. Kiedy moja najlepsza koleżanka z gimnazjum oznajmiła, że się przeprowadzi i może zmieni szkołę (do tego wiedziałam, że wybierzemy inne licea), z dnia na dzień zerwałam z nią kontakt, bo wiedziałam, że prędzej czy później to się stanie. Dodam, że przy pierwszym poznaniu jakiejś osoby na wstępie powtarzam, że "wszyscy ludzie odchodzą". W liceum miałam 4 znajomości, z czego 2 intensywne, krótkie i jak na dziś - zerwane. Nie chcę wdawać się w szczegóły. Jedyne, co z tego istotne jest to, że wydawało mi się, że znalazłam bratnią duszę i tak było przez jakiś czas. To się jednak rozpadało przez około rok. Ona potrafiła powiedzieć mi tak okropne rzeczy, a ja nie wierzyłam, że ona tak rzeczywiście sądzi, słowem - byłam w stanie zrobić dla niej wszystko, nieważne po jakim poniżeniu. Ostatnio jednak zerwałyśmy zupełnie kontakt. Gdy o tym kiedyś rozmawiałyśmy, ona stwierdziła, że ja wszystko podważam, że nic nie jestem w stanie przyjąć do wiadomości. Kiedyś po prostu ona powiedziała "lubię Cię", na co ja "kłamiesz". To taki prosty przykład, a jest ich tysiące. I co ważne, bardzo mi na niej zależało, ale bałam się tego zaangażowania, więc podświadomie czy też nie sprawdzałam, na ile jej słowa są szczere. Oczywiście to o wiele bardziej złożone, nie jestem w stanie wszystkiego opisać. Druga moja znajomość była jakby pocieszeniem po tamtej, więc miałam do niej luźny stosunek. Jednak im więcej czasu upływało, zaczęłam zauważać w tej drugiej osobie rzeczy, które nie do końca mi pasowały i tak zaczęły się między nami "spięcia", po których zerwałyśmy kontakt. Ona pytała mnie, czy mogę zerwać z nią kontakt tak z dnia na dzień, ja odpowiedziałam, że "tak" i też to zrobiłam. Wcześniej podczas naszych rozmów ona oznajmiła mi, że na każde niewinne jej słowo reaguję jak na atak na moją osobę, że wszystkie słowa wyolbrzymiam, że "dramatyzuję", że mam zmienne nastroje, bo raz sie nie odzywam, po czym przychodze do niej uśmiechnięta. Dodam, że gdy ona zapoznała mnie ze swoją przyjaciółką, zaczęłam świrować. One obie chciały, żebyśmy we trzy spędzały czas, bo dobrze się rozumiałyśmy itd. Ja niestety nie mogłam na to przystać i powiedziałam, że nie chcę być w tzw. trójkącie, i że się wycofuję. To też złożone, ale nie ma czasu i miejsca na opisywanie tego. Usłyszałam jeszcze od tej "przyjaciółki", która miała czas, by mnie poznać, że dla mnie jest albo coś dobre, albo coś złe, i że jedyne kategorie, które uznaję, to "wszystko albo nic", z czym się zgadzam. Dodam jeszcze, że nasza wspólna przyszłość po skończeniu liceum była też dość mglista, więc to i tak by się rozpadło... Jeśli chodzi o ludzi to jestem nieufna, ale gdy zaczynam z kimś się poznawać, jestem dla tej osoby w stanie zrobić wszystko, za co później płacę gorzką cenę. Do szczęścia nie potrzebuję wielu przyjaciół, tylko JEDNEJ osoby, prawdziwej i lojalnej. Ponadto ciągle porównuję się z nimi, powtarzam, że inni zasługują na kogoś lepszego niż ja, bo ja jestem nikim. Mam problemy ze sprecyzowaniem celów w życiu, po stokroć zmieniam preferencje co do studiów. Zdając przedmioty humanistyczne, ostatnio nawet rozważałam medycynę... I do dziś nie wiem. Co jeszcze? Epizody depresyjne, autodestrukcja, nadużywanie (sporadycznie) alkoholu i leków. Do tego mam jeszcze obsesję śmierci, często lubię znaleźć się na granicy, jak np. po zażyciu jakichś prochów powtarzam, że "to mój sposób na życie". Odbierana jestem jako osoba ponura, trzymająca się z boku, często nieprzewidywalna, może trochę chwiejna emocjonalnie, dziwna, kłótliwa, cyniczna, złośliwa - słowem - nienormalna, za to ambitna, inteligentna, kreatywna. Ta kreatywność to nie zawsze idzie w dobrą stronę ;) Potrafię być towarzyska, po alkoholu jestem zupełnie inną osobą, mniej nieśmiałą (to jak każdy), ale jestem po prostu inna. Nie wiem, co jeszcze dodać, piszę szybko, na pewno mi coś umknęło. Proszę o odpowiedź, czy na podstawie tego, co napisałam, jest prawdopodobieństwo na BPD i jak duże? Dziękuję i pozdrawiam. Chętnie bym poznała inne osoby, które też podejrzewają lub cierpią na BPD.