Problemy z ojcem - dlaczego tak się zachowuje?

Witam. Od paru lat mam problem z ojcem. W 1999 roku wyjechał do USA, przebywał tam 10 lat. Ja z siostrą zostałyśmy same w domu z mamą, lecz mama zmarła na raka, gdy miałam 15 lat, a siostra 19 . Zostałyśmy same i przejęłyśmy wszystkie obowiązki domowe, ponieważ ojciec nie wrócił. Co prawda dzwonił, wysyłał pieniądze i paczki - wszystko było w porządku do momentu, jak nie wrócił trzy lata temu. Zaczęła się gehenna… W USA był razem ze swoją kochanką i wrócił do Polski tylko dlatego, że ona wracała. Razem z siostrą nie zgadzałyśmy się na jej wizyty w domu i nie chciałyśmy mieć z nią nic do czynienia. Ojciec nie pracował, bo powiedział, że jest wykończony pracą i my teraz mamy na niego pracować. Chciał od nas co miesiąc pieniądze na „swoje” potrzeby, czyli wyjścia do restauracji z tą kobietą, papierosy, alkohol. Zaczęły się kłótnie w domu, ojciec dzwonił do nas i nas nękał, że sprzeda dom i pójdziemy mieszkać na ulicę. W domu chodził za nami i non stop. Mówił, że jesteśmy niewdzięczne, że on nam tyle dał i nas wychował. Kiedyś nawet nas filmował kamerą, żeby mieć - według niego - dowód w sądzie, jak się zachowujemy. Po jakimś czasie zaczęły się sprawy w sądzie. Policja przyjeżdżała, bo ojciec wszczynał awantury, chował nam nasze ciuchy, kosmetyki, zamykał pokoje na klucz, pozabierał wszystkie sprzęty. Na dodatek siedział w internecie i oglądał strony pornograficzne, więc wyłączyłyśmy internet. Wtedy zaczął wysyłać sms-y na linie specjalne i dzwonić do takich kobiet z telefonu domowego. Do zapłaty miałyśmy 2000 zł, czym ojciec w ogóle się nie przejął i kazał nam sprzedać sprzęty RTV i AGD. Wyłączyłyśmy więc telefon. W kółko powtarza, że wszystko jest jego i oczernia moją zmarłą mamę. Doprowadził mnie do nerwicy, wykończył psychicznie. Nie bił nas (chociaż raz zdarzyła się sytuacja, że dusił siostrę), ale zadręczał swoim zachowaniem. Doszło do tego, że wyprowadziłyśmy się do obcych ludzi (przyszłych teściów siostry). Założył nam sprawę w sądzie o alimenty (żebyśmy na niego płaciły) i o kradzież różnych rzeczy, a także sprawę o podział domu. Wymeldował mnie z domu, bo siostra już była zameldowana u teściów. Mieszkałyśmy tam rok, ja się leczyłam, studiowałam, a siostra kończyła studia i podjęła pracę. Ojciec to człowiek trudny w rozmowie - tak mówili o nim adwokaci, sędziowie i zwykli ludzie. Nie ma teraz nikogo, każdy się od niego odwrócił - bracia, rodzina. Nie ma znajomych. Siedział sam w domu bez pracy i pieniędzy, wypalał dwie paczki papierosów dziennie, wypijał mnóstwo whisky, piwa i innych alkoholi i myślał nad tym, jak nam jeszcze zaszkodzić. Od czerwca tego roku mieszkam w domu, bo nie miałam gdzie się podziać. Niby sytuacja uległa zmianie i jest trochę lepiej, to jednak nie jest to już ten sam człowiek i ojciec zwłaszcza. Mogę nawet powiedzieć, że nie mam ojca. Mieszkam tu, ale nie rozmawiamy ze sobą, on nie wie nawet, na jakim kierunku studiuję i na którym roku jestem, nic o mnie nie wie. Nie pyta się i nie interesuje. Najważniejsze są dla niego pieniądze i poznawanie jakichś obcych kobiet. Wyśmiewa mnie i zgrywa się non stop, kłamie notorycznie, ale ja nie przyznaję się, że o tym wiem. Milczę. Założył internet i znowu wchodzi na strony pornograficzne, dzwoni do jakichś kobiet i się umawia… Nie mogę słuchać tego, co mówi - to dla mnie obrzydliwe. W moich oczach jest zboczeńcem. Ciągle narzeka, że nie ma pieniędzy i kłamie, że mi nie da, bo nie ma, a i tak wiem, że woli wydać na papierosy, alkohol, totolotka (codziennie po 20zł ), doładowanie telefonu, benzynę. Z łaską kupuje mi coś do jedzenia. Ta sytuacja jest nie do zniesienia, nie potrafię do niego dotrzeć, nie słucha mnie, a to, co powiem, uważa za nic. Nie wiem, co robić. Proszę o radę i wytłumaczenie mi jego zachowania. Jestem bezsilna. Jak wpłynąć na niego i na to, żeby zaczął traktować mnie jak córkę?

KOBIETA, 24 LAT ponad rok temu

Witam!

W temacie napisała Pani, że ojciec jest chory psychicznie, ale nie napisała Pani, czy został zdiagnozowany i jaki to rodzaj zaburzenia. Opisane zachowanie ojca nie tyle wskazuje na chorobę psychiczną, co na trudny charakter i przemocowy styl działania. Pyta Pani, co zrobić, żeby zaczął Panią traktować jak córkę. Niestety, prosta recepta nie istnieje. Więzi między ludźmi, bez względu na pokrewieństwo, muszą być ciągle podtrzymywane. Ojca nie było z Wami przez 10 lat. To bardzo długi okres rozłąki z dziećmi. Warto, żeby zastanowiła się Pani, co już zrobiła dla uzyskania jego uwagi i co jeszcze może Pani zrobić. Proszę również przemyśleć, czy ojciec w ogóle chce odnowienia relacji z córkami. Może się okazać, że on wcale nie jest tym zainteresowany. Warto wziąć pod uwagę fakt, że ojciec nadużywa alkoholu i ciągle skupia się na doznaniach erotycznych. Może to powodować, że nie ma gotowości na odnowienie relacji z córkami. Warto, żeby postarała się Pani usamodzielnić i zająć swoim życiem. Nie zmusi Pani ojca do darzenia Pani miłością i traktowania jak córki. Jeśli kolejne próby nawiązania z nim kontaktu nie przyniosą rezultatu, proszę się zastanowić, czy ma Pani w sobie na tyle siły, by dalej o niego walczyć. Zachęcam Panią do skorzystania z pomocy psychologa (istnieje możliwość bezpłatnych spotkań). W ten sposób będzie Pani mogła pracować nad swoimi problemami i emocjami, które powstawały i nadal powstają na skutek zaburzonych relacji z ojcem. 

Pozdrawiam

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Dlaczego ja się tak zachowuję?

Mam 15 lat i dręczy mnie ten sam problem od zawsze, czyli od podstawówki. Ciągle wszystkim się przejmuję. Mam tego dosyć. Co prawda czasami mam myśli samobójcze, ale nie chcę tego robić, tylko przechodzą mi takie myśli przez głowę. Kontakt z rodzicami uważam za dobry, chociaż z jednej strony z tatą moje kontakty nie są zadowalające. Często się z nim kłócę, czego na prawdę nie chcę, kocham go i mówię mu, że nie chcę się z nim kłócić i proszę go, żeby mnie nie przezywał, np. ty szmato, albo nawet gorzej. Może i w jakimś tam stopniu przesadzam, ale te słowa, które płyną z ust mojego taty strasznie mnie ranią, on to widzi i ja mu uświadamiam, że nie chcę, żeby tak do mnie mówił, ale po dziesięciu minutach jest tak samo i to mnie najbardziej martwi, że mój tato to lekceważy. Jeżeli chodzi o szkolne oceny to muszę powiedzieć, że w gimnazjum się strasznie opuściłam, w ogóle się prawie nie uczę, średnia ocen to 3,4. Dzisiaj byłam na dworze z kolegami i na początku fajnie było i w ogóle, ale potem zaczęli się ze mnie naśmiewać na żarty, np. jeden do drugiego coś na ucho gadał, że niby o mnie, i nagle wybuchali donośnym śmiechem. Nie było to dla mnie miłe. I prosiłam ich, żeby tak nie robili, ale oni dalej to samo. Więc w końcu wkurzyłam się, rzuciłam torebkę na ziemię i podeszłam do niego, żeby go uderzyć, ale nie udało się bo mnie wszyscy przetrzymali. Mam problem z tym, że wszystkimi rzeczami dotyczącymi obmowy czy jakichś głupich żartów się przejmuję, i to strasznie, i potem zastanawiam się, co by było, gdyby. I duszę w sobie to i nie mogę wytrzymać, nawet jeśli pogadam z mamą to nic mi nie daje, co innego jak z jakąś przyjaciółką - wtedy czuję się o niebo lepiej. Ale potem i tak wracają przemyślenia. Wagarowałam, byłam z przyjaciółką w galerii, i przyłapała nas nauczycielka. I rozpoczęły się problemy. Wszystko po kolei zaczęło się kruszyć (chodzę do takiego gimnazjum, gdzie o byle co karają naganą od dyrektora, uwagami itd.). Moja przyjaźń z Karoliną zanikała, rozmawiałam z dyrektorem o tej sprawie, bo widział, że coś się dzieje i powiedział, że najlepszym sposobem jest rozmowa. Zrobiłam tak jak mi powiedział i nic to nie dało - wręcz odwrotnie, pogorszyło tylko sytuację. Ona dawała mi do zrozumienia, że już nie chcę się ze mną przyjaźnić, ale ja dalej "naciskałam". Nie mogłam wbić sobie do głowy, że to wszystko co razem przeszłyśmy, te różne historyjki, różne wspomnienia, to wszystko pójdzie w niepamięć. Wymieniałam jej te różne rzeczy, które nas łączą itd., ale ona tego nie rozumiała. Nurtowało mnie również to, że ona miała już "załatwioną" przyjaźń z innymi dziewczynami, a ja nie. Mnie zostawiła samą sobie. A dla mnie to jest ważne, by mieć jakąś koleżankę do pogadania. Można by powiedzieć, że ta moja była przyjaciółka zawróciła mi w głowie. Wydaje mi się, że to tylko dlatego, bo wcześniej takiej nie miałam. Dlatego cały czas spędzałam tylko z nią, by "napoić" się tym uczuciem przyjaźni. Wszyscy w mojej klasie, a nawet szkole twierdzili, że nią manipulowałam. Ja nie przyznawałam się do tego i dalej sądzę, że tego nie robiłam. Ta dziewczyna jest taka cicha przy klasie, ale gdy już się z nią pobędzie dłużej i ona już się przyzwyczai to robi się inna, normalna, taka jaką jest. Denerwuje mnie to, bo ciągle wszyscy tak sądzą mimo tego, że nawet się z nią nie zadaję. Pani pedagog również tak stwierdziła z opinii innych uczniów, ale ja wiem, że tak nie jest. Karolina zawsze twierdziła, że ja nią nie manipuluję, ale po rozmowie z dziewczyną z naszej klasy i szkolnym pedagogiem zmieniła zdanie. Zaczęła mnie omijać szerokim łukiem, mówiąc dosłownie, np. gdy podchodzę do jakiegoś towarzystwa, żeby pogadać z innymi, a ona tam stoi to od razu gdy widzi, że się zbliżam - ucieka. Nurtuje mnie również to, że pani pedagog, podczas rozmowy z Karoliny mamą powiedziała, że "Karolinka się psuje przy Monice". Zrozumiałam to tak, jak gdybym ja była już dawno zepsuta. Nie dostałam żadnej pomocy od pedagog, ani od nikogo. Karolina natomiast odwrotnie. Przez to wszystko Karolina zyskała sympatię całej klasy. Nie wiem dlaczego ludzie mnie tak nienawidzą, chciałabym przynajmniej mieć jedną zaufaną osobę. Czuję się pokrzywdzona. Zapomniałam jeszcze dodać, że gdy rozmawiałam z nią ostatni raz, to ona bez żadnych zarzutów powiedziała mi tak prosto z mostu, że to koniec, ale nie tylko tak zakończyła tą znajomość - dodała jeszcze, że nie chcę mieć ze mną nic wspólnego, nie chcę ze mną rozmawiać nawet o szkole. Po tym zdarzeniu jestem jeszcze bardziej przygnębiona. Mam dość czasami tego wszystkiego, nie wiem czy to moja wina, czy mojego zachowania, a może mojej osobowości, ale największym problemem z jakim się borykam są ludzie - czy mnie zaakceptują czy nie. Nie lubię pierwsza podchodzić do kogoś i z nim rozmawiać, niestety do mnie nikt nigdy pierwszy nie podejdzie. Ludzie z mojej klasy traktują mnie jak powietrze.

KOBIETA, 15 LAT ponad rok temu
Paulina Witek Psycholog, Warszawa
72 poziom zaufania

Witam serdecznie.

Na przyczynę Twojego zachowania i różnych przemyśleń, o których wspominasz, ma wpływ wiele czynników. Bez osobistej rozmowy trudno je wskazać. Wspominasz o relacji z tatą, o trudnej sytuacji w szkole, o braku wsparcia ze strony pedagoga szkolnego - to niektóre z trudności, które mogą być dla Ciebie bardzo obciążające. Myślę, że w tej sytuacji bardzo pomogłyby Ci regularne spotkania z psychologiem

Napisałaś o potrzebie posiadania przyjaciółki - to jest jak najbardziej normalna i zdrowa potrzeba. Zamiast jednak na siłę szukać aprobaty koleżanek i kolegów z klasy, warto popracować nad tym, czego szukasz w przyjaźni i otworzyć się na nowe znajomości z osobami, które mają podobne zainteresowania do Ciebie i będą potrafiły Ciebie zrozumieć. W tej chwili odnoszę wrażenie, że starasz się na siłę mieć obok siebie kogoś bliskiego, aby nie być samej, ale te osoby nie do końca Ciebie rozumieją.

Spróbuj skoncentrować się na pracy nad sobą - na pracy z psychologiem, nad swoimi emocjami, relacjami, etc., a zobaczysz, że w miarę jak coraz lepiej będziesz rozumieć siebie, znajdziesz również przyjaźń, której szukasz. Prawdopodobnie dojrzalszą i trwalszą niż z koleżanką, która Cię opuściła. Z reguły jeśli przyjaźnie rozpadają się - na ich miejsce przychodzą lepsze i dojrzalsze relacje.

Pozdrawiam Ciebie serdecznie, życzę powodzenia i raz jeszcze namawiam na wizytę u psychologa. 

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Dlaczego ona się tak zachowuje?

Dla mojej matki najważniejsza jest szkoła. Nie obchodzi jej nic innego. Czy mam chłopaka, jakich mam przyjaciół, kogo nowego poznałam. Nawet nie obchodzi jej to, czy jestem szczęśliwa, czy nie. I to nie jest moja teza, tylko powiedziała mi to.

Najważniejsza jest szkoła. Zawsze tak było, jest i będzie... Czemu jej nie obchodzą moje uczucia ani trochę? Nie obchodzi jej co czuję, gdy płaczę jej to nie rusza, tylko jeszcze bardziej krzyczy na mnie. Szkoła jest ważna, przyznaję, ale nie najważniejsza...

ponad rok temu

Witaj!

Bardzo dziękuję, że podzieliłaś się swoimi ucziciami. Widzę, że bardzo przeżywasz to, że nie możesz porozmawiać z mamą o swoich problemach. Bardzo często jest tak, że rodzice mają swoje priorytety i według nich starają się swoje dzieci wychować. Pewnie zależy im na tym, abyś zdobyła najpierw wykształcenie, bo jak sądzę, zdaniem rodziców to zapewni Tobie byt i godne życie, a dopiero później abyś myślała o innych sprawach.

Jak sądzę trochę racji w tym jest. Myślę jednak, że Twoje uczucia i inne sprawy nie związane ze szkoły są również bardzo ważne i przykre jest to, że nie możesz podzielić się nimi z mamą. Wygląda na to, że nie ma w Waszej rodzinie właściwych relacji, skoro nie możesz porozmawiać z najbliższą Ci osobą o wszytskim, swoich uczuciach, przyjaźniach.

Być może sposób, w jaki starasz się podjąć z mamą temat, tak negatywnie nastawia ją do tego typu rozmów. Czasem wystarczy to samo powiedzieć innymi słowami. Może w tej sytuacji dobrze byłoby zaproponować rodzicom, abyście skorzystali z pomocy psychologa, aby Wasze relacje i komunikację poprawić. Proszę porozmawiać o tym z rodzicami, podzielić się swoimi uczuciami na ten temat.

Pozdrawiam serdecznie.

Małgorzata Wierzbicka

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty