Wpływ rodziny?
Mam 15 lat, kończę gimnazjum. Czuję, jakbym w ogóle nie pasowała do świata. Mam kogoś, komu mogę powierzyć wszystkie swe myśli, lecz wspólne problemy nie dają rozwiązań. Od bodajże kilku miesięcy, nie wiem naprawdę, mam ochotę zniknąć - obojętne mi jak - z tego świata. Mam dużo marzeń, planów, ale w jakiś napadach nie daję rady wstać z łóżka, zjeść czegokolwiek, powiedzieć „cześć”.
Na razie całe moje „bycie” polega na walce o, hm, rodziców. Jestem w stanie nie jeść, brać, wymiotować, samookaleczać się, tylko po to, żeby mnie zauważyli. Tworzę choroby, zaburzenia, fobie, wszystko, co mogłoby na nich wpłynąć. "Łapię" objawy, "spełniam" normy zachowań, po prostu jestem aktorem... Ale mimo wszystkiego są doskonale ślepi. Albo po prostu im się nie chce? Nie mam pojęcia. Wiem, o, wiem na pewno, że jeżeli tak dalej będę się zachowywać, to po prostu...
Od trzech miesięcy zwracam jedzenie po napadach obżarstwa. Od prawie roku życiem było dla mnie odchudzanie, nieudane zresztą. Ale kiedy chcę przestać, jak w tym momencie - przestać wymiotować - to po prostu odkrywam, że wariuję, gdy nie mogę. Jakby się uzależniłam? Nie wiem. Wiem, że nie daję sobie z tym rady. I pytanie: Co mam zrobić, żeby te wszystkie stany, zachowania, ta cała jakaś chora zabawa, gra odeszła?