Związek na odległość, zazdrość i szansa na udane relacje
Witam! Mam problem ze swoją dziewczyną. Jesteśmy ze sobą od prawie roku. Po długoletniej przyjaźni, znając swoje poprzednie związki na wylot, wszystkie problemy, rozterki czy wady i zalety postanowiliśmy stworzyć związek. Trzeba zacząć od tego, że jest to związek na odległość. Ja jestem na Śląsku a moja dziewczyna studiuje na Pomorzu. Moją zasadą było, że nigdy nie wejdę w związek na odległość. Ale z tą dziewczyną zmieniłem zdanie. Bardzo jej ufam. Na początku dogadywaliśmy się wyśmienicie. Widzimy się różnie, raz na dwa tygodnie, ale zdążają się miesięczne rozstania. Różnica wieku między nami jest tylko jednego roku (ja 22 lata, ona 21).
Wszystko było pięknie przez pierwsze 5,5 miesiąca. Miałem do niej jechać na juwenalia. Obowiązki w pracy mi tego nie umożliwiły. I od tego czasu zaczął się problem, który moim zdaniem z każdym dniem coraz bardziej się pogłębia. Poszła na juwenalia, poznała bardziej ludzi ze swojego roku. Zaczęły się coraz częstsze wyjścia z nimi. Był to kolega, jak twierdzi, którym nie jest zainteresowana, ale z byle powodu się z nim widywała. Na przykład tylko po by zapalić. Nagle dwa tygodnie przed wakacjami i długo oczekiwanym przyjazdem do domu spotkała dziewczynę, której przez dwa lata unikała (ponieważ dziewczyna z marginesu społecznego). Były dwa czy trzy spotkania i zaczęły się wakacje. Przyjechała, zamieszkaliśmy razem w mieszkaniu jej ojca, którego nie ma w mieście. Oczywiście dogadywaliśmy się wyśmienicie. Zdarzały się sprzeczki, ale to jest naturalne. Mamy troszkę inne podejście do związku i znajomych. Ja nauczony doświadczeniem z poprzedniego związku wiem, że to my jesteśmy dla siebie najważniejsi i to my nawzajem jesteśmy dla siebie ważni, a nie znajomi. Trzeba ich mieć, ale nie przeginać ze spotkaniami z nimi. Trzeba umieć spędzać ze sobą czas i niekoniecznie zawsze w kogoś towarzystwie.
Naszym ogromnym plusem była umiejętność rozmowy, zaufanie, miłość. Spędziliśmy we dwoje wspaniały tydzień w górach, a potem pojechaliśmy do niej do babci, właśnie do Szczecina. Poznałem ludzi z studiów min. tego kolegę. Ludzie jak ludzie. Inna subkultura, z zachowania sympatyczni. Trzeba dodać, że moja dziewczyna jest bardzo pomocna, czasem nadmiernie, przez co mówię, że jest Matką Teresą z Kalkuty. Przyszedł czas wyjazdu na kolejny rok. Pozostały 2 lata do końca. I od wyjazdu zaczęły się ogromne problemy. Nagle coraz częściej zaczęła się spotykać z koleżanką, której unikała. Nie ukrywałem nigdy, że mi się to nie podoba. Idzie do niej wraca bardzo późno. Siedzą u niej w domu, ale nie same, tylko w kilka osób. Zaczęły się coraz częstsze kłótnie i coraz poważniejsze. Mam wrażenie, że z każdym dniem coraz mniej rozmawiamy, przy rozmowach telefonicznych są głupie nerwy z jej strony. Na początku potrafiliśmy rozmawiać w każdej wolnej chwili, a teraz go nie ma dla mnie, bo są znajomi, ona woli pogadać z ludźmi tam na miejscu niż ze mną. Wydaje mi się, że nie chce rozmawiać, że mnie zbywa. Były też takie sytuację, że się umawiała na rozmowę ze mną, ja układałem wszystko pod nią, a tu wybierała nagle tamto towarzystwo.
Coraz częściej czuję, że mam dziewczynę, ale jej nie mam na co dzień, a do tego ją tracę. Odczuwam brak słów z jej strony na temat uczuć. Coraz częściej reaguję nerwowo na jej słowa, takie górnolotne są. Zaczynam się spotykać z zachowaniami czy słowami, których nigdy wcześniej nie było. Nie potrafię iść w weekend gdzieś bez niej, bo dziwnie się czuję. A ona wychodzi z założenia, że jakość trzeba żyć. Jest młoda, chce się wyszaleć. Bardzo się staram, ale z każdym dniem bardziej stwierdzam, że to nie ma sensu. Dla swojego zdrowia i świętego spokoju, wolnej ręki dla niej i siebie bym to zakończył, ale nie umiem bez niej żyć, ona podobno beze mnie też. Najgorsze, że nie potrafię zachowywać się tak jak ona, żeby czasem poczuła jak ja się czuję, żeby zrozumiała. Ona uważa, że zawsze robi dobrze, a ja że chce żeby siedziała w domu, że jestem chorobliwe zazdrosny. Po prostu ona jest taka, że często nie zna umiaru, np. w siedzeniu u tej koleżanki czy spotykaniem się innymi.
Próbuję rozmawiać, mówić że to nieodpowiednie towarzystwo ta dziewczyna (też tak uważa jej mama), ale ona nie daje powiedzieć złego słowa. Najgorsze jest to, że ona nie widzi żadnego problemu w swoim zachowaniu, tylko uważa że to ja przeginam, że mówię, co mnie boli. Coraz mniej rozmawiamy, albo na siłę, a ona twierdzi, że po co, jesteśmy na bieżąco przecież. Po prostu ja wychodzę z założenia, że jeżeli się ktoś decyduję na związek to trzeba umieć wybierać priorytety, czasem odmówić innym, że to ja dla niej a ona dla mnie powinna być najważniejsza. Nie wiem co mam robić, jestem młody, szkoda tego czasu, jeżeli nie ma szans na pozytywne zakończenie problemu.