Czy ten związek ma w ogóle sens?
Witam! Poznałem ją na studiach, szybko wpadła mi w oko, ja zresztą jej również. Zaczęliśmy się umawiać (od listopada ubiegłego roku). Pierwsza randka była bardzo udana, kolejne też. Dużo opowiadała o swoich znajomych - kilka dziewczyn, z którymi mieszka bądź utrzymuje stały kontakt, dało się odczuć, że jest z nimi bardzo zżyta, w końcu trzymają się razem od 4 lat. Chciała, abym je poznał, okazja miała się nadarzyć w andrzejki, kiedy to organizowały wypad do klubu. Tydzień wcześniej były jeszcze moje urodziny, na które zaprosiła mnie do kina - to było nasze 3 spotkanie, w trakcie którego poinformowała mnie o swoich planach andrzejkowych, na tę imprezę miało wpaść też kilku kolegów, chłopaków jej koleżanki.
Wreszcie przyszła andrzejkowa sobota, napisałem jej rano SMS, żeby dała mi wcześniej znać - gdzie i o której się zobaczymy. Odpisała, że jak będzie, jak się czegoś dowie, to da znać. Około południa dzwoni do mnie, odbieram i słyszę zrozpaczony głos i przeprosiny, mówi: że się pochorowała, że nie jest w stanie wychodzić z domu dziś, że mnie przeprasza, bo głupio wyszło itp. Odpowiedziałem jej przyjadę do Ciebie, skoro się źle czujesz, zaopiekuję się Tobą, koleżanki wyjdą na imprezę, nie chcę żebyś przebywała sama w chorobie. Odpowiedziała: to nie jest dobry pomysł, bo źle wygląda, jest nieuczesana itp. Powiedziałem, że mi to nie przeszkadza, ale nalegała, żebym nie przyjeżdżał, więc odpuściłem. Jednak coś nie dawało mi spokoju, jak można zachorować w 3 godziny? :D
Przyszła godzina 23, pozbierałem się i pojechałem do klubu, gdzie miała odbyć się ta impreza. Rozejrzałem się tu i ówdzie, schodzę na dolny poziom, szybko zauważam chłopaka jej koleżanki, i kilka innych dziewczyn z jej grona (widziałem wcześniej na Facebooku). W końcu zauważam i ją. :/ Przyglądam się chwilę w jej stronę, piła piwo, dobrze się bawiła. Wstała i zaczęła rozmawiać z koleżanką obok loży, więc podchodzę, dotknąłem ją za rękę, obróciła się w moją stronę ze zdziwieniem i smutkiem na twarzy. Ja tylko powiedziałem miło było, ale się skończyło i ruszyłem do wyjścia. Ona za mną. Łapała mnie za dłoń, zatrzymywała, mówiła że mi to wyjaśni. Zatrzymałem się na chwilę, ale szybko zrezygnowałem z jej wyjaśnień.
Po powrocie do domu dostałem SMS, że chce się ze mną spotkać, bo ma coś ważnego do powiedzenia. Rano odpisałem, że jeśli jej zależy na wyjaśnieniach, niech przyjedzie na godzinę do mnie. Przyjechała, tłumaczyła się, że była chora, ale koleżanki ją wyciągnęły na siłę. Pytam ją czy piła? Odpowiedziała, że nie, bo zażywała leki - kolejne kłamstwo... W końcu powiedziała, że na tę imprezę został zaproszony chłopak, któremu się bardzo podoba - więc chciała uniknąć konfrontacji, bo zna mój charakter. Potrafię być niemiły - jeśli ktoś przekroczy wąską granicę. Siedziała u mnie z 7 h, atmosfera się rozluźniła i w sumie na niczym się skończyło. Do dzisiaj nie wiem czy mówiła prawdę, czy nie. Ale to dopiero początek. :)
W ten dzień rozmawiałem z nią o jej byłych, to dla mnie ważne, bo jestem prawiczkiem i miałem nadzieję, że ona jeszcze tego nie robiła. Na kolejnym spotkaniu zapytałem, nie wprost oczywiście, cóż życie bywa okrutne, już od 3 lat nie jest dziewicą. Miała 2 partnerów. Z pierwszym poszła do łóżka po 6 miesiącach, po roku planowali zaręczyny, ale jak stwierdziła - zostawiła go, był aseksualny i nie chciał mieć dzieci itd. Drugi - co mnie boli bardziej, był starszy od niej o 7 lat. Zaczęli to robić po 3 miesiącach znajomości.:/ Byli razem przez pół roku, podobno później wyjechał do Moskwy - ale to kolejna bajka z jej strony, obstawiam, że ją wykorzystał i zostawił. Chociaż jak sama twierdzi, on się jej bardzo spodobał.
Spotykam się z nią do dzisiaj, widujemy się na uczelni, umawiamy się u mnie bądź na mieście. Dzwonię do niej. Bywa też, że esemesujemy. Raz na jakiś czas kupuje kwiatka bądź mały upominek. Na ostatnim spotkaniu, powiedziała zauważyłam, że zaczynasz się angażować, a ja nie jestem gotowa na związek, potrzebuję czasu, żeby ci zaufać. Mój problem - nie potrafię jej wybadać! Spotykamy się od 4 miesięcy. Miałem nadzieję, że już z tego wyjdzie związek, a ona mówi, że może będzie nawet potrzebowała roku na zaufanie. Zna mnie, wie że nie piję (przez sport), wie że przed ślubem z dziewczyną do łóżka nie wejdę, wie że przeszkadza mi, kiedy ona pije. Ja mam mocne zasady, których nie łamię. Obawiam się, że wykorzysta mnie, to znaczy, będzie uprawiać seks z bardziej lub mniej przypadkowymi partnerami, a za rok kiedy skończą się studia i dobra zabawa, przyleci do mnie, bo wie że jestem porządny, poukładany i jednak na niej mi zależy. Sama stwierdziła, że trudno będzie jej wytrwać, bo wie jak to smakuje.
Widziałem się z nią wczoraj po 20 dniach wolnego (ferie), po zajęciach odprowadziłem na tramwaj i umówiłem na piątek. Chciałem na sobotę, ale ma zajętą - pewnie będzie imprezowała z koleżankami, których do tej pory nadal nie poznałem. Nie wiem, jak mam się zachować, z jednej strony przeszkadza mi to w niej, że już miała dwóch partnerów, z drugiej myślę, że mógłbym o tym zapomnieć z biegiem czasu. Rozmawialiśmy trochę o tym i podobno jeszcze będziemy. Jej koleżanki nie odbierają mnie zbyt dobrze - chodzi o tę akcję w andrzejki. Ona sama mówi - nie chce bym ja zamknął, boi się tego. Dodam jeszcze, że mamy po 24 lata. I że wcześniej nie miałem dziewczyny. Czasem mam ochotę, żeby to wszystko zostawić i unieść się honorem. Pozdrawiam.