Brak wiary w realizację marzeń

Witam. Jestem dziewczyną w wieku lat niespełna osiemnastu. Mam pewien problem (albo raczej szereg problemów) z którym nie potrafię sobie poradzić. Może mieć znaczenie chyba to, że mój ojciec był alkoholikiem, mama rozstała się z nim gdy miałam 12 lat. Trudno mi opisać wszystko dokładnie, jest dużo kwestii, które mnie niepokoją, postanowiłam więc pomóc sobie skalą Becka (której niemniej nie potrafię precyzyjnie rozwiązać). Proszę o pomoc. A – smutek i przygnębienie: Mam huśtawki nastrojów, za dnia z reguły jest w porządku. Przygnębienie dopada mnie głównie gdy jestem sama, albo w nocy. B- Przyszłość: Dla mnie to trudna kwestia. Przyszłość kojarzy mi się głównie ze śmiercią. Boję się jej (i przyszłości i śmierci). Boję się, że nic w życiu nie zrobię, mam wielkie plany i marzenia (chcę założyć własną wielką firmę i dużo zarabiać by spełnić marzenia dotyczące pomocy ludziom bezdomnym, mam już odnośnie tego cały plan fundacji, oraz chciałabym zobaczyć palmy na ulicy, ogólnie chyba podróżować no i dobrze żyć), ale wiem, że ich nie zrealizuję. Chciałabym być kimś, coś zrobić, komuś pomóc, ale czuję że to wszystko jest poza moim zasięgiem. Mam wrażenie, że czas przepływa mi przez palce, boję się, że kiedyś się obudzę, będę już stara, albo chora i zapłaczę nad swoim życiem, nad tym, że po prostu minęło, a ja byłam zwyczajnym szarym człowiekiem, albo zwyczajnym nikim. A wracając jeszcze do tej śmierci, często mam taki dziwny nastrój, tylko nie wiem dokładnie jak go opisać… W nocy jak leżę i myślę o tym, to czuję się tak jak bym już miała te dziesiąt lat i czekała już tylko na śmierć… Czasem myślę, że specjalnie wmawiam sobie takie uczucie. C – zaniedbania: jestem leniwa i jest mi z tym źle, wiem, że mam coś zrobić, ale mi się nie chce, w sumie to nie zamartwiam się zbytnio z tego powodu, ale rzutuje to na moim odbieraniu mnie jako siebie. D – zadowolenie z tego co robie: dużo rzeczy sprawia mi przyjemność (pisanie, haftowanie, granie, spotykanie się z innymi), ale z reguły ich nie robię bo mi się nie chce, ale jest to takie specyficzne niechcenie… Jakby niechęć do wszystkiego, brak weny… E – wina i wyrzuty sumienia: nie mam ich stale, ale najczęściej dotyczą one dalekiej przeszłości, sytuacji sprzed 4 do nawet 9 lat. Przypominam sobie jakieś wydarzenia z dzieciństwa i zaczynam się ich wstydzić, żałować, myśleć, że powinnam zrobić inaczej, rozpamiętywać… F – kara: w kwestii kary często boję się tej pośmiertnej, myślę nad tym, jak wobec kogoś jestem nie w porządku, a ten ktoś dowie się o tym w czyśćcu, myślę o przykrości jaką sprawię… Ale na ziemi nie myślę o karze. Mam trochę zachwianą kwestię wiary, chciałabym wierzyć w Boga, bo czuję, że modlitwa mogłaby mi pomóc, ale jakoś do końca nie potrafię uwierzyć. G – siebie i mnie: tutaj chyba czuję do siebie niechęć, za to czego nie robię, czego nie potrafię, lub za to co właśnie robię, ale źle, także za to czego nie zrobię w życiu. H – ja i inni: nie czuję się gorsza, choć wiem, że gorsza jestem. Usilnie pragnę wmówić sobie, że jestem lepsza, robię pozy, stwarzam pozory, ze świadomością, że to tylko taka bariera przed innymi, by nie wiedzieli, że jestem gorsza i by nie mogli mnie skrzywdzić, by czuli respekt i bali się (ale agresywna nie jestem!). To taki strach przed byciem kozłem ofiarnym albo powtórnie pośmiewiskiem. I – samobójstwo: nie, o tym nie myślę. To znaczy myślę, ale w kwestii czysto technicznej, jako o samym wydarzeniu. Ja boję się śmierci i to jak cholera. Przez chwilę sama podejrzewałam, że wszystkie moje problemy biorą się z tego strachu. Boję się śmierci przedwczesnej, śmiertelnej choroby, śmierci w starości. Boję się też bólu jaki ze sobą niesie. Czasem wczuwam się w różne sytuacje by tym mocniej coś przeżyć. No i boję się, co tu dużo mówić. J – płacz: często płacze, chyba nawet trochę za często. Najczęściej nocami i to z byle powodu. Za dnia wzruszają mnie jakieś sytuacje, wydarzenia, programy, filmy. A czasem po prostu zaczynam myśleć o czymś przykrym i po prostu łzy mi z oczu lecą. Ale jak już wspomniałam, za dnia płaczę w sumie rzadko, częściej nocami. K – nerwy i rozdrażnienie: nie zastanawiałam się nad tym wcześniej, ale chyba jestem dość często rozdrażniona, głównie pod wpływam różnych sytuacji, innych ludzi, lub czegoś co mi po prostu nie pasuje (ale nie jestem agresywna! Ani fizycznie, ani psychicznie nie wyładowuję się na innych. Czasem się kłócę i tyle, zaraz wszystko mija) L – zainteresowanie innymi ludźmi: nienawidzę ich. Za to, że nie zwracają na mnie uwagi, na to że krzyczę i błagam o pomoc, że nie widzą moich sygnałów, tego, że potrafiłabym rzucić im się pod nogi i całować po rękach za większe zainteresowanie, jedną pomoc. Najbardziej nienawidzę najbliższych, tych których najbardziej potrzebuję. Bo nie chcą nic widzieć, wolą udawać, że nic się nie dzieje, nic nie widzą. Chciałabym już nie wychodzić z domu i cierpieć sobie w samotności. Ale z drugiej strony potrzebuję ich wszystkich, i tych bliskich, i dalekich, potrzebuję towarzystwa, rozmowy, zainteresowania, nawet zwyczajnego bycia, przebywania w jakiejś grupie, przynależności. Wiem, że to naturalne potrzeby, nienaturalna jest nienawiść, żal, rozczarowanie, próba odseparowania się mimo krzyku o bycie, a najbardziej użalanie się nad sobą, że nie potrafię z innymi rozmawiać, znaleźć wspólnego tematu, przebywać. M – podejmowanie decyzji: unikam podejmowania decyzji, zazwyczaj dwie kwestie są dla mnie równoznaczne i nie mogę się na coś zdecydować, zostawiam to chłopakowi. N – mój wygląd w moich oczach: nie czuję się jakaś specjalnie brzydka, czy coś. Wiem, że potrafię się podobać i w tej kwestii nie mam żądnych problemów. O – praca: nie chce mi się nic robić, ale czy nie jestem w stanie? Wiem, że potrafiłabym, mogłam. Ale ciężko mi się do czegoś zaprać. P – spanie: przede wszystkim nie mogę spać bez włączonego radia. Nawet wtedy gdy jest włączone ciężko mi usnąć, myślę o różnych rzeczach, wkręcam sobie coś, płaczę, rozmawiam ze sobą lub z innymi (tylko dlatego, że ich nie ma) ale przez to, że coś mi gra nad uchem to w miarę szybko się uspokajam. Nie lubię nocy. Jest to czas kiedy nic już się nie dzieje, niczym się nie zajmuję, więc trudniej odwrócić mi uwagę od śmierci, przykrych wydarzeń, czy nierealnych marzeń. Czasem wieczorami boję się tej pory snu, tego, że znów będzie tak samo i tego że będę się bała. Q – zmęczenie: nie, raczej niechęć. Męczę się tak samo jak zwykle. R – apetyt: nie zastanawiałam się wcześniej ale raczej jest kiepski, czasem pół dnia może minąć zanim zgłodnieję i wystarcza mi niewiele jedzenia by się najeść. S – utraty wagi: nie notuję, ale zawsze byłam szczupła i tak raczej zostaje. T – martwienie o zdrowie: martwię się tym, że kiedyś zachoruję: 1. Na raka, a to w związku z paleniem papierosów, nie palę dużo, średnio pół papierosa dziennie, ale to zawsze coś, tym bardziej, że jestem jeszcze młoda i całe życie przede mną. 2. Na chorobę psychiczną, boję się, że pogłębią mi się te stany lękowe, nienawiść i żal, i że kiedyś wyląduję w psychiatry ku. 3. nałogi, bo nie poradzę sobie z problemami i albo zacznę pić albo palić, może dlatego nie rzucam konkretnie palenia, bo z dwojga złego to jest lepsze. U – zainteresowania seksualne: brak takowych Jest jeszcze jedna kwestia. Często mi samej wydaje się, że wszystko wyolbrzymiam, że specjalnie chce zwrócić na siebie uwagę, albo zrobić z siebie sierotę. Myślę tak zwłaszcza wtedy, gdy nic mi nie jest, gdy się uspokajam, albo w ogóle gdy wszystko mi mija. Czy to możliwe? Skoro o tym myślę to chyba tak? Ale czy wtedy to też choroba? A może po prostu staram się znaleźć jakieś wytłumaczenie, usprawiedliwienie? Domyślam się, że pewnie nie można odpowiedzieć jednoznacznie na te pytania... Postarałam się opisać wszystko jak najlepiej i w skrócie (nie, to nie ironia, choć widzę ile tego wyszło). Czy powinnam iść dalej do jakiegoś lekarza, poprosić o leki, czy po prostu uspokoić się i przeczekać? Czy naprawdę może być kiedyś tak, że wszystko mi się pogłębi i albo zwariuje albo wpadnę w jakiś nałóg? Czy to może być tylko depresja, czy już jest to coś innego? Zależy mi na jakiejkolwiek pomocy. Z góry bardzo dziękuję.

KOBIETA, 18 LAT ponad rok temu
Paulina Witek Psycholog, Warszawa
72 poziom zaufania

Witam serdecznie
Masz wspaniałe marzenia, choć brak Ci wiary w ich realizację. Warto stawiać sobie jakiś cel do zrealizowania, ale może na początek wyznacz sobie mniejsze kroki do jego osiągnięcia. Twoje plany wydają się mniej realne kiedy chcesz założyć fundację w wieku 17 lat i podróżować po świecie nie mając stałego źródła dochodów. Możesz jednak zacząć od zorientowania się czym chciałabyś się zajmować w przyszłości, jakie wybrać studia, które przybliżą Cię do Twojego celu itp. Aby komuś pomóc nie musisz zakładać od razu fundacji, możesz zgłosić się do wolontariatu lub popytać wśród znajomych czy znają kogoś kto potrzebuje pomocy. Możesz zorganizować zbiórkę pieniędzy na kosztowne leczenie dla jakiejś osoby, możesz pomagać jakiejś starszej osobie lub jakiemuś dziecku w nauce, cokolwiek co dałoby Ci satysfakcję. Fajna sprawa, że masz taką potrzebę, i że otwierasz się na kontakt z innymi.

Masz bardzo dużo przemysleń i wątpliwości odnośnie wiary. Może pomyśl o spotkaniu z osobą duchowną, która mogłaby Ci wskazać właściwą drogę postępowania. Przebaczenie jest bardzo ważne do zdrowego funkcjonowania. Nie tylko przebaczenie komuś, ale przede wszystkim sobie. Bardzo dużo od siebie wymagasz i obwiniasz za wiele rzeczy. Nie warto wracać wspomnieniami do odległej przeszłości. Zrobiłaś tak jak zrobiłaś, jak na tamten moment mogłaś najlepiej. Wyciągnij z tego wnioski i przebacz sobie to z czego nie jesteś zadowolona. To kolejne doświadczenie, które czegoś Ciebie nauczyło. Domknij to. Nikt z nas póki co nie wie jak jest w czyśćcu, więc może wcale takowa konfrontacja nie będzie konieczna, a poza tym czyścieć ma służyć oczyszczeniu z grzechów, a nie wyżywaniu się na skruszonym człowieku. W tej kwestii najlepiej pomógłby Ci duszpasterz akademicki, ale i tutaj poszukaj odpowiedniej osoby, bo nie każdy ksiądz zrozumie Twoje wątpliwości, tak jak nie z każdym psychologem będzie Ci się dobrze rozmawiać. A trafiając na niewłaściwą osobę możesz się zniechęcić. Uważam, że jest to ważne, ponieważ zdrowie człowieka zależy od równowagi trzech płaszczyzn: zdrowia fizycznego, psychicznego i duchowego. Jeśli w którejś z nich dzieje się coś złego odbija się to na pozostałych.

List, który napisałaś bardzo dobrze obrazuje Twój obecny stan i powinnaś go pokazać prowadzącemu terapię psychologowi. Poruszyłaś bardzo dużo kwestii, wymagają one jednak osobistej rozmowy i więcej niż jednego spotkania. To nie jest problem, który można rozwiązać na jednej sesji terapeutycznej, ale systematycznie prowadzonej psychoterapii. Bardzo gorąco zachęcam Ciebie do jej podjęcia. Nie jesteś osobą chorą, to czego doświadczasz wynika głównie z Twoich doświadczeń i tego, że jesteś wrażliwą osobą, która głęboko odbiera świat. Nie powinnaś przyjmować leków, ale znaleźć dobrego psychologa, który podjąłby się terapii. To, że nie czujesz się atrakcyjna, że masz trudności w podejmowaniu decyzji, że brak Ci motywacji do podejmowania różnych działań, a także neurotyczna potrzeba bliskości i jednoczesna niechęć do ludzi wynikają z relacji między Tobą, a najbliższymi osobami w rodzinie. Moim zdaniem większość Twoich problemów wiąże się z problemem alkoholowym w rodzinie, a także rozstaniem rodziców. Powinnaś ten temat przepracować na psychoterapii. To pomoże Ci dostrzec pewne zależności i nauczysz się sobie z nimi radzić. Piszesz, że wysyłasz sygnały, na które inni nie reagują. Zamiast sygnałów lepiej jest po prostu powiedzieć. Może inne osoby nie interpretują Twoich sygnałów tak jak tego oczekujesz?
Pozdrawiam serdecznie!

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty