Co się dzieje z moim chłopakiem? Czy to jest choroba psychiczna?
Witam, zacznę od początku, mój chłopak ma 22 lata, pracuje w firmie meblarskiej, jest synem właściciela. Z tego względu spada na niego ogromny ciężar odpowiedzialności. Pracuje praktycznie od 4 rano i czasami do 22, ma masę rzeczy do załatwienia. Od jakiegoś czasu, dokładnie nie wiem, może od pół roku, ma pewne zawahania do tego co robi, tzn. zaczyna mówić, że jemu się nic nie chce, że ma dość tej pracy, że to dla niego zbyt dużo, że nie wie co z tym zrobić, więc cały czas mu powtarzałam, że musi sobie choć chwilę odpocząć i nabrać dystansu. Jednak u niego w rodzinie nie ma "wakacji" - liczy się ciągła praca. Dlatego też po takim jednodniowym załamaniu na drugi dzień jedzie do pracy, jakby nic się nie stało. Ostatnio było tak, że wszystkich zaczął wyklinać, wkurzać się na wszystko, co było dla każdego zaskoczeniem - zwalał to na stres w pracy i na pracowników, więc nic nie mówiłam - zrobiliśmy sobie trochę przerwy, ja wyjechałam do rodziny on został sam i jakoś sobie to wszystko ułożył, aż do teraz. W tym momencie ma takie zachwiania, że mówi, że już chce umrzeć, że ma dość wszystkiego, że weźmie wszystkie tabletki jakie ma, połknie i umrze - no coś strasznego, ja już nie mogę tego słuchać, przecież bardzo go kocham i nie chcę, żeby coś mu się stało, sama przez to żyję w stresie. Niby chce być ze mną zakładać rodzinę, mówi, że wtedy by miał jakiś cel, wiedziałby dla kogo żyje - dla dzidziusia i dla mnie. Rozumiem to - człowiekowi zmieniają się priorytety, ale nie wiem czy to by coś dało. Boję się, że jakby coś wyszło, nawet jakbyśmy byli rodziną, to i tak takie sytuacje mogłyby zajść. Nie wiem co robić - czy normalnie tylko z nim pogadać, choć czuję, że to tylko do rezultat kilkutygodniowy a później znowu się zacznie, czy może iść do jakiejś poradni, na razie sama, żeby się skonsultować, a później iść z nim, czy po porostu uznać to za coś normalnego i wspierać go, czy może powiedzieć mu, żeby się z tego wszystkiego wycofał i znalazł sobie inną pracę - może w tym tkwi sedno? Nie wiem sama… Proszę o jakąś poradę, może ktoś to zdiagnozuje i dzięki temu będę wiedziała co dalej robić, bardzo mi na tym zależy. Z góry dziękuję za mi pomoc.