Czy coś mi dolega?
Witam. Mam 20 lat, 2 lata temu rozstałam sie z chłopakiem, z którym byłam w kilkuletnim, stałym związku, i od tamtej pory uznałam, że moje życie jest tylko i wyłacznie w moich rękach. No więc, rok temu zaczęłam się odchudzać. To było w wakacje, stosowałam dietę, środki przeczyszczające, zaczęłam unikać przyjaciół, bo nie miałam już pomysłów na wymówki, dlaczgo nie jem lodów, nie wypiję soku, piwa itp.
Kiedy wakacje się skończyły, wróciłam do szkoły, w końcu udało mi się zerwać z dietą, znów nawiązałam kontaky z przyjaciółkami i było jak kiedyś... do czasu studniówki... Po raz kolejny rozpoczęłam dietę i byłam chyba jedyną osobą zadowoloną z faktu, że na studniówce nie ma alkoholu (jak wiadomo dlatego, że jest on bardzo kaloryczny). Moja dieta do czasu matury, można powiedzieć, była zdrowa - jadłam pełnoziarniste pieczywo, białe mięso, unikałam tylko tłuszczu, słodyczy i zbędnych kalorii ze słodkich napojów czy drinków. Kiedy otrzymałam świadectwo maturalne (mature zdałam), wyjechałam do Poznania, miasta, w którym samodzielnie miałam rozpocząć dorosłe życie. To właśnie tam rozpoczęło się coś, czego teraz nie umiem zatrzymać...
Na studia się dostałam, ale miałam jeszcze wakacje, więc rozpoczęłam pracę, aby udowodnić rodzicom, że potrafię sobie poradzić (zresztą ojciec od zawsze mi mówił, że muszę sama na wszystko ciężko pracować, bo inaczej nic nie osiągnę i do niczego nie dojdę). No więc, właśnie wtedy ponownie zaczęłam stosować tabletki odchudzające, środki przeczyszczające. Powoli traciłam na wadze, ale to było dla mnie za mało. Ciągle obniżałam próg idealnej wagi. Powoli eliminowałam kolejne produkty z mojej diety. Moja najniższa waga to 48 kg (chciałąbym osiągnąć 47) przy wzroście 165 cm. Wtedy nie jadłam już nic, ani mięsa, ani chleba, tylko i wyłacznie np. jabłka lub czerwoną kapustę, czasem jogurt, no i oczywiście kawa, ale czułam się świetnie. Czułam, że mogę nauczyć się na egzaminy i zdać je bez problemu, że nie zawiodę ojca i siebie samą, że udowodnię iż dam sobie radę na studiach w obcym mieście.
Po pewnym czasie zaczęłam cierpieć na bardzo bolesne skurcze - bóle żołądka, ale to było przed samymi świętami. Wiedziałam, że pojadę do domu i na Wigilii będę musiała coś jeść, więc się tymi bólami nie martwiłam. Raczej faktem, że będę musiała w domu jeść. No i miałam rację. Dziś się ważyłam (ta waga może być trochę rozregulowana), ale wskazuje 50-51 kg! Jestem załamana, czuję się okropnie. Czuję, że na najbliższe egzaminy, które będę miała już w styczniu, nie dam rady się nauczyć, że ich nie zdam, a nie mogę mieć żadnych poprawek. Czuję, że wszystko zawaliłam. Jutro wyjeżdżam od rodziców i wiem, że pierwsze co zrobię, to znów rozpoczynam dietę.
Muszę znów mieć kontrolę, dojść do wyznaczonej wagi, zdać egzaminy, aha i jeszcze w przyszłym roku dostać się na dodatkowe zaoczne studia, bo czuję, że tylko jedne to za mało. Wiem, że to, co opisuję, może wskazywać na anoreksje, ale ja naprawdę nie wyglądam jak anorektyczka, nie ważę 42 kg, i to chyba nie możliwe, żebym była chora, skoro przez świeta jadłam, prawda? Ja nie chcę być chora, naprawdę, chcę być tylko szczupła i szczęśliwa jak kiedyś... Przepraszam, że moja wypowiedź jest taka długa, ale ja naprawdę już nie wiem, czy coś mi jest i powinnam się martwić, czy tylko panikuję? Z góry dziękuję za odpowiedź.