Czy jestem w stanie normalnie żyć?
Mam 24 lata, mówią o mnie: bardzo ładna, oryginalna... Problem zaczął się 4 lata temu, kiedy (podobno przez chorą tarczycę) przytyłam 18 kg w 3 miesiace, z wagi 58 kg do wagi 75 kg przy wzroscie 170 cm. Od tamtej pory walczę! Nie umiem, nie potrafię - wydałam już kilka tysięcy zł na diety, sprzęty do ćwiczeń, kremy i zabiegi... Nie umiem:(
Jestem słaba, a moje życie zamienia się w piekło. Nie akceptuję siebie, mimo że mówią: jesteś śliczna, sexy i fajnie wygladasz. Ja nie umiem:( Zapatrując się na giwiazdy TV mam wrażenie, że mój megaprzystojny mąż zostawi mnie dla takiej właśnie kobiety. Ciągle przed oczami mam jego zdradę, która kiedyś nastąpi, jeśli nie zmienię swojego postępowania. Zaczynam dietę, a po dniu lub kilku dniach ją łamię, potem płaczę.
Ojciec od małego był tyranem, nie nauczył mnie systematyczności, a mama była za słaba, żeby z nim walczyć.. Jedząc kolejną, trochę mniej kaloryczną tortillę, wczoraj wieczorem, po kolejnym tragicznym dole, doszłam do wniosku, że jestem beznadziejna. Moje na pozór szczęśliwe życie jest bardzo nieszczęśliwe. Jestem niesystematyczna, porywcza i nerwowa.
Przyjechała ciocia i powiedziała: "mam dla ciebie bluzeczkę do zmierzenia" - patrzę: 38, będzie ok, ale bluzeczka była gorsetowa maleńka, nie na moje cycory, zobaczyłam i mówię, że będzie mała, a ciocia: "to dziwne, bo na wszystkich jest za duża w biuście"! I tak mój kolejny dzień zamienił się w klęskę, po czym stwierdziłam, że można pocieszyć się tortillą.
Tak kończy się każdy zaczęty dietą dzień - nie zjem jabłka, bo ma cukier w sobie, ale na koniec dnia pochłaniam tortillę. Dotarło do mnie także, że mam już 24 lata, moje życie ucieka, a ja od 4 lat jestem nieszczęśliwa. Zaczynają drażnić mnie 16-latki, bo są drobne, fajnie ubrane etc... Niedługo wybije mi 30., a ja będę ciągle tkwić w martwym punkcie mojego nieszczęśliwego życia. Każda drobnostka na temat mojego wyglądu potrafi wywołać u mnie stan mega-maxi-doła!
Mój mąż ma spuchnięty mózg od mojego narzekania, wszystkich dookoła męczę moją dietą, która polega na ciągłym wahaniu 3 kg w górę lub w dół, wiecznie zasłaniając się chora tarczycą, wydając masę kasy na jakieś głupie zabiegi i drogie kremy, leżące odłogiem w kącie po tygodniu stosowania. Wystarczy się powstrzymać i zamknąć otwór gębowy! PRZESTAĆ ŻREĆ!!!
Wiecznie obwiniam wszystkkich i wszystko, a na końcu siebie, a może wystarczy zacząć jak człowiek?! Bo moje zdrowie już na tym ucierpiało i jeżeli ma być OK ja muszę być OK! Całe życie przede mną. Jeżeli będę nadal tak postępować - nigdy nic mi się nie uda! Tak wygląda mój poemat o nieszczęściu: niesystematyczna, niecierpliwa, nerwowa i momentami chaotyczna, męcząca! Dlaczego tak? Nie wiem! Musi nastąpić jakaś zmiana, bo oszaleję! Nie chcę tak dalej żyć! Potrzebuję pomocy!