Czy słusznie postąpiłam z moimi radami w stosunku do wnuczka?
Moja córka i zięć mieszkają w Niemczech. Ona jest na urlopie macierzyńskim od 3 lat, z zawodu technik dentysta. Pracowała w zawodzie 11 lat w Niemczech, zięć prowadzi własną firmę personalnego trenera oraz sprzedaż urządzeń do fitness klubów. W związku są od 7 lat, ślub wzięli, gdy córka była w ciąży. Związek był raz gorszy, raz lepszy, zależało to od humoru zięcia - ma zdiagnozowaną depresję lękową mieszaną. Od lat bierze różne leki, te z grupy trójpierścieniowych, często dawkuje je wg własnego odczucia i upodobania. Jego młodsza siostra również ma depresję ale lękową. Ojciec bierze także leki antydepresyjne i twierdzi, że w dzisiejszych czasach to normalne. Moja córka z teściami od 3 lat jest w kontakcie raczej bardzo rzadkim, ponieważ zięć często na nią nagadywał, co nie było prawdą, ale jego rodzice nie przyjmują do wiadomości, że syn choruje. W ubiegłym roku córka wzywała pogotowie na wyraźną prośbę zięcia, ponieważ słyszał jakieś głosy, jak sam określał - prosto do ucha. Pogotowie było i lekarz dał mu jakiś zastrzyk, i jakoś się to uspokoiło. Pod koniec lutego wydarzyła się dla nas wszystkich rzecz niesłychana, a mianowicie zięć wziął 3-letniego syna, wywiózł do matki i zgłosił, że matka chciała ,,małego obywatela Niemiec” porwać do Polski! Totalny absurd, no i oczywiście jego rodzina nie dopuszczała w ogóle matkę do dziecka, córka pokazywała w Jugendamcie recepty zięcia, ale nikt nawet okiem na nie nie spojrzał. Po tygodniu Jugendamt zadecydował, że matka ma prawo widzieć dziecko co drugi dzień po 2 godziny. Rozstania to był istny horror. Dziecko wyło po prostu za matką, a oni je wyszarpywali z jej objęć, czego sama byłam świadkiem. Zięcia rodzice zgłosili po około tygodniu w Jugendamcie, że najlepiej, aby matka nie miała kontaktu z dzieckiem, bo dziecko silnie to przeżywa, między innymi biegunki, moczenie się, płacz w nocy i wołanie matki. W tych okolicznościach Jugendamt zadecydował, że dziecko do czasu rozprawy - kto będzie nad nim sprawował opiekę - będzie u rodziny zastępczej, tzn. wnuczek ma już w ciągu miesiąca trzeci dom. Pierwszy u babci, drugi u dziadka i jego nowej żony, trzeci rodzina zastępcza. Córka i zięć mają prawo widywać dziecko raz w tygodniu przez 3 godziny. Z tego wszystkiego moja córka schudła 10 kg, jest w skrajnej rozpaczy, każdy dzień bez dziecka to piekło dla jej duszy. Aha, była jeszcze parę razy wmieszana policja, bo podobno śledzi męża, aby go zabić, totalna paranoja. Gdy wnuczek był w ostatnią sobotę ,,na widzeniu” w domu, zauważyłam, że z wesołego i ufnego dziecka jest coś, czego nie poznajemy. Jest smutnym dzieckiem, chociaż przez gry i zabawy udaje wywołać uśmiech. Wpada w szał, gdy na przykład nie udało mu się wyskrobać loda z kubeczka. Taki szał bez powodu, włącznie z rzucaniem się, trwa kilkanaście minut. Po uspokojeniu, tuli się do matki, ciężko oddychając. Zawsze na wszystkie pytania odpowiada „tak” lub „ja”, w zależności, w jakim języku jest pytany, ponieważ jest dzieckiem dwujęzycznym. Absolutnie nie pozwala się rozebrać u rodziny zastępczej i dlatego śpi i chodzi w tej samej odzieży aż do następnego widzenia z matką. Córka też ma z tym problem, ale po długich prośbach pozwala się rozebrać i umyć, bo wiadomo jak wygląda po tygodniu. Pani z rodziny zastępczej stwierdziła, że nie chce mu robić dodatkowego stresu i zaniechała mycia i rozbierania. Za dwa dni będzie rozprawa sądowa, adwokat córki stwierdziła, że na pewno córka dostanie dziecko, ale niestety dziecko i matka co przechodzą, to serce mi pęka z bólu. Córka już wniosła o separację, a tylko, jak się skończy, weźmie rozwód, tak przynajmniej twierdzi, że człowiek, z którym żyła - umarł. Ja natomiast martwię się zachowaniem wnuczka, poradziłam córce, aby poszła z dzieckiem do psychologa dziecięcego. Mam pytanie: czy słusznie postąpiłam z moimi radami w stosunku do wnuczka?