Dlaczego mój mąż jest taki zazdrosny?
Witam mam 30 lat. Jestem mężatka od 10 lat. Długo zastanawiałam się czy napisać, aż do dzisiejszego dnia. Mój mąż znowu przyszedł wstawiony, nie rozumiem dlaczego, mam już tego dość. Mam dziecko - to dla niego się uśmiecham przez łzy powtarzając sobie i jej, że jest dobrze, ale ja już nie mam sił. Ciągle słyszę, że mnie kocha, że robi to wszystko dla mnie, ale ja już tego nie czuję. Wszędzie widzi zdradę, że to ja ludzi prowokuję, to, że ja jestem zła. Mam dość ciągłego wysłuchiwania, że go zdradzam. Kiedyś było inaczej, wszystko zmieniło się, kiedy postanowiłam pójść do szkoły i zaczęłam dorywczą pracę. Sam mnie do tego namawiał. Jestem na rencie bez możliwości podjęcia pracy - cieszyłam się, że mogłam mu pomóc, zarabiając jakiekolwiek pieniądze czułam satysfakcję, że ja też mogę czuć się potrzebna. Mąż nie pracuje, choć nie jedną ofertę otrzymał. Sama nie rozumie dlaczego tak się dzieje. Staram się we wszystkim. Zraziłam się do niego, bo kiedy pije zmusza mnie do stosunków - już nie potrafię kochać się i udawać, że nic się nie dzieje. Jak mu nie dam, brzydko mówiąc, to twierdzi, że mam kochanków. Mówi jak mam się ubierać, co ma zakładać na siebie wychodząc do pracy, nawet sprawdza, jaką mam na sobie bieliznę - to jest chore. Sama nie wiem gdzie zrobiłam błąd. Unikam rozmów kiedy wraca do domu pijany, bo nie chcę żeby moje dziecko było w stresie i unikam kłótni. Wszystko co robię jest złe. Proponowałam mu psychologa, ale nie chce, twierdzi, że to ja mam się leczyć. W życiu nie wyrządziłam mu krzywdy. Staraliśmy się o drugie dziecko, ale lekarz sam odradził ciąży, a on tego chciał, to miał być dowód, że go kocham, ale organizm nie dal rady. Przez te współżycia po pijaku straciłam szacunek dla samej siebie. Przez kłótnie i płacz stres odreagowuję wymiotami, nie mam samoobrony. On wmawia mi, że cały mój świat to moja mama i rodzeństwo, a tak nie jest - ile mam jeszcze udowadniać, jak i tak ciągle jest źle? Kilka razy rezygnowałam z moich marzeń dla niego, czułam się z tym bardzo źle, bo nie mam już miejsca na swoje cele, bo ciągle udowadniam mu, że nie ma nic ważniejszego niż on. Nie wiem co mam robić. Kocham go, ale im więcej tego złego, tym bardziej zastanawiam się dlaczego ja i moje dziecko mamy cierpieć. Chciałam się wyprowadzić, dać mu trochę do myślenia, ale się boję, nie tego, że sobie nie dam rady, tylko co zrobi jak mnie nie będzie. Zachowuje się jak małe dziecko nieznające życia. Przeprosiny to już za mało, to mnie nie cieszy, bo wiem, że za jakiś czas będzie to samo. Jestem w ciągłym leczeniu, ale czy to warto? Moje dziecko to cały świat, potrafię ze wszystkiego zrezygnować ale ze szczęścia i spokoju dla mojego dziecka nie potrafię.