Dlaczego traktuję siebie jak zbędny balast?

Witam, Mam 20 lat. Mogłabym powiedzieć, że jestem szczęśliwa, bo mam kochającą rodzinę, niczego w życiu mi nie brakuje, rodzice starali się jak mogli zapewnić mi bezpieczeństwo i dobre wykształcenie. Teraz, mimo iż jestem już na studiach, nie czuje radości z życia, jaką czułam będąc jeszcze uczennicą szkoły podstawowej. W tedy tętniłam życiem, nie martwiły mnie drobne problemy, czy kłótnia z koleżanką. Teraz każdy taki bodziec doprowadza mnie do płaczu. Wszystko zaczęło się od drobnego incydentu w podstawówce, kiedy to zmieniłam szkołę. Nie byłam zbyt dobrą uczennicą, wykryto u mnie dysleksję, ale mimo tej ukrytej wady próbowałam sobie radzić z matematyką i polskim. Jedyną rzeczą, z którą nie potrafiłam sobie poradzić, było odtrącenie grupy. Byłam od nich wyższa, miałam inny sposób myślenia niż oni. To doprowadziło do tego, że uważali mnie za dużo starszą niż w rzeczywistości byłam (uważali mnie za "spadochroniarza", który nie poradził sobie w innej szkole) i za dziwoląga. Wytchnieniem było pływanie. Wkładałam w to całe serce, próbując nie myśleć o upokarzających komentarzach koleżanek co do mojego wyglądu, byciem kujonem. Cały czas dusiłam to w sobie, wieczorem wylewałam swoje żale w poduszkę. Nie powiedziałam o tym rodzicom, bo zawsze, kiedy wspominałam coś na ten temat uważali, ze coś kręcę, albo za bardzo się przejmuje tym wszystkim. W końcu zamknęłam się na tyle w sobie, że nauka nie poszła w las, ja byłam miła tylko dla nauczycieli, dla swoich rówieśników byłam taka jak oni dla mnie - chamska. Nie cieszyło mnie już nic, robiłam dobrą minę do złej gry. Jednak iskierka nadziei jakaś we mnie była, miałam nadzieję, że w szkole średniej to się zmieni, że spotkam normalnych ludzi, którzy zaakceptują mnie taką jaką jestem. Niestety przeliczyłam się. Za moimi plecami zawsze krążyły plotki, mój najlepszy przyjaciel odwrócił się ode mnie w najważniejszym dla mnie momencie w życiu (zdawałam w tedy maturę), przez co ja coraz bardziej zamykałam się w sobie, byłam nieufna dla ludzi. Nawet moja przyjaciółka (za którą ją uważałam) odwróciła się ode mnie kradnąc mi chłopaka, a potem udawała, że nic się nie stało. Cały ten zwrot wydarzeń, wspomnienia z gimnazjum powróciły jak bumerang. Chciałam uciec z tej szkoły jak najdalej, tylko gdzie? Nie miałam dokąd uciec, więc pogrążałam się coraz bardziej. Obiecałam sobie nawet, że będę bardziej ufna dla ludzi, że nie będę taką zamkniętą w sobie, zakompleksioną małolatą wkraczającą w dorosłość. Wzięłam się w garść i dusiłam w sobie smutne wspomnienia i wahania nastroju, jakie powodowały nowe plotki, komentarze na mój temat, lub złamane serce... Na początku studiów czułam, że żyję dopóki nie poznałam mojego ostatniego chłopaka. Jak to ktoś powiedział, serce nie sługa i starałam się zaufać temu człowiekowi, mimo iż czułam strach przed wykorzystaniem i odrzuceniem. Na samym początku było jak w bajce. Czułe słowa, kino, wyjście na spacer lub do kawiarni. Potem jakoś to zaczęło przycichać. Oczywiście uznałam, że każdy ma jakieś swoje złe dni, ale tych złych dni było za dużo. Czułam się odrzucona. Do tej pory taka się czuję, uważam, że jestem dla niego balastem, który gdzieś mu tam ciąży. Może i wydziwiam, może i jestem histeryczką, która z byle jakiej rozmowy z inną dziewczyną potrafi zrobić zdradę, ale bardziej woli rozmawiać z nią niż ze mną... Starałam się zostawić ten trudny okres w życiu za mną, jednak on powraca do mnie jak bumerang. Nie wspominam już o tym, że mu zaufałam. Powiedziałam wszystkie swoje doświadczenia życiowe, że mnie oszukano, wykorzystano, że byłam taką zabawką, która po pewnym czasie się nudzi. I mimo tego zaufania on to wykorzystał i teraz robi to samo co oni (lub ja już tak to postrzegam). Teraz, mimo iż są święta i powinnam się cieszyć, ja nie czuję radości. Czuję tylko narastający smutek, żal. Nachodzą mnie myśli, że może ja jestem tutaj zbędna, skoro wszyscy traktują mnie jak zabawkę, z wyjątkiem najbliższych. Co gorsza, nie potrafię zaakceptować siebie, mama wypomina mi moją wagę (mimo iż jest prawidłowa do mojego wzrostu, bo mam 170 cm przy 70 kg wagi). A ja zawsze sobie wtedy myślę : "I co z tego, że będę płakała, że nikt mnie nie zechce. I tak nikt mnie nie chce, nie traktuje poważnie, to po co mam się starać? Coś robić ?". Czasami myślę, że może mam kompleksy, że może wydziwiam i jestem całkiem normalną osobą, ale nie mam do kogo się z tym zwrócić i czuję, że zamiast iść po drabinie do góry, to ja schodzę w dół do tego, co chciałam pozostawić za sobą. A tak naprawdę to ja dużo nie chcę - ciepłego domu, osoby, która mnie zrozumie i pokocha taką, jaką jestem, bez wykorzystywania moich "bolących" mnie doświadczeń, które gdzieś tam na dnie serca leżą i ciążą jak kamień przywiązany do tonącego.

KOBIETA, 20 LAT ponad rok temu

Miłość od pierwszego wejrzenia częściej przytrafia się mężczyznom

Witam!
Pani problemy są trudne i nie pozwalają Pani sprawnie funkcjonować społecznie oraz rozwijać się. Warto, żeby zdecydowała się Pani na skorzystanie z pomocy psychologicznej. Nad problemami można pracować. Dzięki pomocy psychologa ma Pani szansę na poprawę swojego samopoczucia i zamknięcia spraw z przeszłości. Będzie Pani mogła rozwiązywać swoje trudności i nauczy się Pani, jak wyrażać swoje emocje

Pozdrawiam

0

Opisuje Pani obciążającą dla siebie sytuację. Uważam, że warto byłoby skorzystać z pomocy psychologa, bo z każdą trudnością można sobie poradzić. Dzięki pomocy psychologa miałaby Pani szansę rozpocząć trening swoich myśli i polubić siebie. Wymaga tylko trochę pracy, ale samo przecież nic się nie zmieni.

Trzymam kciuki!

Magdalena Nagrodzka
PSYCHOLOG, PSYCHOTERAPEUTA
www.nagrodzkacoaching.pl

0

Trzeba odciąć ten kamień, wtedy będzie lżej. Może ten kamień to te wszystkie krzywdy? Skoro doświadczenia skrzywdzenia w Pani odczuciu stanowiły dużą część Pani relacji, nic dziwnego, że trudno ufać... Wtedy łatwo zbudować mur i zamknąć się w sobie. Jednak tym samym zamykamy sobie drogę do bliskości, ciepła i zrozumienia - a właśnie tego Pani potrzebuje. Zalecam konsultację z psychologiem. Dobrze by było przyjrzeć się, czy Pani nadal tych murów nie buduje.

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty