Jak efektywnie schudnąć przy niedoczynności tarczycy?

Witam. Opowiem tu historię życia, ale może to być przydatne dla wielu mi podobnych, bo sama znam wiele takich jak ja. Od około dwóch lat mam problem z tyciem, a raczej powinnam powiedzieć chudnięciem. Jak nastolatka byłam bardzo szczupła, ale to za sprawą balansowania między bulimią i anoreksją. Czasami nie jadłam nic przez dwa tygodnie, jeżeli cokolwiek zjadłam, nawet owoce, wywoływałam wymioty, brałam środki przeczyszczające. To trwało od 13 do 16 roku życia, ważyłam wtedy w okolicach 42-5 kilo. Kolejne trzy lata 16-19 zaczęłam jeść trochę bardziej racjonalnie, ale też bardzo się pilnując i bardzo często będąc na radykalnych dietach, moja waga wzrosła do 54 kilo. Zawsze byłam aktywna fizycznie, ale w tym czasie ćwiczyłam rzeczywiście bardzo dużo i świetnie się czułam. Na początku studiów zamieszkałam z moim chłopakiem, który strasznie się wściekał, że nic nie jem i że nie jem śniadań i że to niezdrowo, powoli zaczęłam w siebie wmuszać nieduże śniadania (wcześniej mój pierwszy posiłek, to była zazwyczaj 14-15 jeśli w ogóle), kromka ciemnego chleba z chudą wędliną i pomidorem, muesli z mlekiem i zaczęłam częściej jadać obiady i jeść w ogóle. Efekt był taki, że w trzy miesiące przytyłam 9 kilo (do 63 kilo). To były czasy, kiedy odchudzanie szło mi świetnie, więc schudłam owe 9 kilo w trzy tygodnie (jedząc około 600 kcal dziennie). Wagę udało mi się utrzymać przez klika kolejnych lat, ale w końcu nauczyłam się jeść racjonalnie, 5 posiłków dziennie, dużo warzyw, ciemnego pieczywa, chudy nabiał, muszę jednak powiedzieć, że moja dzienna podaż kalorii była zawsze raczej jak na diecie niż normalna. Po każdych wakacjach czy świętach, kiedy trochę sobie pofolgowałam i nie ćwiczyłam, waga natychmiast skakała w górę, ale wystarczało ograniczenie jedzenie, rezygnacja z kolacji, trochę więcej ćwiczeń i było dobrze. W wieku 24 lat znowu doszłam do 63 kilo, a potem nawet do 67. Wyjechałam na stypendium do Grecji i moja waga zaczęła szaleć, pomimo diety i intensywnych ćwiczeń nie mogłam jej zbić do mniej niż 62. Po powrocie do Polski znowu się odchudziłam bez większych problemów i znowu moja waga trzymała się w okolicach 54-57 kilo. Niestety każda nieregularność posiłków i stres powodowały tycie. Miałam bardzo stresującą pracę, długie godziny, liczne podróże służbowe ze zmianą stref czasowych, rezygnacja z posiłków lub jedzenie w nocy, w czasie podróży służbowych przerwy w ćwiczeniach, na 2-3 tygodnie i znów wylądowałam na 67 i nic nie działało, poza tym wiek też się zmienił i już nie było tak łatwo. Przeszłam na dietę South Beach i intensywne ćwiczenia schudłam do 57, 7 kilo w pierwszych dwóch tygodniach diety, potem kolejne trzy już bardzo powoli i utrzymałam tę dietę mniej więcej jako swój stały sposób żywienia. Po jakimś czasie zaczęłam źle się czuć i chudnąć, badania wykazały nadczynność tarczycy, ponieważ dostanie się do endokrynologa, potem skierowanie na USG zajmuje czas, powtórzone po kilku miesiącach badania już nie pokazały problemów z tarczycą. Kolejne lata były jak najbardziej ok, waga 58-62, bez większy problemów w utrzymaniu, regularne zdrowe posiłki i regularna aktywność fizyczna. Aż do dwa lata temu. Przeprowadziłam się do Chin i choć wcześniej podczas podróży służbowych, akurat w Chinach mogłam się wręcz obżerać tamtejszym jedzeniem bez żadnych konsekwencji, tym razem przytyłam i znowu do 67. Wzięłam się za siebie bardzo intensywnie, zero podjadania, prawie wcale złożonych węglowodanów, częsta rezygnacja z kolacji i zwiększona nawet jak na mnie aktywność fizyczna, 5-6 w tygodniu aerobik i joga, często dwie godziny pod rząd i bardzo dużo chodzenia wszędzie gdzie to możliwe, co najmniej godzina dziennie, ale przeważnie więcej. Było bardzo ciężko, udało mi się schudnąć jedynie do 62 i zajęło mi to pół roku, ale dzięki ćwiczeniom wchodziłam w ubrania z 57, więc byłam w miarę zadowolona, ale waga nie chciała drgnąć poniżej, a każde zwiększenie podaży kalorii skutkowało natychmiast tyciem. Następnie przeprowadziłam się na Cypr i tu zaczęły się prawdziwe problemy. Mojej wagi nie da się zatrzymać, podczas diety nie chudnę, cokolwiek zjem niekontrolowanego natychmiast się odkłada. W zeszłym roku rzuciłam palenie, to mogło się przyczynić do przyrostu wagi, aczkolwiek niekoniecznie, bo przy poprzednich dwóch próbach nie utyłam (paliłam z przerwami od 15 roku życia, paląc mam znacznie lepszą przemianę materii, ale podczas rzucania kontroluję łaknienie, więc wcześniej nie było problemów). Niestety mój tryb życia zmienił się z chodzącego na jeżdżący, ale tu niestety nie da się inaczej w większości miejsc nie ma chodników! Nie ma autobusów, jem też ostatni posiłek dużo później niż kiedyś, często koło 22, ale też nie chodzę spać przed 24-1. Ćwiczę 3-4 razy w tygodniu, w weekendy chodzę na spacery, chodzę w górach, latem dużo pływam, obcięłam to co było moją normalną dietą wcześniej i tyję. To znaczy tyję tak jak zawsze, kiedy zjem więcej (wakacje, święta, podróż poślubna, uroczystości rodzinne, itp) ale nie jestem w stanie nic zrzucić potem. Dwa razy byłam na intensywnej fazie South Beach, ale za każdym razem udawało mi się schudnąć jedynie 3 kilo podczas pierwszej fazy, a po przejściu na drugą natychmiast z powrotem tyłam! W tej chwili doszłam do 70 kilo, jestem podłamana, tym bardziej, że staramy się z mężem o dziecko i bardzo się boję do ilu kilogramów dojdę w ciąży. Badania zalecone przez ginekologa wykazały lekką niedoczynność tarczycy, tak zwaną subkliniczną (jedynie zmiana TSH bez FT4), którą zalecił się nie martwić, zaczyna się jednak zastanawiać czy to nie to. Jestem ciągle zmęczona i śpiąca, muszę się zmuszać do wysiłku fizycznego, który bardzo zawsze lubiłam. Dodatkowo mam objawy możliwe do podłączenia pod niedoczynność, ale ja je zawsze miałam (marzniecie i kiepską przemianę materii). Za miesiąc idę do endokrynologa. Jestem ciekawa, czy nawet jeśli to niedoczynność, to rzeczywiście nie można schudnąć? Analizowałam moją dietę i podaż kalorii jest trochę za mała, zazwyczaj jem około 1500-1600 kcal dziennie, czytałam, że to może zwalniać metabolizm i przez jakiś czas lekko zwiększyłam, ale dalej nie chudłam. Dodam, że jestem raczej zdyscyplinowana, nie lubię słodyczy (jedynie podczas miesiączki i nawet wtedy zadowalam się kostką gorzkiej czekolady, czasem lodami). Nigdy nie jadłam i nie lubię fastfoodów, nie lubię napoi gazowanych. Piję kawę, zieloną herbatę i wodę, z alkoholu tylko czerwone wino. Jadam pięć małych posiłków dziennie, z czego jeden to jogurt, jeden to owoc, jeden sałatka, jeden płatki lub ciemne pieczywo, jeden to chude mięso lub ryby/owoce morza, warzywa, ryż lub makaron w niewielkiej ilości, czasem makaron z sosem, ale to sporadycznie. Moją słabością są sery, ale jeżeli jem ser to jako główny posiłek, jako dodatek do owoców i wina, z reguły raz w tygodniu. Mam 31 lat, 163 cm wzrostu i ważę 70 kilo. Moja mama, siostra i brat są bardzo szczupli i bardzo dużo jedzą, tata ma problemy z tyciem, ale zawsze daje radę się odchudzić. Mam alergię na kurz i pyłki od dziecka i astmę od 5 lat, leki przyjmuję jedynie okresowo.

KOBIETA, 31 LAT ponad rok temu

Witam,

Na początek chcę podkreślić, że Pani BMI wynosi 26, co oznacza lekką nadwagę. Jest Pani całe życie na dietach niskoenergetycznych, dlatego metabolizm jest bardzo spowolniony. Badania wykazały, że osoba 20 letnia będąca na diecie ubogoenergetycznej tzw. cud przez tydzień osiąga metabolizm człowieka 70 letniego. Należy dodać, że przyspieszenie tempa przemiany materii nie jest takie proste jak jego spowolnienie.

Mam dla Pani jedną radę. Proszę przestać się odchudzać na własną rękę i udać się do specjalisty. Przeprowadzi on z Pani wywiad żywieniowy, który dokładnie przeanalizuje dotychczasowe odżywianie i wahania masy ciała. Dzięki temu dietetyk będzie mógł ułożyć dla Pani odpowiednią dietę, po której masa ciała powinna się zmniejszyć a przynajmniej utrzymać.

Pozdrawiam.

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty