Jak nie zamykać się w sobie? Nabrać pewności siebie i działać, a nie myśleć? Jak uwierzyć, że to jest to?

Od dziecka byłam spokojna, raczej zdystansowana, starałam się dobrze uczyć i być wzorową córką. Chciałam być idealna, więc i nie szukałam atrakcji, które mogłyby zburzyć taki mój wizerunek. Wolałam przesiadywać w domu, niż bawić się z innymi dziećmi, bo czułam się stale kontrolowana przez rodziców, bo nie lubiłam i bałam się sporów z koleżankami. Zawsze wytykano mi nieśmiałość, ale i twierdzono, że zjawisko to jest popularne wśród dzieci, że z tego się wyrasta. Obecnie mam 26 lat i nie czuję, żebym z tego wyrosła. Wręcz czuję się z tym jeszcze gorzej, bo mam świadomość, że w tym wieku już mnie nic nie wytłumaczy. Na początku studiów zaczęłam bujne życie towarzyskie. Poznałam chłopaka, miałam mnóstwo przyjaciół. Z czasem wszystkie te osoby odchodziły, zastępowały je inne. Tak samo było z moimi związkami. Zazwyczaj w związki wchodziłam tylko wtedy, kiedy chłopak wiedział czego chce i potrafił do tego dążyć. Przy najbliższej okazji z braku asertywności po prostu ulegałam. Tak wyglądały moje relacje damsko-męskie. Byłam z facetami, którzy sami mnie wybierali. Najgorszy okres przeżyłam 5 lat temu, kiedy moja przyjaciółka odeszła z chłopakiem, z którym myślałam, że już będę na zawsze. Wiem, że jest z nim szczęśliwa, że się pobrali. Ja, niestety, od tej pory straciłam wiarę w siebie. Wszystkie cele jakie sobie stawiam, realizuję ze zwyczajnej chęci bycia lepszą, dowartościowania się na siłę. Przestałam wierzyć w ludzi, przestałam wierzyć w siebie. Zdystansowałam się, nie potrafiłam zaufać, zbliżyć się do nikogo. Nadal wchodziłam w różne związki, ale trwały one od 3-6 miesięcy, czyli czas kiedy byliśmy oboje zauroczeni, kiedy pokładaliśmy w sobie wielkie nadzieje, aż do momentu jak zaczęliśmy przeglądać na oczy. Nie potrafiłam się otworzyć, blokowałam się, analizowałam każde mówione i słyszane słowo. Nie potrafiłam się oddać miłości. Zawsze wynajdywałam choćby błahe szczegóły, które mnie zniechęcały do danej osoby. Czy to z charakteru czy wyglądu. Nasze relacje rozkładałam na czynniki pierwsze. Kiedy sytuacja z facetem stawała się męcząco niejasna z braku wspólnych tematów do rozmowy, to natłok myśli stawał się na tyle dręczący, że prędzej czy później urywałam znajomość, aby sobie zwyczajnie ulżyć. To był główny powód. Nie potrafiłam stawić czoła problemowi, zrozumieć drugiej osoby... Z czasem nawet nauczyłam się nie przeżywać tak bardzo rozstań. Zawsze znalazł się ktoś na pocieszenie, na rankę, ktoś, kto powiedział mi komplement, ktoś na spotkania na kilka miesięcy, dopóki znów nie zaczęłam wynajdywać sobie sama problemów. Obecnie też jestem w związku z facetem, z którym obiecałam sobie nie być. Jest niższy i papuśny, a ja chudsza i wysoka. Zupełnie mi się nie podobał, nie pasujemy do siebie. W dodatku moja mama od dziecka mi wpajała, że facet musi być wysoki, zadbany, miły z buzi, a nie papuśny. A jednak po kilku udanych randkach postawił na swoim i mnie pocałował. Nie czułam nic. W zasadzie chciałam się wyrwać z jego objęć, ale stwierdziłam, że poddam się temu buziakowi, żeby sprawdzić, co czuję. Przerwałam to i byłam zła na siebie, że dałam się pocałować. Obiecałam sobie, że powiem mu przy najbliższej okazji, że był to błąd i nie chce tego powtarzać. Nie było odpowiedniej chwili na taką rozmowę, a jemu znów udało się mnie pocałować, kolejny raz i kolejny. Nie odwzajemniałam buziaków, ale jednak też nie potrafiłam protestować. Później nadszedł dzień, kiedy sama miałam ochotę go pocałować, zrobiliśmy małą imprezę ze znajomymi i stało się. Przespaliśmy się ze sobą. Od tej pory już zupełnie nie wiem, co się ze mną dzieje. On strasznie jest za mną, jest idealny, opiekuńczy, wartościowy, uczuciowy, potrafi dać sobie ze wszystkim radę w życiu, wie, czego chce, jest otwarty. Uwielbiam jego cechy. Staram się do niego przekonać. Mimo że spotykamy się już od czterech miesięcy, to nie potrafię nazwać go swoim chłopakiem. Wiem, że może go to zranić. Nie wiem, co ja robię. Z jednej strony właśnie takiego faceta szukałam. Z drugiej nie potrafię zdzierżyć tego, że jest niższy ode mnie i tak do siebie nie pasujemy, mam kompleksy. Obecnie unikam często spotkań z nim, nikomu nie chcę pokazać, że to jakieś większe uczucie. Zachowuję się jak jakaś nastolatka, dzieciak, nie wiedzący czego chce. Strasznie się obwiniam za to. To wszystko to moja wina, nie potrafię kochać, nie potrafię zaakceptować siebie, nie umiem podjąć decyzji. Po 7 latach wróciłam do mieszkania u rodziców i wstydzę się przy nich pokazywać, że każdy mój związek trwa góra 3 miesiące. Wszystko robię z ukrycia, w kłamstwie. Dlatego właśnie obecnego chłopaka nie przedstawiłam jeszcze rodzicom. Nie wiem, czy przedstawię, mimo że za każdym razem wiedzą, kiedy z nim wychodzę. Później wracam po nocach. Łatwo się domyślić. Mój chłopak jest cudownym facetem, dojrzałym, mieszka sam. Ostatni związek miał około 3 lat temu, teraz chce być ze mną i chciałby ze mną zamieszkać. Ja wciąż się boję podjąć jakąkolwiek decyzji, boję się że go zdradzę, bo może go nie kocham, nie ufam sama sobie. Wiem, że nie potrafię być stanowcza, że nie wiem, czego chcę, że ciągle mam wątpliwości, a niedaleka jest droga od tego do zdrady, nawet jeśli tak naprawdę się nią brzydzę. Boję się odejść, bo może nic lepszego mnie nie spotka. Inni mnie zawodzili, a na niego mogę liczyć w 100%. Może powinnam mu powiedzieć, żeby schudł trochę. Może to pomoże mi się przełamać. Codziennie obwiniam się, że nie zasługuję na niego, co chwilę wmawiam sobie, że jego byłe były lepsze ode mnie. Były odważne, umiały pogadać z jego znajomymi, umiały być otwarte, kochać... Ja nie potrafię. Boję się, że nie sprostam jego uczuciom. Boję się odpowiedzialności, w kółko mam natłok myśli, wieczne analizy w głowie, to mi psuje humor, dołuje mnie, to z kolei po mnie widać. Nieraz nie potrafię się odezwać w towarzystwie. Albo gadam od rzeczy, albo głupio się uśmiecham. Nie dość, że odezwę się raz na godzinę, to jeszcze nie trafiam w temat. Nie wyobrażam sobie, co by było gdybym miała spotkać się z jego rodzicami. Nie umiałabym porozmawiać na poziomie. Każde słowo wypowiedziane analizuję, nie mam pewności siebie, nie wiem czego chce od życia, nie wiem na czym mi zależy, nie wiem nawet, czy chce być z tym chłopakiem. Znajomi mi mówią, ze mam się po prostu zakochać. Ale jak? Naprawdę chciałabym się w nim zakochać, tylko ciągle nie wiem, czy w nim, nie dam rady się zakochać czy może w ogóle nie potrafię kochać, a to każe mi trwać w tych dziwnych relacjach. W odróżnieniu od takich sytuacji kiedyś wydawało mi się, że kocham. Do tego stopnia, że widziałam całe swoje życie z daną osobą. Wystarczyła jedna niejasna odpowiedź lub gdy coś poszło nie po mojej myśli, żebym w głowie naroiła sobie milion dziwnych myśli i przypuszczeń. Kilka takich i powoli traciłam do danej osoby zaufanie. Później nienawidziłam siebie, i tak w kółko. Ja tylko chcę kochać i być kochaną. Jak oddać się miłości i nie analizować każdego słowa, które wypowiadam czy słyszę? Jak nie zamykać się w sobie? Nabrać pewności siebie i działać, a nie myśleć? Jak uwierzyć, że to jest to? Jak nie przejmować się tak przesadnie opinią innych? Nawet kiedy wydaje mi się, że zależy mi na kimś, to strasznie się boję, że go zdradzę, bo wiem, że nie panuję nad sobą w wielu sytuacjach, że działam wbrew sobie, że robię coś bezmyślnie. Trudno działać racjonalnie, skoro nie mam swojego zdania. Obecny chłopak nawet myśli o dzieciach ze mną. To jest moje wielkie marzenie, ale ciągle się obwiniam za to. Jak mogę mieć dzieci, skoro nie radzę sobie z relacjami z innymi? Jak mogę być odpowiedzialną matką, podjąć nowe obowiązki, skoro przeraża mnie odpowiedzialność za własne czyny i słowa? Proszę, dajcie mi nadzieję na normalność i normalne życie w przyszłości. Co ze mną jest nie tak?

KOBIETA, 26 LAT ponad rok temu
Mgr Joanna Żur-Teper
60 poziom zaufania

Witam,
główne problemy jakie zauważam, dotyczą relacji interpersonalnych oraz niskiego poczucia własnej wartości. Nie wiem, co jest przyczyną powstania takich problemów u Ciebie, ale z pewnością jest kilka możliwości, które mogę Ci zaproponować, a które mogą przyczynić się do zmiany niektórych Twoich zachowań.
Proponuję Ci, żebyś rozpoczęła terapię, która pozwoli Ci zrozumieć, gdzie mają początek Twoje problemy. Z pomocą doświadczonego psychoterapeuty możesz wiele zmienić w swoim życiu i odzyskać wiarę w siebie. Ważne jest to, żebyś odkryła z jakiego powodu Twoje związki z innymi ludźmi są tak krótkotrwałe. Wygląda na to, że z jakiś powodów boisz się bliskości. Istotne jest to, żebyś odkryła, czego oczekujesz od innych, poznała siebie i swoje pragnienia.
Myślę, że dobrym rozwiązaniem może być połączenie terapii indywidualnej z terapią grupową. Terapia grupowa daje inne możliwości i inną perspektywę spojrzenia na problemy. Będąc członkiem grupy terapeutycznej, będziesz miała okazję zobaczyć, jak funkcjonujesz w otoczeniu innych ludzi. Dostaniesz również informacje zwrotne na temat swoich zachowań, dowiesz się jak odbierają Cię inni. Grupa terapeutyczna może dać Ci pierwszą okazję do otrzymania pełnych informacji na temat zachowań, które wzbudzają w innych sympatię oraz takich, które złoszczą lub są niezrozumiałe. Bardzo często uzyskanie takich informacji rozpoczyna proces zmiany. Będziesz miała możliwość próbowania nowych zachowań w sytuacjach znanych, na które do tej pory się nie odważyłaś. Z pewnością wzbogacisz wiedzę o sobie i na tej podstawie będziesz mogła modyfikować wyobrażenia na temat własnej osoby.
Jeśli zaś chodzi o Twój problem z nieśmiałością, polecam Ci książkę Philipa Zimbardo Nieśmiałość, znajdziesz w niej wiele cennych informacji oraz ćwiczeń, które mogą pomóc Ci w samodzielnym pokonywaniu własnej nieśmiałości. Możesz również zapisać się na trening asertywności.
Poświęć czas i wysiłek na poznanie siebie, swoich możliwości i oczekiwań, dzięki temu łatwiej będzie Ci przejąć odpowiedzialność za swoje życie i wybory.
Życzę Ci powodzenia i wytrwałości, pozdrawiam serdecznie
 

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty