Jak pokonać samotność?

Witam. Jestem chłopakiem i mam 19 lat. Właśnie skończyłem liceum. Jest już bardzo późna godzina, ale nie mogę nic zrobić... To jest kolejna noc, podczas której nie mogę zasnąć normalnie. Położyłem się dziś spać o 23. W łóżku po raz kolejny zaczęły dopadać mnie złe myśli. To, o czym napiszę, nie daje mi spokoju. Kilkanaście minut temu rozmyślałem na temat swojej samotności, doszło do tego, że wybuchnąłem płaczem i w końcu zdecydowałem się tu napisać.

Najbardziej boli mnie samotność. Niemal zawsze byłem sam. W dzieciństwie jeszcze wszystko było w porządku, bawiłem się z innymi dziećmi, do czasu przeprowadzki w wieku 7 lat. Przeprowadziłem się do miasta. Inne dzieci z jakiegoś powodu naśmiewały się ze mnie, przeszkadzało mi to bardzo, źle się z tym czułem, w końcu postanowiłem przestać spotykania się z "kolegami z podwórka". W okresie podstawówki jedynym miejscem, w którym mogłem porozmawiać z ludźmi była szkoła. Po za szkołą - nigdy nie wychodziłem z domu, nie bawiłem się z innymi dziećmi, jedynie bawiłem się sam ze sobą. Pamiętam, że w tym okresie miałem tendencje do "kreowania w swojej głowie własnych światów". Po prostu dużo marzyłem, rozmyślałem, wyobrażałem sobie siebie w różnych, zwykle pozytywnych sytuacjach. Można powiedzieć: zamknąłem się we własnym świecie. Jednak nie miałem wtedy jeszcze problemów w kontakcie z rówieśnikami.

Problemy zaczęły się w 6 klasie podstawówki. Zacząłem się izolować od ludzi, myśląc "co by było gdybym przestał z nimi rozmawiać, gdybym ustąpił z ich życia? " Chciałem w ten sposób, żeby ludzie sami zaczęli ze mną rozmawiać. Obawiam się, że takie myślenie mogłobyć już początkiem depresji. Z czasem na tym samym gruncie zaczęły się tworzyć myśli samobójcze typu : "co by było gdybym odszedł". Ludzie unikali mnie, nie rozmawiali ze mną , a ja z nimi. W gimnazjum było identycznie. Nie rozmawiałem prawie z nikim, w klasie miałem jedynie 2 znajomych. W liceum identycznie. Od pół roku jednak coś mi nie daje spokoju. Czuje, że zupełnie przespałem ten okres. Czuje się potwornie samotny. Mam jedynie 3 znajomych, z którymi utrzymuje kontakt. Dobrych relacji z kobietą jak dotąd nie udało mi się nawiązać. Tak po za tym, całymi dniami praktycznie nie mam do kogo się odezwać.

Rodzice? U mnie w domu panuje raczej obojętna atmosfera. Matka jest nadopiekuńcza, z ojcem zaś utrzymuje kontakty typu "o której obiad/mecz? Jaką pracę mam wykonać?". W domu mało rozmawiam. Jestem osobą zamkniętą w sobie i nieśmiałą, ale jednocześnie spokojną i życzliwą. Mam 3 znajomych. Pomimo tego, że są wakacje ja praktycznie nie wychodzę z domu nigdzie (kiedyś jeszcze było inaczej). Coraz rzadziej mam z nimi kontakt, mam coraz większą chęć odizolowania się. Kontakty z nimi przestają mi już dawać radość, zdarzają się sytuacje, że kolega zaproponuje mi wyjście, a ja po prostu odmówie, gdyż zupełnie brak mi ochoty. Jednemu z nich ostatnio powiedziałem o moim fatalnym stanie psychicznym, wydaje mi się, że on sie o mnie martwi. Pozostali zaś wolą, abym "wziął sie w garść i popracował nad sobą". Ja nawet nie jestem w stanie, czuje że nie mogę niczego już zmienić.Czasami nawet proste rzeczy, jak wyjście do sklepu stają się dla mnie barierą nie do przejścia.

Zupełnie nie wiem, jak mógłbym się zmienić. Nie widzę nawet nadziei. Totalnie brakuje mi motywacji. Prześladują mnie często myśli samobójcze, czasem po prostu mam ochotę skończyć tą bezsensowną egzystencję, jednak coś mnie jeszcze, jakaś niewielka cząstka wiary w to że będzie lepiej, trzyma przy życiu. Czasami boję się nawet wyjść z domu, bardzo mi przeszkadza to, że ludzie w moim mieście muszą mnie widzieć takiego przybitego. Nie potrafię spojrzeć im w oczy, w ogóle, gdy ktoś przechodzi obok mnie, ja staję się bardzo napięty i skrępowany. Podobnie jest z przejeżdżającymi samochodami. Mam trudności z wykonywaniem społecznych czynności, dłuższa rozmowa z np. sprzedawcą w sklepie jest dla mnie problemem. Czasem takie sytuacje kończą się dla mnie niekorzystnie. Nie mam ochoty na angażowanie się w jakiekolwiek sprawy, wszystko stało mi się obojętne.

Od kilku miesięcy jestem nieustannie rozdrażniony, czasem wręcz potrafię na kogoś krzyknąć, choć wcale tego nie chcę. Najbardziej boli mnie ta samotność i fakt, że nie jestem w stanie jej przełamać. Czasem chciałbym się z kimś spotkać, by porozmawiać - z kimś do kogo zazwyczaj się nie odzywałem, jednak boję się ironicznej postawy z jej strony. Boję się także, że będę samotny do końca życia... Nie wiem skąd ten lęk, ale obawiam się, że jest naprawdę realny. Jest mi naprawdę ciężko. Nie wiem nawet co robić. Wiem tylko, że wkrótce dostanię się na studia i zapewne czeka mnie kolejnych 5 lat podobnych do tych wcześniejszych.

Wiem, że powinienem udać się do psychologa, nie boję się wcale tego, dawno już przełamałem stereotyp, że psycholog oznacza szpital psychiatryczny bądź podobne bzdury. Ostatnio coraz mocniej tego chcę, bo to być może jedyna droga ratunku. Jednak są też takie momenty, w których wszystko mi obojętne - wtedy stwierdzam, że jakoś sobie bez niego poradzę, a jak się moje życie całkowicie zepsuje, to trudno (w takich sytuacjach niestety pojawia się myśl, że w razie niepowodzeń można przecież wybrać śmierć samobójczą). Mam jednocześnie nadzieję, że nie spotkam się z potępieniem innych użytkowników.

Kilka osób w Internecie po zapoznaniu się z moją historią mocno mnie skrytykowało. Jednak ja mam wrażenie, że mój problem może mieć podstawę w pewnym stanie chorobowym. Dużo czytałem w Internecie na temat depresji i najbardziej prawdopodobna diagnoza jaką sobie stawiam to dystymia. Ale to tylko moja diagnoza :) Właściwie to nie mam konkretnych pytań. Chciałem jedynie, po raz kolejny, ulżyć sobie poprzez napisanie tego, co nie daje mi spokoju. Pozdrawiam :)

MĘŻCZYZNA, 19 LAT ponad rok temu

Witam!

Myślę, że Twoim głównym problemem jest izolowanie się. Stąd też biorą się pozostałe zaburzenia. Człowiek jest istotą stadną i potrzebuje żyć z innymi. Ty natomiast postawiłeś mur między swoim światem, a światem zewnętrznym.

Problem w tym, że jeśli odsuwasz się od innych, to oni także nie dążą do kontaktu  z Tobą. Masz 3 znajomych, to bardzo dobrze. Mówią Ci "weź się w garść", bo pewnie nie znają Cię dobrze, ponieważ im na to nie pozwalasz.

Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie Ci dokuczał, ale nie oznacza to, że tak robią wszyscy. Wystarczy, żebyś postarał się przełamać swój lęk przed odrzuceniem i sam wyszedł z inicjatywą spotkania, wspólnego spędzenia czasu czy zwyczajnie zadzwonił do znajomych bez powodu. Małymi krokami możesz osiągnąć bardzo wiele.

W internecie możesz znaleźć grupy ludzi, którzy spotykają się ze sobą, bo mają wspólne zainteresowania. Możesz poszukać takiej dla siebie. Z kolegami możesz pójść pograć w piłkę z innymi lub pójść na spotkanie towarzyskie, gdzie będą też inni ludzie.

Jeśli nie jesteś w stanie sam sobie z tym poradzić, to skonsultuj się z psychologiem i zacznij z nim pracę nad swoimi problemami. Myślę, że jeśli pokarzesz się ludziom jako życzliwy i otwarty chłopak, to bez problemu Cię zaakceptują. 

Pozdrawiam.

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty