Jak pomóc mamie, nie szkodząc sobie?
Witam. Zastanawiałam się, w jaki sposób opisać swój problem... Próbowałam podejść do tego emocjonalnie, ale wyszedł z tego tak niesamowity chaos, że przed chwilą edytowałam tekst, usuwając powstałe zdania. Podam więc może suche fakty. Jestem jedynaczką. Studiuję, jestem na I roku - 5 dni spędzam w mieście, w którym studiuję, weekendy spędzam w domu. Moi rodzice nie mieszkają razem, nie, nie są po rozwodzie, jednak można nazwać to separacją. To, że ich małżeństwo się rozpadło, jest, obiektywnie na to patrząc, winą mojego ojca, który jest kompletnie niedojrzały emocjonalnie, potwierdza to swoim zachowaniem i sposobem bycia. Moja mama, z reguły osoba bardzo konkretna i stanowcza, w relacji z nim zachowuje się w sposób kompletnie irracjonalny; nie potrafi ani złożyć pozwu o rozwód, ani z nim rozmawiać. W rezultacie, jestem świadkiem swoistej sinusoidy, raz ze sobą rozmawiają, jedziemy gdzieś razem, jemy razem obiad, a za kilka dni następuje regres spowodowany jakimś impulsem i moja matka mówi, że ma już tego wszystkiego dość, nie chce go znać. Dałabym sobie radę z taką sytuacją, tym bardziej, że dzieje się to od dobrych paru lat. Już jako mała dziewczynka, chcąc nie chcąc, byłam świadkiem kłótni, które, o zgrozo, były przeprowadzane w mojej obecności (dzieci rozumieją więcej, niż komukolwiek może się wydawać, do tej pory wciąż o tym pamiętam...). Jednak, ostatnio coś się zmieniło. Rodzice nie rozmawiają ze sobą, mama nie chce utrzymywać kontaktu z ojcem, twierdząc, że to on już nas olewa. Kiedy przyjeżdżam do domu, widzę, że śpi całymi dniami, nie odzywa się; kiedy próbuję z nią rozmawiać o jej samopoczuciu, zbywa mnie, mówiąc, że po prostu jest zmęczona, po czym mimochodem wspomina, że i tak siedzi całymi dniami w domu sama, więc się już przyzwyczaiła. Próbuje więc drążyć, tym bardziej, że jestem świadoma, iż od jakiegoś czasu bierze tabletki na uspokojenie. Dowiaduję się, że nie ma czasu na "psychologiczne bzdury". Czasami nie wytrzymuję nerwowo, płaczę, mimo że wiem, że to nie jest rozwiązanie. Próbuję ją przekonać, żeby zrobiła coś nowego ze swoim życiem, żeby coś zmieniła, a nie tkwiła w tym marazmie, przecież nie wszytko kręci się wokół tych problemów. Boję się, żeby nie zrobiła czegoś głupiego... Twierdzi, że zapisała się do psychologa, ale nie wiem, czy mogę w to wierzyć. Chciałabym zacząć żyć swoim życiem; bardzo ją kocham, ale czuję, że przez ten strach o nią tracę samodzielność; nie mam pojęcia, co robić. Pisze mi o tym jaki podły jest ojciec, a ja już nie odpowiadam, bo co właściwie mam odpisywać? Nie chcę dźwigać cudzych problemów przez całe życie; nigdy nie miałam chłopaka i czuję, że jest to rezultatem borykania się z tą całą sytuacją...