Jak powrócić do normalnego odżywiania?
Witam, mam 17 lat i zaburzenia odżywiania. Wcześniej zawsze byłam „normalnym” dzieckiem - zdecydowanie nie wychudzonym, ale nie grubym. Wychowałam się w małej miejscowości, gdzie zawsze bawiliśmy się całymi dniami na świeżym powietrzu. Od 9 roku życia biegałam na długie dystanse. W domu nigdy nie miałam wagi, więc ważyłam się sporadycznie, co kilka miesięcy. W gimnazjum zwichnęłam sobie poważnie kostkę i tak zakończyła się moja przygoda z bieganiem. Przytyłam kilka kg, na co wtedy nie zwróciłam nawet uwagi. Po dostaniu się do liceum zamieszkałam w internacie. Zaczęłam jeść trochę mniej - posiłki stołówkowe, śniadanie w szkole, czasem coś między obiadem a kolacją. Jestem wegetarianką, więc moje obiady i tak były mniejsze. Z nadejściem drugiego semestru jadłam jeszcze mniej - śniadanie, w szkole coraz rzadziej drugie śniadanie, po szkole obiad - sałatka, kolacja. Kiedy wracałam na weekendy do domu, nie odmawiałam sobie jedzenia. Aż do świąt wielkanocnych, gdy siostra wciąż wypominała mi, jaka jestem gruba (przy wzroście 158 cm 57 kg). Przestałam jeść śniadania w szkole, starałam się nie jeść słodyczy...
Po ustaleniu kwestii mojego odżywania z kierowniczką internatu wykreślono mnie z obiadów od maja. Na początku maja ważyłam 54 kg, dzięki jedzeniu dziennie po kanapce na śniadanie i kolację w dzień zakończenia roku ważyłam 40 kg i weszłam z łatwością w sukienkę w rozmiarze 146. Przy pytaniach, czy się odchudzam, odpowiedź zawsze brzmiała: „Nie, to stres, zaczęłam znów biegać, mam tyle energii, uprawiam sport...”. To prawda, w internacie udało mi się zaczynać dzień od 15-minutowej rozgrzewki, a gdy wiosna była w pełni i zrobiło się ciepło, biegałam raz, dwa razy w tygodniu. Stres - moja szkoła była wtedy na 21. miejscu w rankingu krajowym (aktualnie 13.), sprawdziany, kartkówki... i problemy rodzinne. W wakacje czasem jadłam więcej, niż chciałam, ale po prostu wychodziłam biegać.
Do drugiej klasy weszłam w nie najlepszym nastroju. Współlokatorki zaczynały wycieńczać mnie psychicznie, mimo że pozornie nic się nie działo - panowała okropnie toksyczna atmosfera. Ochłodziło się, więc przestałam biegać. Zresztą miałam coraz mniej ochoty na wszystko inne, na całe życie. Wpadłam w depresję. Wyniosłam się z internatu do bursy - sytuacja polepszyła się o niebo, a nawet więcej. Za to zaczęłam objadać się weekendami i coraz częściej w tygodniu. Miewałam tak złe nastroje, że przyjeżdżałam do domu, gdzie niestety jadłam, i to dużo. Czasem stosowałam środki przeczyszczające - S***. Poza tym pijam herbaty - to wynika jednak z zamiłowania. Dziś ważę 48 kg i mam za sobą kilkadziesiąt prób powrotu do normalnego jedzenia. Zawsze jednak brakuje mi ochoty, nastroju, chęci - i po kilku dniach bądź od razu, wracam do mojej nienormalnej normalności czy też normalnej nienormalności.