Jak zabrać się do pracy nad sobą i robić to konsekwentnie?

To pytanie jest już moim aktem desperacji. Mam 20 lat, zawsze miałam problem z właściwym ocenieniem siebie. Czasami mam wrażenie, że jestem osobą otwartą i pewną siebie i radosną - rozmawianie z innymi przychodzi mi z łatwością, czerpię z tego radość, mam wrażenie, że wszystko jest lekkie, łatwe, cudowne i wartościowe. Wystarczy mała zmiana, najczęściej zetknięcie się z kimś, kto jest bardziej pewny siebie, żebym straciła absolutnie całą energię i poczucie własnej wartości. Jeśli znajdę się w grupie osób zadowolonych z siebie, żartujących nawzajem, od razu mam wrażenie, że jestem od nich gorsza - nie w sensie fizycznym czy materialnym, ale osobowościowym. Nie chodzi też o to, że czuję się mniej inteligentna czy dowcipna - wydaje mi się raczej, że oni są zadowoleni z własnego życia, a ja jestem niepewna i znerwicowana, że to widać i że nie mam prawa w ogóle przebywać z tymi ludźmi, a tym bardziej liczyć na zainteresowanie i sympatię z ich strony, o akceptacji nie mówiąc. Zdarza mi się to zarówno w grupie ludzi, których znam słabo, lub których się w pewien sposób "boję" jak i w towarzystwie najbliższych przyjaciółek. Zaczynam wtedy zwracać uwagę na każde moje słowo i na każdą na nie reakcję, oczywiście wszystko to, co mówię wydaje mi się złe i nieadekwatne, każdą ich reakcję odbieram jako potwierdzenie tej myśli. To powoduje, że robię się zupełnie nieobecna, nie jestem już w stanie odpowiadać na to, co się do mnie mówi, zachowuję się dziwnie i jestem tego świadoma, co jeszcze bardziej mnie stresuje. Lęk, który kiedyś dotyczył tylko niektórych sytuacji, stał się wręcz wszechogarniający. Odczuwam niepokój przed spotkaniem z przyjaciółką, którą znam od dziecka, z którą widuję się regularnie przynajmniej raz w tygodniu i której mówię o moich problemach, a ona zawsze mnie słucha i rozumie - sama boryka się z problemami nerwowymi, więc potrafi je zrozumieć. Mimo to, denerwuję się przed prawie każdym naszym spotkaniem i dopiero po pewnym czasie potrafię "odnaleźć" się w tej sytuacji i zacząć z nią otwarcie rozmawiać. Świadomość tego, stresuje mnie dodatkowo - mówię sobie, że to przecież jedna z najbliższych mi osób, a ja zamiast skupiać się na relacji, to znowu analizuję każde swoje zachowanie. Ten lęk, stres i niepokój wykańczają mnie psychicznie i fizycznie. Wypadają mi włosy, chudnę, palę papierosa za papierosem, zamiast skupić się na nauce, rozwijaniu zainteresowań, życiu towarzyskim, przyjemnościach to przez cały czas analizuję sytuacje społeczne z przeszłości, kreuję w głowie scenki, które mają się wydarzyć (w których oczywiście jestem gwiazdą, wszyscy podziwiają to, co mówię, zwracają się do mnie z sympatią). Po tych fantazjach czuję się jeszcze gorzej, mam poczucie, że są egocentryczne i że skupiam się tylko na sobie. Cały czas próbuję walczyć z tym i skupić się na innych, dostrzec że też na pewno mają problemy, ale nie udaje mi się. Od miesiąca chodzę na psychoterapię, na razie nie widzę efektów. Mam wrażenie, że to bezcelowe - po co rozgrzebywać problemy z dzieciństwa i konflikty rodzinne, skoro na co dzień przeżywam kolejne problemy? Psychoterapeutka zasugerowała mi wizytę u psychiatry, ale mam wrażenie, że to bezcelowe, że nie pomoże mi i że jest zupełnie niewartościowe - powinnam być silna i dać sobie radę bez leków. Od kilku miesięcy próbuję różnych środków na walkę z tymi myślami i z moim zachowaniem, ale mam wrażenie, że o ile zewnętrznie może funkcjonuję lepiej - mam dobre wyniki na studiach, dużo więcej znajomych niż kiedyś, pracuję, wygląda na to, że trzymam się dobrze - wewnętrznie jestem zupełnie roztrzęsiona, czasami wpadam w kilkugodzinny amok i zupełnie nie wiem wtedy, co się ze mną dzieje. Próbowałam technik relaksacyjnych, poradników do walki z nerwicą, leków ziołowych, technik NLP, pisałam wiersze, pamiętnik, biegałam, ćwiczyłam jogę - do wszystkiego zabierałam się z zapałem, po chwili przychodziły myśli: „po co? I tak ci o nie pomoże. Po co? Myślisz, że Ania/Zosia/Marek/Ola próbowały takich rzeczy? Oni są silni i radośni, a ty jesteś tak beznadziejna, że musisz korzystać z jakichś wynalazków na poprawę nastroju?”. Mam wrażenie, że ja wcale nie chcę się wyleczyć. Że nie uda mi się, bo nie mam woli. Że nie mam woli i że nie będę jej mieć. Że wszystkie środki prowadzą donikąd - nie można rozpamiętywać i poddawać się myślom, bo będą się nawarstwiały, nie można ich tłumić, bo powrócą ze zdwojoną siłą, nie trzeba czuć przymusu i pakować się w sytuacje, które wywołują ogromny stres i smutek, ale wtedy pojawia się myśl: "trzeba być silnym i dzielnym, nie można uciekać od życia" i już sama w ogóle nie wiem, co robić...
KOBIETA, 21 LAT ponad rok temu

Witam!
Pisze Pani, że sama nie wie, czy chce się wyleczyć z tych problemów. To od Pani zależy, czy Pani stan psychiczny się poprawi czy nie. Psychoterapia jest bardzo dobrym pomysłem, gdyż pozwala na rozwiązywania swoich wewnętrznych trudności i problemów.
Powrót do dzieciństwa jest bardzo ważny w procesie terapeutycznym, ponieważ to w tym właśnie czasie kształtuje się nasza osobowość i wzorce zachowań. Jeśli chce się coś w sobie zmienić, trzeba najpierw wiedzieć, dlaczego teraz jest tak, a nie inaczej.
Uczestniczy Pani w terapii dopiero miesiąc. Niestety nie ma takiej metody terapeutycznej, która da wielkie, widoczne i trwałe efekty już po jednym spotkaniu. Od Pani zależy, jak szybko przebiega proces i ile Pani z niego czerpie. Dlatego jeśli Pani jest nastawiona na "nie" dla pomocy samej sobie, to inni ludzie niewiele będą mogli zdziałać, żeby Pani pomóc. Warto, żeby zastanowiła się Pani czego oczekuje od życia i czy jest gotowa na zmiany.

Pozdrawiam

0

Witam. Po pierwsze, miesiąc psychoterapii to za krótko, żeby widzieć efekty. Ale jeśli czujesz z całą pewnością że "grzebanie się w przeszłości" nie jest dla Ciebie, poszukaj terapeuty zorientowanego na teraźniejszość i przyszłość, np. pracującego w podejściu poznawczo-behawioralnym albo Terapii Skoncentrowanej na Rozwiązaniach. Po drugie, wydaje mi się, że ta wizyta u psychiatry mogłaby Ci się przydać. Przynajmniej spróbuj, na pewno Ci nie zaszkodzi a może pomóc. Pozdrawiam i życzę powodzenia!

0

Dzień dobry, zachęcam do kontynuowania psychoterapii, że tak powiem "mimo wszystko". Miesiąc to nawet nie jest terapia to właściwie dopiero diagnoza i budowanie relacji terapeutycznej (oczywiście w zależności od podejścia psychoterapeutycznego). Z pani opisu wynika, że może pani mięć tendencję do dewaluowania nie tylko siebie ale tez tego co się dzieje w okół - nie czerpie pani z psychoterapii (dewaluacja terapeuty), nie chce pani iść do psychiatry, żadne metody pani nie pomagają - dewaluacja tego co ma dawać pomoc. Tym bardziej zachęcam do kontynuowania terapii , zachęcam również, żeby opowiedziała pani o swoich wątpliwościach terapeucie. Pozdrawiam.

0

Witaj,
Z Twojego listu bije zagubienie, ale też jakiś talent pisarski i analityczny umysł. Kontynuuj terapię. Jest w Tobie wiele potencjału. Napisałaś, że grzebanie w przyszłości jest bez sensu - a jak myślisz, skąd Twoja zaniżona samoocena? Może problemy dnia codziennego są echem przeszłości i znikną, gdy uporasz się z demonami z dzieciństwa? Napisałaś "powinnam być silna". Trudno się leczyć z takim przekonaniem. Może fakt uczestnictwa w terapii wg Ciebie potwierdza jakieś słabości charakteru? Ludzie silni to ci, którzy korzystają ze wsparcia innych. We wrażliwości nieraz skrywa się wielka siła. Może w terapii musisz ujawnić swoje słabości, by się z nimi rozprawić. Leki od psychiatry pomogą przetrwać... Życzę Ci odwagi. Pozdrawiam.

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty