Negatywny wpływ toksycznych rodziców na młode małżeństwo
Witam!
Potrzebuję pomocy, moja sytuacja polega na tym, że moi rodzice niszczą moje życie. Co mogę zrobić w takiej sytuacji by to przerwać. Wszystko zaczęło się jeszcze przed tym jak założyłam własną rodzinę. Kiedyś miałam z rodzicami dobry kontakt, zanim zaczęli wyjeżdżać za granicę, od tego momentu zaczęło się wszystko całkowicie psuć, coraz częściej ingerowali w moje towarzystwo, nie akceptowali chłopaków, z którymi się spotykałam, najlepiej by było, żeby to oni wybierali mi z kim mogę się spotykać. Przed ich wyjazdami było trochę inaczej, choć też nie słodko. Gdy zaczęłam mieć problemy z nauką, pojawiały się przykłady mojej starszej siostry ciotecznej, która miała piątki i szóstki, dlaczego my tak nie potrafimy, żebyśmy zobaczyli jakie ona ma oceny, ta kwestia odnosiła się też do mojego młodszego brata, bo jego to też nie ominęło. Wcale nie motywowało mnie to, wręcz przeciwnie - wcale nie miałam ochoty na naukę. W domu wiadomo, dziewczyna powinna pomagać matce, mimo że cotygodniowe generalne sprzątanie należało do mnie, to i tak było że nie umiem utrzymać porządku, że nigdy nie nauczę się gotować. Coraz częściej słyszałam, że będę musiała znaleźć sobie męża, który będzie za mnie sprzątał i gotował, o ile takiego znajdę. Później jak już wyżej napisałam, zaczęli wyjeżdżać za granicę, nami opiekowała się babcia. Na początku jeszcze jakoś tam było, ale z czasem jak już byłam starsza, zaczynałam mieć swoje towarzystwo, wychodzić z domu, spotykać się z chłopakami, to już zaczynał się robić coraz większy problem. Nawet kierunek studiów nie mogłam sobie sama wybrać, ponieważ nie były w tym samym kierunku co liceum i wygodniej by było, żebym studiowała w tym samym kierunku i tym samym mieście co mój brat - uczył się w technikum, wtedy razem mogliśmy dojeżdżać. Gdy już miałam 19 lat zaczęłam spotykać się ze swoim przyszłym mężem. Na początku było ok, znali go tylko moi dziadkowie, oczywiście rodzice też go poznali. Po krótkim czasie zaczęło przeszkadzać to, że się za często widujemy, że jest z biedniejszej rodziny. Byliśmy ze sobą rok jak podjęliśmy decyzję o tym, że chcemy być już ze sobą na zawsze, mieć dzieci. Oczywiście oni nawet nie chcieli słyszeć o ślubie, jedynym rozwiązaniem była ciąża, której bardzo oboje pragnęliśmy. Gdy zaszłam w ciążę, oczywiście dla nich to był wielki szok, gdy im o tym powiedzieliśmy, wtedy pojawił się temat ślubu data, oczywiście musiała być jak najszybsza, więc nie wybieraliśmy jej sami. Oświadczyny były w atmosferze napiętej, oczywiście w niesmak moim rodzicom, że jednak stać go na kupienie pierścionka zaręczynowego. Nadeszła również pora na przedstawienie sobie rodziców i tu zaczyna się również rola mojej teściowej (rodzice mojego męża są po rozwodzie). Przed ślubem też była bardzo dobra, po kolacji zapoznawczej rodzice jak i teściowa zaczęli się bardzo dobrze porozumiewać. Dwa miesiące przed datą ślubu miałam wyznaczoną wizytę u lekarza, po której okazało się, że zbytni wysiłek mógłby zaszkodzić dziecku. Postanowiliśmy o tym powiedzieć rodzicom i porozmawiać, że lepiej by było przenieść datę ślubu na późniejszy termin. Usłyszeliśmy, że na pewno będzie wszystko dobrze, że najwyżej nie będę się przemęczać. Co do mojej teściowej, zaczęła nam pomagać już przy wysyłaniu zaproszeń. Nie mieliśmy możliwości, żeby osobiście jechać i zaprosić ojca oraz wujka mojego męża, którzy mieszkają w bardzo dużej odległości, więc wypisaliśmy zaproszenia by je wysłać i wtedy pierwszy raz pomogła nam moja teściowa. Powiedziała, że akurat będzie koło poczty więc nam je wyśle, co w późniejszym czasie się okazało - zaproszenia w ogóle nie były wysłane i nie dotarły tam gdzie trzeba. Przed ślubem mąż odłożył pieniądze na wesele. Z tych pieniędzy miał być kupiony garnitur i opłacona reszta, miała się tym zająć jego matka. Oczywiście przed jego wyjazdem do pracy, bo chciał jeszcze zarobić na ślub. Obiecywała, że jak wróci to wszystko będzie załatwione, no i było. Gdy mąż wrócił z wyjazdu okazało się, że nie ma garnituru, nic nie jest opłacone i nie ma pieniędzy. Ja przez ten czas praktycznie byłam odsuwana, więc nie miałam nawet możliwości, żeby cokolwiek przypilnować, zresztą wszystkim zajmowali się rodzice i teściowa, bo jedno znało właścicielkę lokalu, gdzie odbyło się wesele, drudzy znowu znali grajków, którzy mieli grać na weselu. Można powiedzieć, że jedyną rzeczą, którą ja wybrałam to była suknia ślubna. Wszystko było robione tak, żeby wyglądało, że my sobie nie umiemy radzić. Gdy okazało się, że pieniędzy na ślub nie ma, było za późno na uzbieranie na nowo, co wykorzystali moi rodzice, bo pokazali, że to oni za wszystko zapłacili. Oczywiście te pieniądze mieliśmy zwrócić, bo niby je pożyczyli.
Przejdźmy może dalej. Po ślubie zamieszkaliśmy u teściowej i wtedy się zaczęły próby manipulowania mną przeciwko mojemu mężowi, aby zapewnić sobie bezpieczne życie. Podgadywała mi, że może on być psychiczne chory, podśmiewała się, że to ja sobie teraz wzięłam kłopot na głowę, a ona się pozbyła. Pokazywała jaka to ona jest dobra, ile ona dla dzieci daje, starała sie nas wykorzystywać ile się dało. Moi rodzice znów zaczęli wykorzystywać sytuację, by pokazać nam jaka to ona jest, a jacy oni są dobrzy. Zaczęli nam pomagać, więc im zaufaliśmy, bo może jednak chcą dla nas dobrze i tu był nasz bardzo duży błąd. Przed kolejnym wyjazdem za granicę kupili samochód, żebym mogła jeździć na wieś i sprawdzać czy wszystko jest w porządku, bo mój młodszy brat sam został z babcią. Po jakimś czasie okazało się, że to my musieliśmy przez ten czas za wszystko płacić, utrzymywać mojego brata, wydawać na paliwo, z czego nikt nam nie zwrócił pieniędzy. Po jakimś czasie przeprowadziliśmy sie do moich rodziców, przyszykowali dla nas pokoik, gdzie dom wcale nie jest malutki, ale co z tego musieliśmy siedzieć w pokoiku, do którego trzeba było przejść przez kuchnię, z której wszyscy korzystali. Nie dało się tam zamontować drzwi, nie mieliśmy w ogóle prywatności. Gdy urodziło się dziecko sami się nią zajmowaliśmy, nikt nam nie pomagał, sama musiałam się wszystkiego uczyć - przewijania, kąpania itp. rzeczy. Nie nosiliśmy małej na rękach za często, żeby nie było kłopotu. Radziliśmy sobie przez ten czas bardzo dobrze, sami bez niczyjej pomocy. Gdy wrócili już na stałe moi rodzice do Polski okazało się, że niby nic nie potrafimy, przyzwyczaili małą do noszenia, no ale oczywiście nasza wina. Wtedy każdy próbował uczyć nas życia, utwierdzali nas, że my nie umiemy sami funkcjonować. Przy rodzinie, gdy nas odwiedzali, kazali mężowi myć samochody, aby tylko z nikim nie rozmawiał. Gdy chcieliśmy wynająć mieszkanie i iść na tzw. swoje przekonywali nas, że po co mamy wydawać pieniądze jak możemy tam mieszkać i odkładać na budowę domu, więc przemyśleliśmy sprawę, gdy zaczęliśmy odkładać pieniądze robili tak, żebyśmy je wydawali, a później robili nam pretensje, że wydajemy na głupstwa. Zaczęli się coraz bardziej wtrącać w nasze wydatki, nic nie mogliśmy kupić, żeby nie było komentarza, że przepuszczamy pieniądze. Raz w tygodniu pod wieczór jeździliśmy do znajomych, żeby się trochę rozerwać. pogadać. To im też nie pasowało, no bo marnujemy paliwo. Nie musieli się zajmować dzieckiem, bo ona zawsze jeździła z nami, ale raz w tygodniu to i tak było za dużo. Zaczęli pokazywać mi jakiego mam męża, jaki niby on jest niedoskonały, nieodpowiedzialny, że z nim nie będę miała przyszłości. Wprowadzali we mnie strach, w ogóle porzucenia ich, przestawałam ufać mojemu mężowi. Zaczęli zniewalać nas coraz bardziej, co zaczęło z każdym razem gorzej oddziaływać na nasze życie. Coraz częściej się kłóciliśmy, o każdą bzdurę, a oni to wykorzystywali. Był nawet okres, gdzie się rozstaliśmy, nawet wtedy nie skończyli wykorzystywania. Ja pracowałam i nie bardzo miałam osoby, która mogłaby się zająć dzieckiem, nawet wtedy płaciłam mojemu ojcu za opiekę nad wnuczką. Gdy wróciliśmy do siebie, wynajęliśmy mieszkanie i się wyprowadziliśmy na jakiś czas. Trochę zastopowali, ale nie na długo. Zaczęli nas ściągać coraz częściej, bo trzeba pomóc, bo coś jest do zrobienia. Pomagaliśmy im, gdy mieszkaliśmy razem później, gdy się wyprowadziliśmy, mieli od nas pomoc, nie mogliśmy im odmówić, nie mogliśmy mieć swoich spraw, no bo co my możemy mieć takiego ważnego, nasze sprawy w ogóle nie były ważne.
I trwa to już tak długi czas. W naszym związku jest coraz gorzej, były również sytuacje po alkoholu, w których po prostu aż się bałam i nadal się boję zachowania mojego ojca. Ta kilkuletnia sytuacja wprowadza mnie w coraz większe depresję, które doprowadzały nawet do tego, że nie dbałam o dom, nie interesowały mnie rachunki. Mój mąż chce mi pomóc, stara mi się w każdej sytuacji pomagać, tłumaczy mi dużo, stara się ze mną rozmawiać. Niestety tak mnie pogrążyli, że nie potrafię się z tego wyrwać.
Proszę o poradę, co mogłabym zrobić w takiej sytuacji?