Nerwica lękowo-depresyjna i jedzenie kompulsywne
Witam! Jestem 21-letnią kobietą. Od lat zmagam się z moją głową. Jakiś czas temu zdiagnozowano u mnie nerwicę lękowo-depresyjną. Cierpię także na kompulsywne napady objadania się. Dostałam Seronil, było nieźle. Poprawę zauważałam, jednak wystąpiła u mnie plamica. Dosłownie całe ciało miałam w siniakach i wystarczyło mnie dotknąć, by taki powstał. Mój psychiatra powiedział, że muszę odstawić lek. I było bez niego całkiem nieźle, przez ok. 4 miesiące. Teraz znów mam problemy. Naprzemiennie stany głębokiego lęku, depresji czy świetnego samopoczucia. Znów zaczęłam nadużywać alkoholu, myślę o piciu w kategorii: nawalić się, by nie myśleć za dużo. Mam kołatanie serca, wieczny niepokój. Boję się, że jeszcze mam manię, bo mam coś takiego jakiś irracjonalny powód, np. miałam iść na spotkanie ze znajomymi, ale stwierdziłam, że nie mam odpowiednich butów. Dręczyłam się tym przez tak długi okres aż nie kupiłam. Wtedy problem został zażegnany. Przykładów takich mogłabym mnożyć na pęczki. Po prostu lęk, świadomość, że muszę to robić, inaczej nie mogę skupić się na niczym innym.
Zaczęły się też lęki przed ciemnością. Budzę się w środku nocy, spocona i boję się wystawić choćby palec u nogi spod kołdry. Serce wali mi wtedy jakby miało wyskoczyć. I zbieram się tak czasem godzinę w sobie, żeby wstać i zapalić światło. Nie mam już siły. Zamiast się uczyć, ja ciągle się zamartwiam, wszystkiego się boję. A najbardziej tego, że to znów wraca, a ja nie mam siły przechodzić tego po raz drugi. W szczytowej fazie mojej choroby bałam się nawet wejść do restauracji, a gdy już po pół godzinnym zastanowieniu się i przekonaniu samej siebie, że to nic strasznego, wchodziłam ze spuszczoną głową, siadałam w najciemniejszym kącie modląc się, żeby nikt na mnie nie zwrócił uwagi. Dodam, że miałam próbę samobójczą, zjadłam 2 opakowania Ketonalu, co skutkowało tylko dłuższym snem. Nie wiem już co mam ze sobą zrobić, najchętniej chciałabym zniknąć. Nie mam już siły sama ze sobą walczyć.
Pisząc to, odczuwam ciągły niepokój, jakby coś miało się stać. Tracę grunt pod nogami. Wynajmuję pokój, mam miłych współlokatorów, jednak wychodzę z niego wtedy, gdy wiem, że nikogo nie spotkam ograniczając kontakt do minimum. Nie wiem dlaczego, mam nawet problem ze zrobieniem sobie kanapki w ich towarzystwie. Tak jakbym czuła, że wiedzą o moich kompulsjach. Parę słów o tym. Ciągle się czuję gruba. W pewnym okresie bardzo się odchudziłam jedząc 300 kcal dziennie (wiem, że to było zabójcze). Nawet wtedy miałam te dni, kiedy prawie biegłam do sklepu, by kupić wór, dosłownie wór jedzenia. I jadłam, i jadłam aż brzuch mnie nie rozbolał do takiego stopnia, że musiałam się położyć. Gdy trochę mi przeszło, zaczynałam dalej. Czasem kończyło się to tabletką nasenną, czasem wymiotami. Pomocy, co mi jest? Obawiam się, że to coś gorszego niż nerwica lękowo-depresyjna. Zaczynam o sobie myśleć w kategorii chora psychicznie. Wczoraj przepłakałam cały dzień, dziś czuję, że będzie tak samo. Boję się cholernie stracić kontakt z rzeczywistością. Proszę o rady.