Niestałość partnerki w uczuciach i próba ratowania związku
Witam, ja mam 35, ona 36 lat, z moją dziewczyną poznaliśmy się i chodzimy od około 2 lat. Nasza znajomość opierała się, niestety, prawie tylko na seksie. Problem polega na tym, że ona przy każdej sprzeczce, kłótni zrywała związek i odchodziła. Pierwszy raz zrobiła to po około 3 tygodniach znajomości, takich sytuacji było naprawdę sporo. Bardzo mnie to wypala. Zdarzało się, że robiła to kila razy w tygodniu. Za każdym razem ja za nią leciałem, prosiłem i starałem scalić nasz związek, tłumacząc, że sprzeczki są normalne, ale to nie powód do zrywania związku, a ona za każdym razem swoim odchodzeniem niszczy coś, co ja nazywam fundamentem związku, czyli miłość i zaufanie, które zrodziło się po jakimś czasie.
Dodam, że ona pomimo swojego wieku 36 lat była w stosunkach intymnych z 8 mężczyznami, ale z żadnym z nich nie stworzyła stałego związku. Były to zazwyczaj krótkie znajomości kilkutygodniowe lub kilkumiesięczne opierające się na seksie oraz fascynacji. Kończyły się bardzo szybko, gdyż ona odchodziła, cyt. jej słowa: jak tylko było coś nie tak. Była to dla mnie bardzo ciężka do przełknięcia prawda. Czyżby powielała i w moim przypadku swój schemat zachowania? Zakochałem się w niej i teraz mam bardzo poważny dylemat. Jej ciągłego odchodzenia mam już dość. Ona natomiast jest mi w stanie powiedzieć dzisiaj, że mnie kocha, planować ze mną zakup mieszkania, stworzenie rodziny, dzieci, a jutro przy okazji jakiejś kłótni mówi, że ma dość i znowu odchodzi. Ja ponownie muszę lecieć za nią, przepraszać za swoje zachowanie. Ostatnio wyjechałem za granicę, bo właśnie zaplanowaliśmy zakup mieszkania, ona została w kraju ze względu na pracę i swoją karierę, ale radość z mojej dobrze płatnej pracy nie trwała długo, znowu ze mną zerwała, teraz już chyba na poważnie.
Nie wiem, co mam już robić, nie mam z jej strony żadnej stabilności w uczuciach - mówi że mnie kocha, ale nie na tyle mocno, żeby ze mną być (nie rozumiem jej i nie wiem, jak to interpretować). Niedługo święta, będę w Polsce, zastanawiam się nad tym, aby do niej iść, na razie zerwała kontakt ze mną, nie odbiera telefonów. Dlaczego ona się tak zachowuje, nie kocha mnie, może potrzebuje mocnych wrażeń? Wiadomo, gdy poznaje się kogoś nowego, fascynacja i podniecenie jest dużo większe niż po dłuższym czasie związku. Możliwe jednak, że się bardzo boi w pełni zaangażować, możliwe, że ją ktoś skrzywdził. Nie wiem co robić, jak jej pomóc? Może ona potrzebuje jakiejś terapii? Ona jest raczej milczkiem, ja lubię rozmawiać. Kiedyś mi powiedziała, że: wydawało jej się, że w związku samo wszystko się układa, ja jej odpowiedziałem, że samo się nic nie zrobi.
Czy jej zachowanie jest normalne jak na dorosłą 36-letnia kobietę? Czy też może ze mną coś nie tak? Jestem impulsywny, energiczny, nie jestem ideałem i mam sporo samorefleksji na swój temat. Nawet jak coś zrobię źle, to dojdzie to do mnie, ona natomiast mam wrażenie jest kobietą bezrefleksyjną, powiela swoje błędy, nie patrząc w przeszłość. Wiele razy z nią o tym starałem się rozmawiać, tak aby jej nie urazić, ale nie chcę jej oceniać. Zasugerowałem jej kilkakrotnie, abyśmy się udali do specjalistycznej poradni, ale ona nie chce. Łudzę się, że to się kiedyś zmieni na lepsze, ale przecież samo się nic nie zrobi. Proszę o radę, pomoc. Czy jest jakaś szansa na przetrwanie takiego związku?