Czy rozstanie z dziewczyną było dobrą decyzją?
Witam. Rozstałem się z dziewczyną po 3 latach związku. Od pół roku mieszkaliśmy razem, dzieląc mieszkanie ze współlokatorkami. Nie jest mi łatwo, jak dla mnie 3 lata to dużo czasu... Problem, który mnie dręczył od dawna to fakt, że moja była dziewczyna jest osobą zimną, mało uczuciową. Mało uczuciową do tego stopnia, że nie dostawałem od niej za dużo ciepła, słownego jak i cielesnego. W naszym związku nie było m.in. mowy o chodzeniu za rękę, mówieniu miłych słów (raz na jakiś czas mówiłem do niej miłe słowo, dostawałem odpowiedź typu "weź bo się porzygam"), gdy chciałem ją objąć na ulicy czy w domu, zrzucała moją rękę i mówiła tekst typu: "weź te ręce zboczeńcu", nasze życie erotyczne to moja inicjatywa, tak rzadko, że nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz... Nie było tu mowy o żadnej zdradzie, ona od początku związku twierdziła, że taka jest (na początku związku oczywiście było sto razy lepiej, ale z miesiąca na miesiąc nie dostawałem nic). Swój wewnętrzny chłód wyniosła z domu rodzinnego, rodzice nadużywali alkoholu i często bili ją i jej rodzeństwo, o niczym innym nie wiem.
Jej sposób bycia w stosunku do mnie, ten chłód i brak uczucia, jakichkolwiek gestów wyniszczał mnie od jakiegoś czasu. Sama twierdzi że jestem dla niej za dobry: robiłem codziennie 3 posiłki, do tego zapasy zakupów spożywczych, pomoc w sprzątaniu, praniu, dbanie o poczucie materialne, mimo to była dla mnie zimna, niemiła, często chamska i czepialska bez powodu. Sama nie potrafiła zrobić głupiej kanapki na śniadanie dla mnie, choć sobie zdążyła zrobić. Zachowywała się jakby to ona była najważniejsza, myślała tylko o sobie, "kochała najbardziej siebie". Dręczą mnie wyrzuty sumienia, że ją zostawiłem, że to nie jej wina, że taka jest, że nie potrafi być uczuciowa. Ja zniżyłem swoją uczuciowość do minimum, ale gdy nie można dotknąć swojej dziewczyny... nie było z jej strony najmniejszego gestu jak dotknięcie głowy bez powodu, czy przytulenia. Nie mogłem tego dłużej znieść i się wyprowadziłem, i rozstaliśmy się.
Moja mama jest z takiego samego domu rodzinnego, całe życie była dla mnie zimna, nie potrafiła powiedzieć nic miłego ("kocham Cię" - nigdy tego nie słyszałem), mimo to mój tata z nią żył, często wręcz męczył i użerał, doczekał wnuków. Tata miał normalny dom i może więcej siły. Ja niestety nie mogłem czuć tego zimna przez drugą część życia, mimo to mam wyrzuty sumienia, że ją zostawiłem, ale wiem, że mogłoby to się skończyć tragedią. Po roku naszego związku dopadła mnie bezsenność... to był największy koszmar mojego życia. Trwało to ponad rok i naprawdę nie było łatwo... spałem po 2 godz dziennie... mimo to chodziłem do pracy, obroniłem pracę inżynierską, znalazłem nową pracę, przeżyłem 2 operacje i cały czas zajmowałem się naszymi obiadami itp. Zgłosiłem się do psychiatry od snu, który stwierdził, że mam depresję i przyjmowałem leki przez 1,5 roku. Sen się unormował i jest w miarę ok. Zastanawiam się czy depresja nie była związana z moją dziewczyną... Nie wiem po co to piszę, ale tak jest najłatwiej mi się wyżalić. Bardzo przeżywam to rozstanie i zastanawiam się czy dobrze zrobiłem... Byłem naprawdę bardzo dobry dla niej, ale brak uczucia i kobiecości mnie wykończył...