Co zrobić, gdy mąż ciągle przebywa poza domem?
Witam!
Mam 25 lat, mąż 28. Z mężem jesteśmy małżeństwem niecały rok, a prawie w ogóle się nie widzimy. Mąż wraca do domu o 22 - 23 w nocy. Pracuje do 17, ale od razu po pracy jeździ do taty, bo tam u niego hoduje tzw. ślimaki. Liczą się tylko te ślimaki, a coraz bardziej widzę, że ten jego interes nie wypali. Tylko traci na to pieniądze i czas. Nieraz jeżdżę z nim, żeby mu pomóc, ale przede wszystkim, żeby z nim spędzić czas, niestety nie zawsze mogę, bo też pracuję. Już nie daję sobie rady z tym, że tak późno wraca i tak mało się widujemy. Obiecuje mi, że będzie wcześniej, ale zawsze nie dotrzymuje słowa.
Ciągle mam do niego pretensje, że tak nie może być i przez to się bardzo kłócimy. Wiem, że nie potrzeba mu aż tyle czasu na to, wystarczyłaby mu jedna godzina najwyżej dwie. Na innych ze swojej rodziny ma czas, a dla mnie... prawie wcale. Nigdzie nie wychodzimy, nawet na zakupy rzadko kiedy. Ja też ciągle siedzę sama. Nie wychodzę ze znajomymi, bo boję się, że będzie miał pretensje, że mu tak często nie pomagam, a mam czas na koleżanki. Ciągle po nocy płaczę, nie mogę spać, a jak zasnę to mam koszmary. Chyba mam depresję.
Jeszcze do tego prawie rok się staramy o dziecko i nam nie wychodzi, nie wiem czy to czasami nie jest moja wina przez moje nerwy. Bardzo się boję, że nie będziemy mogli mieć dzieci. Czy naprawdę jestem niesprawiedliwa, że wymagam od męża, aby ze mną spędzał więcej czasu sam na sam, a nie tylko noce albo jak jadę mu pomóc do taty. Coraz gorzej widzę nasze małżeństwo, ile można się kłócić? Tracę na to wszystko nadzieję. Najgorsze jest to, że on nie widzi żadnego problemu. Nie umiem już nawet z nim normalnie porozmawiać, nie umiem go przekonać. Cokolwiek o co go proszę to olewa i robi po swojemu. Przez to naprawdę czuję się jakbym zwariowała, że o to mam pretensje.
Proszę bardzo o radę, pomoc. Bo już nie daje sobie sama z tym wszystkim rady.