Codzienne kłótnie w małżeństwie i myśli nad rozwodem

Witam, mam problem natury małżeńskiej i dodatkowo problem ze sobą - stałam się niezmiernie nerwową osobą i nie radzę już sobie sama z racjonalnym podejmowaniem decyzji i osiągnięciem spokoju wewnętrznego. Dlatego proszę o pomoc. Z moim mężem znamy się 8,5 roku od 3,5 jesteśmy małżeństwem, mamy 2 małych dzieci (syn 3 lata i córka 1 rok). Dogadywaliśmy się jako para przez 5 lat (z tego 4 prowadziłam mu firmę, a on siedział w domu i w ogóle mi nie pomagał), po czym po 5 latach mój mąż oświadczył mi się budując nasze małżeństwo na domniemanej mojej zdradzie i strachu przed utratą mnie. I po 8 miesiącach kłótni dochodzenia do prawdy i udowadniania mojej wierności pojawił się nasz syn. Kolejny rok wszystko kręciło się wokół syna, a ja zaczęłam się czepiać o wszystko, jak mawia mój mąż (tylko zapomina dodać, że wówczas nie pracował, siedział z nami w domu, a wokół syna skakałam tylko ja, mimo że 8 miesięcy po porodzie miałam komplikacje i nie potrafiłam ani siedzieć ani chodzić).

Najgorsze zaczęło się jednak wiosną zeszłego roku, kiedy dowiedziałam się że jestem w 8 tyg. ciąży zagrożonej 95 % poronieniem. Mimo tego że wszyscy lekarze twierdzili, że nasza córka nie przeżyje, ja w to wierzyłam od początku. Po 7 miesiącach w szpitalu, gdzie byłam z tym sama, nawet syna 4 razy tylko widziałam (mąż mnie nie odwiedzał, a jak już odwiedził to tylko wkurzył mnie i wychodził), gdyż on jak mówił zajmuje się naszym 1,5 wówczas synem (nie musiał wówczas pracować, nie musiał, bo nie umiał gotować, bo robiła to moja mama, nie musiał prać, a nawet sprzątać, bo robili to za niego inni, jedynie musiał przypilnować, aby syn zjadł i sobie krzywdy nie zrobił, a i na spacery to gdyby nie moja mama, to syn w ogóle by nie chodził - ale jak patrzę na jego brata to mój mąż przynajmniej w tym się sprawdził, i od tego czasu zaczął pomagać przy dzieciach).

W zeszłym roku po powrocie po 7 miesiącach ze szpitala, wydawało mi się, że odsunęliśmy się od siebie nieodwracalnie, ale oboje uradowani cudem jaki spotkał nas z córką, chcieliśmy spróbować poukładać to wszystko dla dzieci. Niestety ten rok był jeszcze gorszy i staje się z każdym dniem. Mój mąż postanowił otworzyć drugą firmę (szkoda, że dopiero teraz, kiedy ja znów zostałam sama nie tylko z 2 małych dzieci, ale w tym z wcześniakiem z 30 tyg, rehabilitowanym 3 razy w tygodniu). Cały ten rok przeleciał mi na jeżdżeniu po 11 przychodniach z córą i na rehabilitację z 2 latkiem u boku. Wiosną na dodatek nieoczekiwanie zmarł mój ojciec. Kłócę się z mężem średnio 2 razy dziennie, a w październiku jakby tego było mało, znalazłam bilingi z tel. mojego męża, gdzie okazało się, że z pracownicą z firmy, którą mu otworzyłam telefonował i esemesował od roku po nocach, dwa dni po tym jak urodziła się nasza córka (nie wiem czy było tam coś więcej, a i do tego się nie przyznawał dopóki mu bilingów z zakreślonymi rozmowami nie przedstawiłam).

I choć jeszcze do pół roku wstecz myślałam, że nasze ciągłe kłótnie są normalne w młodym małżeństwie z 2 dzieci, gdzie oboje już od prawie 2 lat działamy pod silnym stresem. Coś co brałam za najzwyklejsze docieranie się przerodziło się w równię pochyłą w dół. Z każdym dniem coraz bardziej się oddalamy od siebie, z każdą kłótnią stajemy się coraz bardziej agresywni w stosunku do siebie. Dlatego też mimo iż kocham męża i powoli już nienawidzę; uważam że najlepsze w naszym przypadku będzie rozwód, gdyż wtedy będziemy lepszymi rodzicami dla naszych dzieci. Codzienne kłótnie i rękoczyny do których się od jakiegoś czasu się posuwamy są toksycznym środowiskiem i dla nas samych, ale przede wszystkim dla naszych dzieci. Żadne z nas tak na prawdę nie chce się rozwieść, ale sądzę, że jest to jedyne racjonalne wyjście z sytuacji zanim się niechcący w ataku furii pozabijamy. Proszę o pomoc, bo przez to wszystko już tracę zdrowie, z nerwów nic nie jem i mam już 19 kg niedowagi i jak tak dalej pójdzie to się wykończę, a moim dzieciom braknie matki.

KOBIETA, 29 LAT ponad rok temu

Witam!

Codzienne kłótnie nie sprzyjają zbliżaniu się do siebie. W trakcie kłótni ludzie nie są w stanie wyjaśnić sobie trudnych spraw i zrozumieć siebie nawzajem. Takie zachowania budują mur niezrozumienia i wzajemnych oskarżeń. Tym bardziej, kiedy dochodzą do tego agresja i przemoc fizyczna. Pisze Pani, że tak naprawdę nie chcecie rozwodu. Ale z drugiej strony oboje nie robicie zbyt wiele, by sytuację poprawić. W związku bardzo ważna jest komunikacja. A komunikacja to nie kłótnie czy wzajemne obrzucanie się oskarżeniami, tylko rozmowy. Rozmowy o problemach są trudne, ale pozwalają wiele kwestii wyjaśnić i dojść do wspólnych wniosków. Dzięki takim właśnie rozmową buduje się porozumienie. Rozumiem, że Pani czuje się w związku samotna. Decydując się na małżeństwo obie strony powinny zdawać sobie sprawę z obowiązków, które wiążą się z założeniem rodziny oraz z potrzebami bliskich osób. Z opisu wynika, że Pani od początku związku dawała z siebie bardzo dużo i wyręczała męża w wielu sprawach. Taka sytuacja jest widocznie dla niego komfortowa. Możliwe, że dlatego on nie musiał się starać. Nawet będąc w szpitalu z zagrożeniem ciąży została Pani sama. Mąż jest osobą, która ma za zadanie dbać o rodzinę na równi z Panią. W związku obowiązki powinny być dzielone między obu partnerów. Warto, żeby zaczęła Pani dzielić się z mężem obowiązkami. On jest dorosłym mężczyzną i jest w stanie wykonywać część prac domowych. Może też Panią czasem wyręczać w opiece nad dziećmi. Rodzina to nie więzienie. Ma Pani prawo zadbać o siebie i o swoje potrzeby. Bardzo ważny jest relaks i oderwanie się chociaż na chwilę od problemów dnia codziennego. Jeśli nie może Pani z mężem o tym porozmawiać, bo wynikają z tego kłótnie, a nie chce Pani także rozstania, zachęcam do spotkań z terapeutą dla par. Możliwe, że w ten sposób nauczycie się, jak ze sobą rozmawiać i wyjaśnicie sobie trudne sprawy. Dodatkowo Pani może uczęszczać do psychologa sama, żeby móc poradzić sobie z tymi trudnymi emocjami, które powstają na skutek relacji z mężem. Racjonalne myślenie w sytuacji dużego napięcia emocjonalnego jest spychane na drugi plan. Dlatego tak ważne jest, by na początek poradzić sobie emocjami, by móc dalej rozwiązywać problemy. W trudnych chwilach polecam korzystanie z telefonów zaufania, np. Centrum Praw Kobiet (uzyska Pani tam pomoc psychologa oraz prawnika) 22 621 35 37 (pn-pt godz. 10-16, w czw. porady prawne).

Pozdrawiam

0

Dzień Dobry Pani,

Dziękuję Pani za podzielenie się swoją historią małżeńską.

Po uważnym przeczytaniu Pani posta, myślę że warto byłoby podjąć takie wyzwanie, by wspólnie z Mężem podjąć terapię małżeńską, by skutecznie poprawić Wasze relacje, co wpłynęłoby na satysfakcję i zadowolenie w Waszym związku.
Bo związek przechodzi przez różne fazy, łącznie z kryzysowymi...
Za relacje w związku są odpowiedzialni dwoje Partnerów.
Nad związkiem małżeńskim trzeba ciągle pracować, potrzebna jest do tego zaangażowanie w relację, otwartość, współpracę i powiedzenie sobie "tak" na wyzwania w terapii.
A jeśli nie uda się..., to podjecie decyzji o rozstaniu.

Życzę Pani żeby się Wam udało,
irena.mielnik.madej@gmail.com

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty