Czy jestem naprawdę zła?
Witam. Mam 22 lata. Moja historia zaczęła się jakieś 9 lat temu. Pojawiły się okropne wyrzuty sumienia, że coś komuś powiedziałam, że nie posprzątałam... Czułam się tak, jakbym ciągle miała kogoś za coś przepraszać. Zaczęłam coraz bardziej popadać w smutek. I cały czas się to rozwijało, a teraz to w ogóle jest beznadziejnie. Wciąż czuję, że coś robię źle, wyciągam najróżniejsze rzeczy z przeszłości i stają się one dla mnie ogromnymi problemami. Ciągle czuję się winna. Tego, co przeżywam, raczej nie mogę już nazwać smutkiem, jestem ogromnie nieszczęśliwa. Mam poczucie, że moje życie jest beznadziejne, że nic z tego nie będzie, że zawsze już będę się tak czuła. I różne natrętne myśli.
Nie zawsze było to w takim stopniu. Staram się zapominać o tym, co mnie dręczy, zajmuję się nauką, pisaniem, poza tym zdaję sobie sprawę z tego, że tworzę w swojej głowie jakiś nowy świat, w który wprowadzam różne postacie i jestem w nim tym, kim chcę. Wymyślam sobie różne historyjki. Albo czytam. Po prostu robię wszystko, by nie myśleć o tym, co mnie tak męczy. I nawet mi się to dość długo udawało. Ale nigdy nie miałam poczucia, ze jestem tak do końca szczęśliwa, chyba ani przez chwilę, ciągle gdzieś na dnie duszy coś mnie gniotło. Chciałam coś naprawić, np. pójść do spowiedzi, ale jak zaczynałam sobie przypominać co zrobiłam złego, słabo mi się robiło i okazywało się to zwyczajnie niemożliwe. Więc doszedł kolejny problem - że się oddalam od religii.
Poza tym nie należę do towarzyskich osób, nie lubię żadnych wielkich spotkań i imprez, stresuję się przed różnymi spotkaniami, nie cierpię zabierać głosu. Nikt chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, co tak naprawdę jest w środku mnie. Zawsze starałam się wypełniać wszystkie obowiązki, uczyłam się bardzo dobrze, teraz też radzę sobie na studiach. Ot, zwyczajnie, taka dziwna, mrukliwa dziewczyna. Chociaż potrafię być wesoła, kiedy rozmawiam z innymi. Wysyłali mnie już do zakonu. A ja chcę być lekarzem. Jestem na IV roku medycyny.
Na początku nie sądziłam, że to może być choroba, po prostu myślałam, że jestem zła. Kiedy już zaczęłam zwracać uwagę na słowo depresja, spychałam to gdzieś na bok. W końcu wzięłam jakiś podręcznik i przeczytałam objawy. Chyba najwyższy czas, bo jest tragicznie, od jakiegoś pół roku ciągle jestem w okropnym nastroju. Każdego dnia. Nie chce mi się wstawać, myć, ubierać, ale to robię, bo muszę. Ciągle się objadam, bo dochodzę do wniosku, że jedzenie to jedyna przyjemność w życiu. Już nie przejmuję się tym, że komuś powiedziałam, że jest głupi, zaczynam się zastanawiać, czy nie mam zadatków na mordercę, sadystę, pedofila, bo zdarzyło mi się pomyśleć, jak to by było, gdybym zabiła jedną panią, bo lubię czytać książki o obozach i jak oglądałam film, to pomyślałam, że chętnie bym pocałowała tego młodziutkiego aktora.
Jak o tym pomyślę, to mi niedobrze. No i że jestem erotomanką. I jestem w permanentnym stanie poczucia winy. Wmawiam sobie różne rzeczy. To wiem. Robiłam już badania na chorobę, na którą nie miałam szans zachorować. Sama do siebie mówię, co ty robisz, przecież tylko sobie to wmawiasz, niemożliwe, że na to chorujesz/że taka jesteś/że wszystko robisz źle. Ale nie potrafię już obiektywnie się ocenić. Był czas, że myślałam o samobójstwie, że mogłabym to zrobić, gdybym się znalazła w naprawdę beznadziejnej sytuacji, zaplanowałam, który sposób bym wybrała. Ale naprawdę chcę żyć, tylko nie tak. Chcę wyjść kiedyś za mąż, mieć dzieci i być lekarzem. A ciągle się boję, że we mnie jest coś, co mi na to nie pozwoli.
Chcę być jak najlepszym człowiekiem, a wciąż dręczy mnie to, że jestem zła, a im jestem starsza, tym bardziej okropne warianty tego zła przychodzą mi do głowy. Myślę sobie, że teraz potrzebuję dobrego psychiatry i dobrego spowiednika, żeby się poskładać do kupy. Tylko nigdzie nie mam odwagi pójść, ciągle to odkładam, bo nie umiem i wstydzę się o tym rozmawiać i boję się, że od któregoś usłyszę, że moje powyższe marzenia nie mogą się spełnić. Więc jak mam się zmusić? Wiem, że to, co napisałam jest okropnie długie i bez jakiegoś wielkiego składu, ale gdzieś to musiałam napisać.