Co robić, gdy odchudzanie stało się sensem życia?
Witam, chciałabym zacząć od początku. Moja przygoda z odchudzaniem zaczęła się od zwykłego zdrowego odżywiania. Zaczęłam zdrowo jeść i uprawiać sport, przy okazji licząc kalorie, aby coś schudnąć. Przez okres odchudzania nie ważyłam się, bo nie miałam wagi, nie była mi potrzebna. Zważyłam się po raz pierwszy w szkole, moja radość była wielka, kiedy usłyszałam, ile ważę, schudłam 20 kg (waga z poniedziałku), gdy ważyłam się u pielęgniarki w czwartek wyszło, że znów schudłam 1,5 kg. Szkoła zadzwoniła do mamy. Następnego dnia wylądowałam u psychiatry, który powiedział, że to anoreksja, tłumaczył mi, a ja mu nie wierzyłam. Przecież tylko zdrowo jadłam, jak można to nazwać anoreksją?
Jadłam 5 posiłków do 500 kcal dziennie, nie chowałam jedzenia i szczyciłam się, że jem zdrowo, dobrze się czułam, miałam tyle energii. Po stwierdzeniu lekarza, wszystko działo się inaczej, rzeczywiście zaczęłam spalać kalorie celowo, na złość mamie, że przez nią znów będę musiała tyć. Potem zaczęłam się objadać do bólu brzucha i wymiotować, lekarz przepisał mi F***, może pomogła, może na zasadzie placebo zadziałała, ale przestałam się objadać. Przytyłam 5 kg. Może nie jest to dużo, ale nigdy nie przestałam liczyć kalorii, co jakiś czas zaczynam od nowa liczyć i ograniczać do 800 liczbę spożywanych kcal. Udaje mi się przez tydzień, potem zajadam się byle czym i nie wymiotuję, ale ta myśl mnie meczy. Nie potrafię się opanować.
W mojej głowie od 5 miesięcy istnieje pomysł, że może coś sobie zrobić, nie potrafię schudnąć tak, jakbym chciała, nie potrafię nad sobą zapanować, bo jak się odchudzałam, nie brałam nic, co by to wspomagało, tylko silna wola, sport i mało kcal, a teraz wspomagam się chromem, który nie działa, biegam, ale boję się każdego dnia. Wstaję mówię sobie, że dziś zaczynam od nowa, a kończy się tak, że mam przepełniony brzuch. Nie potrafię żyć z tą myślą. Moja mama jest osobą otyłą i dla niej ja jestem za chuda, mówi, że jestem brzydka tak jak wyglądam teraz, choć mam BMI prawidłowe.
Kocham swój kręgosłup, bo tak i na mostku są oznaki jakiekolwiek prześwitu kości. Staram się pomaga innym, żeby nie wpadali ani w anoreksję, ani w bulimię. Mam nadzieję, że może to mi się uda, bo mam sporą wiedzę na ten temat. Myśl o odebraniu sobie życia mnie nie przeraża, nie boję się śmierci, w każdej chwili jestem na nią gotowa, nie mogę patrzeć na swoje uda, na siebie całą, pragnę być taka jak kiedyś, ale każda zjedzona kanapka oddala mnie od tego, a pogłębia frustrację, rozdrażnienie. Radzę sobie na razie, bo wiem, że nie wyglądam źle, ale jak powiedziałam, to co jest w głowie mej, jest gorsze w połączeniu ze słowami mamy od wielu rzeczy.
Proszę o radę, co mam zrobić, żeby pozbyć się lub zniwelować te myśli? Chciałabym, aby moje życie mnie budowało, aby było szczęśliwe... Mam 18 lat, a na niewielu sprawach mi zależy. Najbardziej na zmniejszaniu kg i samoakceptacji, ale wiem, że gdy ja będę szczęśliwa, moja mama nie. Są dni, gdy życie kocham, a są gdy ono nie ma sensu, przez to że jestem znów "gruba". Ważę 51 kg.