Jak mam porozmawiać z mężem, aby wziął się do pracy?
Mam 34 lata, jestem w związku małżeńskim 9 lat, mam 2 dzieci. Mąż ma 39 lat, od 2 lat nie pracuje, nie ma żadnego dochodu i co najgorsze wcale do pracy nie zamierza iść. Wcześniej pracował dorywczo, ale od momentu kiedy otworzyłam działalność, zrezygnował z pracy (pracował 2,5 roku w delegacjach i nawet dobrze zarabiał). Otworzyłam działalność z 1 tys. zł w portfelu, nawet przez myśl mu nie przeszło z czego będziemy żyć. Początkowo szło bardzo źle, było mało zleceń, zapożyczyłam się u rodziny, aby nie umrzeć z głodu, do tej pory mam długi. Średnio zarabiam 1- 2,5 tys.zł/ m-c, choć są i takie miesiące, że nie mam nic po opłaceniu ZUS-u. Mamy kredyt mieszkaniowy, na wszystkie opłaty, utrzymanie domu zarabiam ja. Mąż się nie przejmuje niczym,leży całe dnie przed telewizorem,udaje, że szuka pracy. Dom jest zaniedbany, bo ja nie mam czasu sprzątać, a bardzo lubię porządek. W weekend sprzątam całą noc, aby jakoś wyglądał. Mam jeszcze działkę, na której uprawiam warzywa i mały sad, aby zaoszczędzić. Wstaję codziennie o 4.00, z pracy wracam 21-22.00. Nie mam siły, ledwo żyję, nie wiem jak długo wytrzymam tą harówkę, robię to tylko dla dzieci. Mam dosyć utrzymywania tego darmozjada, kiedy on przewala się na drugi bok ja siedzę jeszcze w pracy. Pomimo jego zapewnień, że chce iść do pracy nic się w tym kierunku nie zmienia od 2 lat. Cały czas słyszę, że przesadzam, żeby jeszcze coś zrobił w domu, ale on zawsze ma czas i ciągle słyszę "jutro". Nie wiem co mam dalej zrobić, jestem zmęczona fizycznie i psychicznie, zdarza mi się zasypiać na krześle albo przed komputerem nad niedokończoną praca. Moje życie to ciągły pęd, bieg, strach, że co będzie jak mi się nie uda, jak mi nie zapłacą w terminie za usługę, z czego zapłacę rachunki, czy będę miała na jedzenie dla dzieci, czy mi nie odetną prądu? Dużo pytań bez odpowiedzi. Ciągła szamotanina i walka o lepsze jutro. Wiem, że nie mogę zawieść. Mam ochotę zakończyć, to moje bezsensowne życie, ale nie mogę, nie mogę zostawić dzieci. One są sensem mojego życia. Do męża czuję jedynie żal i wielkie rozczarowanie. Wychodziłam za mąż z nadzieją, że we dwoje zbudujemy dom i razem będziemy dokładać do jednego garnka. Czuję do niego wstręt, marzę aby mnie zostawił i żebym nigdy nie oglądała jego gęby i nie słyszała jego szyderczego śmiechu. Wiem, że na niego nie mogę liczyć. Muszę liczyć sama na siebie. Co mam zrobić? Jak dalej żyć?