Jak poradzić sobie z zakończeniem związku?
Witam! W tym roku kończę 31 lat. Pokrótce opiszę mój związek, żeby naświetlić naszą kiedyś relację. Byłam z mężczyzną ponad 6 lat. Był to związek dość burzliwy (docieraliśmy się długo), ale bardzo szanowaliśmy i kochaliśmy co dawało nam motor, by być razem pomimo wielu spięć i różnych poglądów na wspólne życie. Mój ukochany 20 lat mieszkał w Niemczech, tutaj przyjechał do swojego taty w wieku dwudziestu paru lat. I tutaj też się poznaliśmy. Zakochaliśmy w sobie bez pamięci. Niestety mój dość ciężki charakter i jego specyficzne i dość luźne podejście do życia i zbytnio kochliwość. (Był z rozbitej rodziny, ojciec zdradzał matkę na jego oczach, a pomimo to był niesamowicie wrażliwym mężczyzną potrafiącym płakać, wiecznie się przytulać i kochać całym sobą. Chyba wtedy był samotny, uciekał w swoje pasje i sporty.)
Jak skończyłam studia wyjechaliśmy do Anglii na 1,5 roku. Z perspektywy czasu niestety teraz to dopiero wiedzę, byłam kiedyś dla niego okropna, wiecznie się kłóciłam. Coś mi nie pasowało. Denerwowało mnie to, że moje koleżanki się zaręczają, wychodzą za mąż a on nawet nie wiedział co to zaręczyny. Był z innej bajki, nie mówiąc o rodzinie, ale namiętność i miłość sprawiała, że nie mogliśmy bez siebie żyć. Tak bardzo sie kochaliśmy. Uczyliśmy się siebie nawzajem. Były to burzliwe, ale cudowne nauki, patrząc na to jaką jestem kobietą dzisiaj.
Wróciliśmy do Polski. Niestety brak pracy spowodował, że postanowiliśmy, że on pojedzie do Niemiec na stare śmieci, żeby dorobić, zarobić na remont mieszkania, może i ślub. (Bardzo się zmieniliśmy po przyjeździe, inaczej patrzyliśmy na życie, przynajmniej tak mi się wydawało.) Chcieliśmy bardzo razem zacząć mieszkać, być założyć rodzinę i ten wyjazd to był początek końca... Oczywiście odwiedzaliśmy się. Każde spotkanie roniło łzy szczęścia. Próbowaliśmy nadrobić stracone miesiące, ale niestety nie obyło się bez kłótni, spięć, tęsknota i luka robiły swoje, ale trwaliśmy w takim stanie 3 lata. Codzienne rozmowy, wspólne plany dawały siłę, żeby przetrwać.
Rok temu postanowiliśmy, że wyjadę do niego. Lepsze warunki życia, on tam miał pracę. Rzucam tutaj wszystko. Pracę, którą lubiłam. Zostawiam rodzinę, przyjaciół. Postanowiliśmy się pobrać w czerwcu tego roku (rok wcześniej się zaręczyliśmy). Była to dla mnie bardzo ciężka decyzja (o wyjeździe). Tym bardziej, że nie znam dobrze niemieckiego, on tutaj ma dom i super warunki mieszkalne. Jednak praca i sytuacja finansowa przesądziły, jednak moje wahania nastroju (nie byłam w pełni pewna tego wyjazdu), doprowadzały do kolejnych spięć, ale tęsknota i miłość sprawiała, że nie wyobrażałam sobie życia bez niego, jak i on wiecznie powtarza, że i on beze mnie! Jednak kłótnie się nawarstwiały, wieczne wypominanie, że moja praca jest ważniejsza, że nie umiem podjąć decyzji i go pewnie nie kocham.
Ostatecznie święta były punktem zwrotnym. Rzadziej rozmawialiśmy, SMS typu kocham, tęsknie. W wigilię dostaje SMS, że na święta go jednak nie będzie. Fatalne warunki na drodze itd. To był jak grzmot, zaparłam się, w wigilię nie odbierałam telefonu tak mnie zranił. Tak czekałam na te święta i spotkanie. Tym bardziej, że mieliśmy dużo ustalić co dalej itd. Sylwestra spędziliśmy osobno. Nawet już do siebie nie pisaliśmy. Dostałam jeszcze po nowym roku SMS czy nadal myślę, kocham czy mam już kogoś nowego. Później wspólna rozmowa i jego decyzja, że chce się rozstać była jak grom! Potrzebuje czasu itd., ale pomyślałam, że może potrzebujemy czasu, żeby się oczyścić, przemyśleć. Nieraz tak było a później telefon się nie urywał i płacz i wyznania miłości. Jednak najgorsze miało nadejść. Miesiąc później dowiaduje się, że jest w związku co oficjalnie pokazał na portalu towarzyskim typu nk, tak jak wtedy pękło mi serce to nigdy! Mężczyzna, który miesiąc wcześniej płakał mi do słuchawki jak kocha i tęskni. Ufałam mu bezgranicznie. Tak mnie skrzywdził! Później dziwny SMS, z pretensjami, że to moja wina. To ja mam kogoś i on od dawna wie, że praca była dla mnie ważniejsza, że nigdy go nie kochałam i że to moja wina. A co najdziwniejsze jest z nią w związku, a i jest na portalu randkowym.
Od 2 miesięcy nie mamy kompletnie kontaktu i pomimo tego, że on jest za granicą, a ja tutaj to serce nie przestaję krwawić. Nie umiem zrozumieć jak ktoś potrafi tak szybko przestać kochać. Chodzę do psychologa, bo nie radzę sobie z emocjami. Tym bardziej, że tak naprawdę nie wiem co się stało w jego głowie. Obwinia mnie o wszystko, obnosi się ze swoim związkiem, później pisze, że to koleżanka. Pisze mi, że nigdy już tak nikogo nie pokocha, ale ta następna przynajmniej będzie go rozumieć. Cierpi niewyobrażalnie i boję się, że ten wózek przeszłości nigdy się nie oderwie i za każdym razem będę go czuła za plecami. Najgorsze to to, że to wszystko skończyło się tak strasznie z niedomówieniami, boję się, że nie wyjdę z tego, na razie zamiast czas goić rany to wręcz je rozdrapuje. Niepotrzebnie analizuje, myślę owszem spotykam się ze znajomymi, uprawiam jogging, śmieję się, nie zamykam w 4 ścianach, ale jak już do tych ścian wrócę to sie zaczyna. Przepraszam za chaotyczność tego co opisałam, ale tyle we mnie emocji i pytań. Proszę o poradę. Jak nastawić swoje myślenie by było lepiej...