Nieszczęśliwa w związku - co powinnam zrobić?

Mam 21 lat, jestem kobietą. Studiuję dziennie i wynajmuję mieszkanie. Jestem z chłopakiem prawie przez 5 lat. Zaczęliśmy 2005 r., 9 lipca będzie kolejna rocznica, jeśli w ogóle będzie. Nasz związek jest bardzo burzliwy. Poznałam go, gdy miałam iść do 2 klasy liceum. Zakochaliśmy się w sobie szybko. On zaczynając ze mną, kończył związek, będąc z dziewczyną starszą o rok. Był z nią przez pół roku. Mówił, że nie chce z nią być, bo cały czas się kłócili, poza tym dzieliła ich duża odległość. Zaczynając z nim, nigdy wcześniej nie miałam chłopaka na poważnie i wtedy też tak podchodziłam do tego. Jednak pokochałam go i byliśmy ze sobą bardzo szczęśliwi. Dosyć często się spotykaliśmy i nigdy się nie kłóciliśmy, do czasu. Tak było przez pół roku. Potem zaczęłam się dowiadywać o tym, że czasem jednak mnie kłamał. Wprawdzie z głupotami, ale jednak, a ja bardzo cenię sobie szczerość i lojalność. Okłamał mnie z jedną ważną sprawą dotyczącą jego upodobań co do używek. Próbowałam to zwalczyć, z marnym skutkiem, często się o to kłóciliśmy. Potem próbowałam to zaakceptować pod pewnymi warunkami, jednak on ich nie stosował. Rozstaliśmy się po raz pierwszy po 2 latach związku. Zaczęło się od jego wypadku. Miał wypadek samochodowy, w którym zginął człowiek. Przez ten cały czas byłam przy nim, gdy leżał w szpitalu, a potem w domu. Mimo że wtedy miałam maturę. Opiekowałam się nim i troszczyłam, chciałam przy nim być, bo bardzo go kocham i świata po za nim nie widzę. Gdy wyzdrowiał, coraz częściej spotykał się z kolegami, dla mnie nie miał już tyle czasu. Coraz rzadziej się widywaliśmy, bo nie chciał się ze mną spotykać. Bardzo cierpiałam. Byłam nawet z rodzicami u neurologa, nie mogłam sama sobie z tym poradzić. Gdy dotarło do mnie to, że już nie będziemy razem i muszę się z tym pogodzić, on chciał do mnie wrócić. Zgodziłam się, dając mu szansę, bo każdemu można dać szansę. Wtedy znów było jak dawniej. Do kolejnego razu. Wcześniej było ok, choć często też się kłóciliśmy. Nie ufałam mu i często go sprawdzałam. Dalej z niektórymi sprawami mnie okłamywał. Jesienią 2010 kolejny raz rozstaliśmy się. Co rok dla nas to był zły okres, ponieważ o tej porze miał dużo pracy, nie znajdywał dla mnie czasu. Złościłam się o to, że po pracy nie zadzwoni do mnie lub nie przyjedzie, a rozmawia sobie z chłopakami albo gdzieś z nimi jedzie. Kłóciliśmy się o to. Ja zerwałam, żeby dać mu nauczkę, żeby zatęsknił za mną i wrócił. Ale nie zrobił tego. Potraktował to jako wolność od kłótni i robił, co chciał. Spotykał się z kolegami, nie mając wyrzutów z mojej strony. Rozczarował mnie tym. Chciałam do niego wrócić. Na początku nie było tak źle. Potem coraz bardziej brakowało mi go. Myślałam, co robi, czy o mnie myśli. I znów z podkulonym ogonem chciałam, żebyśmy byli razem. Zastanawiał się nad tym, bo mówił, że mnie kocha, ale nie chce kłótni. Wiedział, że będę czekała na niego i dopiero po miesiącu, gdy mógł troszkę się wyszaleć, wrócił do mnie. Znów miało być dobrze, ale tak nie było. Od tamtego czasu, tak jak mi się wydaje, nie jestem dla niego tak ważna jak kiedyś, gdy byliśmy tak szczęśliwi. Częściej spotyka się z kolegami, bo ma możliwość. Za pierwszym razem, gdy rozstał się ze mną, nie miał tej możliwości aż tak dużej, bo nie miał prawa jazdy. Teraz je odzyskał i jest panem świata. Jedzie, gdzie chce i kiedy chce. Ja nie mogę go ograniczać, bo od razu jest kłótnia. Próbowałam nawet tak jak on, nie dzwonić do niego często i coraz bardziej traciliśmy kontakt ze sobą, bo on też nie dzwonił. Tłumaczył się, że jest zapracowany, ale o 22 to potrafi gadać z sąsiadem. Dla mnie tego czasu już brakowało. Była kolejna kłótnia poważna, przez co nie odzywaliśmy się do siebie przez tydzień. W końcu ja zadzwoniłam zapytać się, czy się spotkamy. Miało być dobrze, ale w kolejny weekend nie miał dla mnie czasu. Widzieliśmy się tylko jedną godz., gdy jechałam na autobus, bo musiałam do szkoły. Tłumaczył się, ale naprawdę niedzielę spędził, jeżdżąc z kolegami, a sobotę chciał mieć dla siebie. Znów długo się nie odzywaliśmy. Stwierdziłam, że on zawinił, to niech pierwszy wyciągnie rękę. Po tygodniu, to ja zadzwoniłam, czy się spotkamy. Wcześniej napisał mi esemesa, czy chcę z nim być. Odpisałam, żeby sam zadał sobie to pytanie. Gdy się spotkaliśmy, każdy myślał o rozstaniu. Długo rozmawialiśmy, przy tym płacząc. Znów jesteśmy razem. I teraz zastanawiam się, czy dobrze zrobiliśmy. Cały czas o tym myślę. Ja już nerwowo nie wytrzymuję. Wybucham i szybko się złoszczę. Kiedyś taka nie byłam. Nie jestem szczęśliwa. Czuję strach i samotność. Mam problemy ze snem, jestem lękliwa i często pojawia się ból w klatce piersiowej. Nie wiem, co robić. Martwię się tym wszystkim. Powiedział, że nie zrezygnuje z używek, gdy ma na to ochotę. Mówi, że często tego nie robi. Nie wiem, czy mu wierzyć i w co. Nie widzi nic złego w wielu sprawach, które nie pasują chłopakowi, który jest z kimś w związku. Inni patrzą na to, myśląc tak jak ja, że tak nie powinno być. Źle się z tym czuję. Odkąd znów jesteśmy ze sobą, nie kłócę się z nim, bo nie chcę. Staram się to wszystko posklejać, choć mu nie ufam. Pozwalam mu na to, na co wcześniej bym mu nie pozwoliła. Cierpię przy tym. Potrzebuję zainteresowania z jego strony i troski. Jednak nie dzwoni do mnie często, więcej ja. Potrzebuję go, choć rani mnie swoim zachowaniem. Nie umiem bez niego żyć. To smutne:( bo on umiał by pogodzić się z utratą mnie, a ja nie. Nie wiem jak zmienić swoje zachowanie, co zrobić, żeby było wszystko dobrze. Chcę być znów szczęśliwa. Szukam pomocy u was.

KOBIETA, 21 LAT ponad rok temu

Witam!

W Pani związku nie ma równowagi. To Pani oczekuje na wiadomość od ukochanego, kiedy jej nie ma, dzwoni, po rozstaniu to Pani pierwsza chciała powrotu. Mimo prób zmiany sytuacji, Pani partner po krótkim czasie powracał do swoich nawyków. Opisane złe samopoczucie i trudności emocjonalne są wynikiem ciężkiej sytuacji w związku. Czuje się Pani nieszczęśliwa, bo partner nie zapewnia Pani zaspokojenia podstawowych potrzeb psychicznych (bliskości, czułości, wsparcia, troski). Warto zastanowić się, czego Pani brakuje, by być szczęśliwą w tym związku.

Pani partner radzi sobie bardzo dobrze i niejednokrotnie stawia inne sprawy, niż wspólnie spędzony z Panią czas, na pierwszym miejscu. Dlatego warto zastanowić się, jak Pani może wpłynąć na tę sytuację. Do tej pory pierwsza starała się Pani wyciągnąć rękę, napisać czy zadzwonić. Jednak czy takie działania wprowadzały trwałe zmiany na lepsze?
Proszę pamiętać, że w związku obie strony muszą chcieć zmian, by mogły one zaistnieć. Inicjowanie rozstania w ramach ukarania partnera lub "przemówienia mu do rozsądku" nie są metodą na poprawę sytuacji, o czym sama się Pani przekonała. Czuje się Pani źle, dlatego polecam kontakt z psychologiem. Neurolog niewiele może pomóc w takiej sytuacji. W tej sytuacji potrzebne jest Pani wsparcie i możliwość rozwiązywania swoich problemów. Jeśli nie ma Pani ochoty na bezpośredni kontakt ze specjalistą, to zachęcam do korzystania z telefonów zaufania.
Dobrym sposobem na spojrzenie na sytuację z dystansem jest rozpisanie na kartce wszystkich plusów i minusów obecnej sytuacji między Wami. Oprócz tego dobrze byłoby, gdyby wypisała sobie Pani cechy partnera, które są według Pani pozytywne i te, które odbiera Pani negatywnie. Podobnie może Pani zrobić z jego zachowaniem. W ten sposób będzie Pani miała wgląd w to, co się dzieje i mogła zdecydować, co dalej zrobić. Nikt nie podejmie za Panią decyzji, co należy dalej zrobić, by czuła się Pani szczęśliwa.

Warto jednak, by próby ratowania i odbudowy związku były popierane przez obie strony, gdyż wtedy mają szansę powodzenia. Obecna sytuacja jest bardzo obciążająca psychicznie dla Pani, dlatego zachęcam do szukania wsparcia wśród bliskich Pani osób. Rozmowy z bliskimi i wyrażanie swoich emocji mogą pomóc Pani poradzić sobie ze swoimi psychicznymi problemami i pozwolić znaleźć najlepsze rozwiązanie.

Pozdrawiam

0

Szanowna Pani,

przede wszystkim nie ma równowagi, pełni i poczucia szczęścia w Państwa związku. Proszę zrobić sobie tabelę: zysków i strat i sama Pani oceni czy warto inwestować w tą relację dalej.
Proszę się zastanowić czego tak naprawdę Pani chce.

Życzę spełnienia pragnień!
Magdalena Nagrodzka
PSYCHOLOG KLINICZNY, PSYCHOTERAPEUTA, COACH
www.nagrodzkacoaching.pl

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty