Jak wrócić do życia?
Czuję się żałośnie pisząc tu. Mam dopiero 16 lat, jestem w pierwszej klasie liceum i z zewnątrz moje życie pewnie wygląda na całkiem ciekawe. Jednak ja sobie kompletnie nie radzę i mimo że bardzo, bardzo się staram, nie potrafię wyjść na prostą, dlatego szukam pomocy tutaj. I nie wiem jak to opisać, żeby być dobrze zrozumianą.
Moim głównym problemem (a może reakcją na inne problemy) jest jedzenie. Wszystko zaczęło się przez rodziców i dziadków - babcia wiele lat wciskała we mnie wszystko na siłę - jeżeli chciałam dostać lody, to musiałam najpierw zjeść galaretkę i banana. Natomiast moi rodzice są totalnie zagubionymi ludźmi bez celu w życiu. Śpią, idą do pracy, sprzątają, gotują, drą się i tak w kółko. Mama ma bulimię. Odkąd pamiętam. To patrząc na nią nauczyłam się zajadać problemy, tylko że nigdy nie odważyłam się sprowokować wymiotów.
Od mniej więcej dwóch lat moje życie wygląda tak, że rano staram się bardzo mocno motywować, idę do szkoły, czasem się zrywam, na lekcjach myślami odlatuję, perspektywa matury mnie przytłacza, wszystko we mnie krzyczy "nie dam rady!". Piekło zaczyna się po powrocie do domu. Jem obiad, deser, drugi deser, kolację, drugą kolację... Odwołuję spotkanie, wyłączam telefon gdy widzę, że ktoś dzwoni, siedzę przy komputerze, słucham muzyki, rozmyślam, kłócę się z rodzicami, ewentualnie płaczę, że mam zmarnowane życie...
Gdzieś we mnie jest wielka chęć do życia, która ujawnia się gdy jestem np. w górach z "pozytywnie zakręconymi" ludźmi. Mam często momenty, że wydaje mi się, że dam radę, ale trwają od kilku minut do najwyżej kilku dni. Zaraz potem załamuję się jeszcze bardziej, że nawet ze zwykłym życiem nie potrafię sobie poradzić. Zawalam wszystko - szkołę, kontakty z rówieśnikami, z rodziną, siebie (ostatnio potwornie przytyłam, czuję się jak krowa), wszystkie swoje plany i marzenia... Kompletnie nie potrafię się skupić na nauce.
Nawet kiedy się wezmę w garść (co jest naprawdę trudne!), to skrzydła przycina mi chora rodzina, albo pseudoprzyjaciele, którzy przypominają sobie o mnie, kiedy trzeba się wyżalić. Właściwie nie mam nikogo, komu mogę opowiedzieć o swoich wszystkich problemach... Wiem tylko, że jeżeli tak będzie dalej, to... nie dam rady...