Niska samoocena, brak wiary w siebie - jak sobie poradzić?
Witam, Nie wiem od czego zacząć, może tak: mam problem z rozmowami z innymi ludźmi, nie mam pojęcia czym jest spowodowany, ponieważ w moim życiu nie wydarzyło się nic strasznego, wiem tylko, że na problem składa się niska samoocena spowodowana najprawdopodobniej tym, że rodzice trzymali mnie pod kloszem, wszystkiego zakazywali, nie pozwalali wychodzić z koleżankami nawet się przejść, bo twierdzili, że jestem za mała żeby samej chodzić po mieście lub wsi (to było w podstawówce). Wtedy miałam jedną przyjaciółkę i zawsze jej się żaliłam, że czuję się "jak pies na łańcuchu", a jednak teraz jestem dorosła i niby nie mam tego "łańcucha", a nadal siedzę w domu, nigdzie nie wychodzę. Nawet w szkole (w małej klasie społecznego liceum) mam problem z rozmowami z osobami z klasy - rozmawiam raptem z trzema osobami. Z resztą „cześć, cześć” i jak zaczynają rozmowę to ucinam temat, jest gorzej, bo jeśli rozmówcą jest chłopak to problemem jest dla mnie odpowiedzieć na pytanie "cześć, co tam?", a wśród osób, których nie znam w ogóle milczę (pamiętam, że w podstawówce właśnie wszyscy, a zwłaszcza chłopacy, śmiali się z tego, że nic mi nie wolno). Także jak już nawet z kimś rozmawiam to przerasta się patrzenie w oczy, zazwyczaj patrzę w stół, podłogę, lub gdzieś w dal, obawiam się reakcji na każde wypowiedziane przeze mnie słowo. No i żyłam sobie z tym wszystkim spokojnie, nawet było coraz lepiej, nawet z chłopakami z klasy czasem udało się mi ze dwa zdania zamienić o jakiś banalnych tematach, ale pojawia się następny problem: właśnie odmówiłam udziału w studniówce z tego powodu, że w gimnazjum był organizowany bal na zakończenie, nie chciałam iść ale dałam się namówić koleżance - to była porażka, tylko siedziałam i podpierałam ścianę, wydawało mi się że wyglądam ohydnie, poza tym nie lubię zdjęć (wydaje mi się, że wychodzę strasznie), nie lubię tańczyć (bo kompletnie nie umiem), w ogóle nie toleruję sukienek i innych butów jak adidasy. I teraz to wszystko wraca, wszyscy gadają o studniówce, a ja czuję się koszmarnie, bo znowu skopałam sprawę, miałam się zmienić, a znowu stchórzyłam. Chcę się zmienić, ale zawsze stawiam sobie zbyt wysokie wymagania i szybko się poddaję, nie wierzę w to, że mogę być inna. Również bardzo się stresuję wypowiedziami publicznymi a niedługo matura... Teraz zastanawiam się którędy droga, nie chcę przez całe życie gadać do ściany, już nie mam pojęcia co robić żeby się w końcu udało. PS. Ostatnio jeszcze jakoś dręczy mnie samotność - niby nic dziwnego, ale już nie mam pojęcia czym zabijać czas, bardzo mi się dłuży, w wtedy w myślach tworzę historie, w których jestem przeciwieństwem tej opisanej tutaj, i nie mogę wyjść wtedy z ponurego humoru.