Dzień dobry! W tym roku skończę 20 lat. Mój problem dotyczy problemów z odżywianiem się. W dzieciństwie zawsze byłam raczej okrąglutka, bardzo lubiłam
słodycze i z pewnością mi ich nie żałowano. Niestety, mam tendencję do tycia, więc w przeciwieństwie do większości moich koleżanek niezdrowe
przekąski dawały o sobie znać w postaci dodatkowych kilogramów. Potrafiłam ukradkiem wyjadać słodycze z szafki, pomimo zakazu rodziców, którzy mówili mi, że robię się coraz grubsza i często mi ten fakt wypominali. Czasami pokazywali mi filmy, opowiadające o przypadkach bardzo otyłych osób i pytali czy ja też chcę tak wygladać. Oczywiście nie chciałam. Bardzo źle czułam się ze swoją sylwetką, czasami płakałam, czułam się brzydka, gruba i nieatrakcyjna, ale nie potrafiłam przestać. Przełom nastąpił w gimnazjum. Jako 15 latka przeszłam na
dietę, byłam bardzo zdeterminowana, chciałam osiągnąć cel. Z 68 kilogramów w 4 miesiące zeszłam do 56. Byłam z siebie bardzo dumna, czułam się wspaniale. Jednakże
odchudzanie coś we mnie zmieniło. Od tamtej pory bardzo dużo myślałam o jedzeniu, liczyłam
kalorie, panicznie bałam się przytyć. Dlatego w tajemnicy odchudzałam się dalej. W momencie gdy przy wzroscie 166 cm ważyłam 51 kilogramów zainterweniowali moi rodzice. Na szczęście przestałam chudnąć, czułam się całkiem dobrze w swoim ciele, lecz cały czas towarzyszył mi silny lęk przed przytyciem. Starałam się unikać słodyczy, być aktywna fizycznie. Trzymałam wagę, a nawet rok temu schudłam do 49 kilogramów. Niestety cały czas wydawało mi się, że znowu tyję, porównywałam się również z ludźmi na ulicy, wydawało mi się, że wszyscy są grubsi niż ja. Bardzo mnie to smuciło, zawsze byłam bardzo zakompleksioną osobą. Wspomnę jeszcze, że przez pewien czas miałam problemy z miesiaczką, nie miałam jej przez 6 miesięcy, na szczęście w końcu się pojawiła. Wszystko było całkiem w porządku, aż do momentu rozpoczęcia studiów. Poznałam tam koleżankę, która ma nadwagę i nie przejmuje się tym co je. Bardzo mi imponowała swoją pewnością siebie. Z racji tego, że często się spotykałyśmy zaczęłam gorzej się odżywiać. Często jadłam wieczorami słone przekąski, ciastka, fast foody. Oczywiście zaczęłam tyć. Na początku wmawiałam sobie, że to tylko
woda, ale wydaje mi się, że rzeczywiście tyłam. Po pewnym czasie zerwałam ponownie ze złymi nawykami. Ważyłam około 52 kg. I wtedy coś zaczęło się dziać. Pewnego wieczoru, wskutek ogólnego stresu po prostu wyciągnęłam słodycze z szafki i zaczęłam jeść. Wpychałam w siebie słodycze, aż do momentu kiedy mnie zemdliło z przejedzenia. Resztę wieczoru przepłakałam, byłam ma siebie wściekła, chciałam schudnąć, a zachowałam się jak zwyczajna grubaska, nie kontrolowałam, tego co robię. Niestety, po jakimś czasie, pomimo postulowanej poprawy, znów rzuciłam się na jedzenie. I tak wciąż, i wciąż. Obecnie ważę 54 kg. Nienawidzę tego jak wyglądam. Widzę, że robię się coraz grubsza. Moja mama uważa, że jedyne co ona widzi, to to, że urosły mi piersi i powinnam się cieszyć i nadal jestem szczupła. Ja jednak tak nie uważam. Tak bardzo wstydzę się swojego ciała! Od kilku dni ciągle jem słodycze. Dzisiaj również objadłam się do
bólu brzucha, za 2 dni mam egzamin i bardzo się boję, czuję, że nie dam rady, jestem załamana. Czuję się zmęczona odchudzaniem, wpychaniem w siebie jedzenia, wyrzutami sumienia, płaczem w
samotności. Coraz bardziej nienawidzę siebie i swojego ciała. Noszę rozmiar XS, ale jestem pewna, że za niedługo przez moją głupotę znowu będę gruba i nieszczęśliwa. Mam już dosyć tego wszystkiego, wśród ludzi czuję się nieswojo, cały czas myślę o kaloriach i o tym, czy nie wyglądam zbyt grubo w danym ubraniu. Ogólnie jestem osobą bardzo nerwową, niepewną siebie, krytyczną wobec własnej osoby. Leczę się psychiatrycznie od prawie roku na zaburzenia lękowe i bezsenność. Naprawdę nie wiem co robić. Proszę o pomoc.