Reakcja na trudną sytuację
Mam 22 lata. Czuję się źle, jest mi ciężko określić swoje objawy, ale spróbuję. Od ponad miesiąca miewam bardzo zmienne nastroje - w sumie może dlatego, że kocham życie, cieszę się nim i zawsze potrafiłam obudzić w sobie beztroskie dziecko, ale wielu ludzi robi wszystko, byle tylko tę moją beztroskość zburzyć. Może wydawać się to normalne, bo tak to właśnie jest na świecie... ale mi chodzi konkretnie o to, że najbliższa mi osoba (mój brat), posługując się bez mojej wiedzy moimi dokumentami, półtora roku temu wzięła około 8 kredytów...
Od początku na policji mówili mi, że różne rzeczy wskazują na niego, ale przez ten rok nie chciałam w to wierzyć i tłumaczyłam sobie na różne sposoby, że na pewno ktoś go wrabia (przez co też sama szukałam winnego), ale miesiąc temu dostałam wezwanie do sądu na sprawę, gdzie właśnie on jest oskarżony. Mogłabym o tym pisać i pisać, bo wiąże się z tym wiele rzeczy, które wpływają na moje objawy, ale raczej nie ma sensu się tu nad tym rozwodzić.
Wracając do mojego samopoczucia... bardzo szybko się denerwuję, wystarczy, że osoba obok mnie zbyt głośno rozmawia przez telefon, albo choćby pisząc na komputerze, wydaje mi się, że osoba bardzo głośno stuka w klawiaturę, lub też stukot damskich pantofli za oknem... Drażnią mnie spotkania ze znajomymi i to, że mnie zagadują, jednak zależnie od tego, czy własnie jest mi dobrze, czy źle, bo mimo że mnie drażnią, to za chwilę sama ich zaczepiam i wdaję się w mało sensowną rozmowę o mniej lub bardziej wartościowych rzeczach. Zamykam się w sobie. Cały czas czuję się zmęczona.
Jestem studentką, ale od półtora tygodnia nie byłam na zajęciach, bo po prostu mi się nie chce. Potrafię wytłumaczyć sobie w pięć sekund, np. że jest za wcześnie, żeby wstawać, albo pouczę się w swoim pokoju, a kończy się na tym, że albo cały dzień oglądam filmy, albo śpię. Ostatnio nawet zaczęłam myśleć o rzuceniu studiów, bo jest za ciężko, bo jest źle rozłożony plan, bo na uczelni panuje straszny bałagan, a najważniejsze to to, że najpierw muszę zakończyć sprawy z kredytami, bo pochłaniają dużo czasu i nerwów, i przez to nie mogę skoncentrować się na nauce. Ogólnie na niczym nie mogę się skoncentrować. Stałam sie bardziej agresywna, opryskliwa, chamska... bardzo dużo przeklinam albo po prostu olewam ludzi.
Z drugiej strony boję się, że jestem złą osobą i że osoby, które są mi bliskie zaczną się ode mnie odsuwać. Czuję też ciągłą pustkę w głowie, w sumie dziwne jest to uczucie, bo niby nie myślę o niczym konkretnym, jednak w tym samym momencie czuję niesamowicie nieprzyjemny ucisk między płucami a żołądkiem... to jakby totalna odwrotność tych tzw. motylków w brzuchu. Więc niby przepełnienie przykrymi emocjami, ale jednak brak konkretnych myśli.
Martwię się też stanem moich rodziców... mimo iż denerwują mnie swoim przeświadczeniem, że to oni mają najgorzej w tej sprawie, bo to oni będą musieli spłacać te długi, jednak to, co mówią, jest totalną bzdurą... owszem, martwią się, ale ich problem kończy i zaczyna się na zmartwieniu. Często myślę o samobójstwie. Ale mam jeszcze osobę, dla której jest sens żyć.