Wszyscy znajomi się ode mnie odwrócili. Czy to depresja?
Mam 16 lat i chodzę do pierwszej klasy liceum. Nie mam problemów z nauką, uczę się dobrze. W domu także myślę, że jest w porządku. Na co dzień jestem sama z mamą, a tata przyjeżdża na weekendy. Mamy raczej dobre kontakty, poza drobnymi kłótniami jakie zdarzają się w każdej rodzinie. Tata dzwoni do mnie każdego dnia i rozmawiamy, chociaż nasz temat to głównie szkoła i oceny. Wiem, że on mnie kocha i ja jego także, ale nie potrafię mu tego powiedzieć. Mam kłopoty z wyrażaniem uczuć. Jest to mój pierwszy problem. Kiedy o tym myślę łzy cisną mi się do oczu. Drugim problemem jest brak jakichkolwiek chęci i obojętność, która pojawia się u mnie coraz częściej. Czasami myślę, że nie potrafię się już szczerze śmiać. Wszystko zaczęło się od tego, gdy w 3 gimnazjum wszystkie koleżanki odwróciły się ode mnie z niewiadomych do tej pory dla mnie powodów. Pod koniec listopada poprzedniego roku zaczęłam się spotykać z kolegą z klasy. Lubiłam go. Na początku wszystko było ok. Koleżanki wspierały mnie, chociaż ten kolega nie był zbytnio lubiany w naszym gronie. Mimo to nikt mi nigdy nie powiedział, żebym z nim zerwała albo coś. Wszystko stało się nagle. Moja "przyjaciółka" z ławki przestała się do mnie odzywać i z tego co dowiedziałam się później strasznie mnie obgadywała i np. jak do nich pochodziłam mawiała teksty w stylu: "jak mnie niektórzy stąd wkurzają". Pewnego dnia postanowiłam z nią pogadać i spytałam czemu jest dla mnie taka chamska ostatnio. Ona odpisała mi, że zmieniłam się odkąd jestem z tym kolegą i że ją teraz wkurzam z dopiskiem, że dopiero może być chamska. Załamałam się. Wiedziałam, że nie mam z nią szans. Była popularna, lubiana, miała chłopaka - miała po prostu wszystko co chciała. Kiedy przyszłam na drugi dzień do szkoły nikt się do mnie nie odzywał poza moim chłopakiem. Po dwóch godzinach nie wytrzymałam, rozpłakałam się i poszłam do domu. Dwie dziewczyny próbowały mnie zatrzymać, ale gdy spytałam się czemu są takie nie miłe nie potrafiły mi opowiedzieć w żaden sposób. Tłumaczyły coś, że już nie czują się dobrze w moim towarzystwie itp. Nic z tego nie rozumiałam. W domu pocięłam wszystkie wspólne zdjęcia, kiedy mama przyszła zorientowała się że coś jest nie tak. Kazała mi dać do niej numer i zadzwoniła. Tym bardziej było mi wstyd, że się w to wmieszała, ale z jednej strony ją rozumiem, że nie mogła już patrzeć na to jak ciągle płaczę. W tym okresie odzywała się do mnie praktycznie tylko jedna koleżanka, chociaż zależało jej bardziej na przyjaźni z nimi niż ze mną. Do mnie pisała tylko wtedy gdy one ją olały. W ciągu następnych dni "koleżanka" niby przeprosiła mnie, żeby jakoś załagodzić stosunki do końca roku, myślę, że reszta ją do tego namówiła, żeby nie wyszła na aż taką chamską. Było mi strasznie ciężko, straciłam cała radość życia i nie widziałam w niczym sensu. Nie chciałam dłużej chodzić do szkoły. Na szczęście rozpoczęły się wakacje podczas których nie miałam praktycznie z nikim kontaktu. Spędzałam dnie z chłopakiem i jego znajomymi lub tylko we dwoje. Okazał się dobrym przyjacielem. Wiem, że jest dobrym człowiekiem, chociaż nie wiem czy go kocham, ale boję się, że gdy mu powiem abyśmy zostali przyjaciółmi stracę go, a jest dla mnie bardzo ważny. W liceum na początku było ok. Miałam dwie koleżanki ze starej klasy, które mimo całego incydentu zachowywały się w porządku. Reszta klasy także okazała się całkiem fajna. Wszystko było ok. Jednak teraz czuję, że nie jest. Boję się, że stanie się to samo co wtedy. Boję się nawiązywać głębszych relacji z ludźmi. Druga rzecz to to, że ludzie ze starej klasy się spotykają, a ja jakby zawsze jestem pomijana. Nie potrafię się szczerze uśmiechać i śmiać. Nie umiem się bawić jak dawniej. Często nie czuję nawet potrzeby odzywania się do ludzi. Mogłabym siedzieć sama. Pomóżcie mi stać się znowu tą samą otwartą osobą co kiedyś! :( Nie mam także od 3 miesięcy miesiączki, czy to może być z tym związane?