Złożony problem - czy coś się ze mną dzieje?
Witam, jestem kobietą, mam 18 lat. Nawet nie wiem od czego zacząć. Spróbuję od początku. Cztery lata temu zupełnie zmieniłam światopogląd. To było dla mnie bardzo trudne przeżycie. Dwa lata biłam się z myślami, czy robię dobrze, czy nie będę miała z tego powodu problemów. Codziennie zadręczałam się myślami o tematyce religijnej. W końcu po prostu przestałam wierzyć. Od tego czasu skrywam emocje. Zawsze nie lubiłam, gdy ktoś widział mnie smutną. Łzy wydawały mi się czymś wstydliwym. Gdy zmarła mi bliska osoba czułam się jak potwór, który nie potrafi ukazać emocji. Wszystko skrywałam w środku, gdy cała rodzina cierpiała. Na pogrzebie te wszystkie emocje wybuchły. Od tamtej chwili wszystko co smutne odsuwam od siebie, chowam gdzieś tam głęboko. Ludzie postrzegają mnie jako osobę bardzo radosną, pełną życia, a tak naprawdę czuję się, jakbym była najsmutniejszą osobą na świecie. Inni tego nie widzą, nie chcę aby się martwili. No i tu dochodzę do dziwnych wniosków, że to ja powinnam pomagać innym, gdy są smutni. Nie mogę się smucić, by nie pokazywać po sobie, że ja, która im pomagam, też mam problemy. Czuję dziwną misję... Czasem, gdy jestem sama mówię jakby do siebie: "Nie możesz być smutna, to inni są od tego, aby byli smutni, a Ty masz ich wspierać". Dlatego nie daję po sobie poznać smutku i wszystko chowam. Czasami czuję ochotę aby się rozpłakać, ale nie potrafię. Nie potrafię się załamać, ale wewnętrznie chyba się rozsypałam. Nazywam to silnym charakterem, a tak naprawdę pewnie jestem słaba. Jestem bardzo samokrytyczna. Nie lubię komplementów, pochwał, wszędzie widzę jakiś podstęp. Ostatnio zaczęłam czytać o chorobach. Wszystkich: genetycznych, psychicznych, itd. Szukam w nich objawów, które mi się przydarzają i znalazłam już w sobie mnóstwo z nich. Może one są urojone? Nie wiem... Od jakiegoś czasu męczy mnie otoczenie. Męczą mnie ludzie ich sprawy, czuję, że moja „misja pomocy” znika. Odcinam się od świata i zatapiam w muzyce. Wtedy nie mam żadnych problemów, zapominam o wszystkim. Czasem mam uczucie pustki. Nie myślę o niczym, to strasznie dziwne uczucie. Nieraz wydaje mi się, że nie należę do tego świata. Po mnie tego nie widać, jestem zawsze uśmiechnięta, żartuję, staram się to ukryć, wstydzę się tego. Uciekam w wirtualną rzeczywistość. Chyba uzależniłam się od Internetu. Nie chcę męczyć rodziców tymi moimi problemami, które są pewnie urojone. Ostatnio wieczorami, gdy słucham muzyki dochodzę do wniosku, że nic nie ma sensu. I tak powtarzam to w myślach zawsze gdy jestem sama. Nie czuję lęków jako takich. Boję się tylko starości. Kiedyś jednak, po dużej liczbie obejrzanych filmów kryminalnych, wydawało mi się, że ktoś mnie śledzi i próbuje porwać. Strasznie się rozpisałam, ale boję się, ze to początek czegoś gorszego. Nie wiem, czy chcę udać się do specjalisty, wstydzę się powiedzieć komukolwiek. I tak ciągle z byle czymś, byle drżeniem w ręce chodziłam do rodziców i pytałam się, czy nie mam pląsawicy... Naprawdę nie wiem, co mam robić.