Bije mnie. Być z nim czy odejść?
Witam. Mam na imię Martyna i mam 16 lat. Piszę tu aby uzyskać jakąkolwiek pomoc, ponieważ bardzo jest mi ciężko. Jeszcze 3 lata temu byłam trudnym dzieckiem - mama miała ze mną problemy wychowawcze. Przychodziłam pijana do domu, ogólnie źle się zachowywałam, ponieważ popadłam w nieodpowiednie towarzystwo.
Znalazłam sobie chłopaka, który był na początku świetny - układało się nam, ja odizolowałam się od złego towarzystwa. Z czasem zaczęłam spotykać się tylko i wyłącznie z nim. Koleżanki się odwróciły. Zaczęłam być spokojna i opanowana, z czasem załatwiłam sobie nauczanie indywidualne, aby podciągnąć oceny w szkole, poduczyć się, iż była to moja ostatnia klasa gimnazjum. W naszym związku zaczęło się psuć. Mój chłopak zniechęcił się do wychodzenia na dwór, nie chciał nigdzie wyjść, gdy był już przymus to zamawiał taksówkę. Ja nie jestem z bogatej rodziny, choć powodzi się nam, ale mój chłopak ma bogatych rodziców.
Zaczęliśmy się kłócić - niekiedy mnie pobił, wyzywał, ale ja mu wybaczałam, bo go tak kocham. Każda koleżanka mówiła mi abym go zostawiła, bo mnie nie szanuje, nawet mówiła mi to matka. Kiedyś pojechałam do niego na kilka dni. Pokłóciliśmy się - kazał mi się spakować i jechać do domu (powiedział to inaczej lecz nie będę cytowała). Wyzywał mnie, kopał - w tę noc byłam tak załamana, że sięgnęłam po narkotyki. Zaczęłam ich tyle brać, że na drugi dzień koleżanka pomagała mi wstać i iść do wc. Powiedziałam mu o tym, to znów mnie pobił.
Kiedyś też płakałam, bo nie chciałam, żeby brał narkotyki - podszedł i zaczął mnie szarpać, ja złapałam go za ubranie, bo chciałam się bronić - strzeliła mu nitka w nowym swetrze, uderzył mnie z pięści, upadłam na podłogę i zaczęła lecieć mi ciurkiem krew :( Jeszcze bym mogła tak opowiadać, ale dużo tego. Nie wiem dlaczego z nim jestem. Wyrządził mi tyle krzywdy, a ja dalej za nim jestem. Dostałam ciuchy od jego mamy, ponieważ nie miałam w czym chodzić, bo rodziców nie było stać na to, żeby kupować mi ciuchy takie jakbym chciała - za to, że je dostałam musiałam cały czas sprzątać mu w domu i potrafił powiedzieć, że jestem niewdzięczną szmatą.
Dodam, że jest bardzo zazdrosny o mnie. Gdy wychodziłam gdzieś z koleżankami dzwonił do mnie i mnie wyzywał, że mam wracać do domu, że jestem taka i owaka, że się puszczam. Ja zawsze główkę chyliłam i szłam do domu. Koleżanki mówiły, żebym została i się śmiały, że jest on nienormalny. Jak wróciłam do domu musiałam zrobić sobie zdjęcie z napisaną godziną w domu na tle wzorów na ścianie. Przez to wszystko odechciało mi się wychodzić. W poprzednie wakacje pojechaliśmy tylko z 3 razy nad jezioro i całe wakacje siedzieliśmy w domu - te wakacje zapowiadają się takie same.
Boję się wyjść gdziekolwiek sama, bo boję się, że mnie uderzy :( Przytyłam już prawie 10 kg. Przez to wszystko nie chce mi się żyć - kilka razy chciałam się zabić, ale boję się bólu i tego co będzie dalej. Mieliśmy jechać nad morze, ale w nim jest zero organizacji. Nic nie robi w tym kierunku, żebym była szczęśliwa. Zawsze mówił: po co ci koleżanki - masz mnie, a gdy przychodziłam, mówiłam mu, że czuję się samotna, że nie chce mi się żyć, to się śmiał i mówił, że mam "małolackie fazy".
Ja nie wiem co mam już robić. To jest śmieszne, bo nie potrafię się z nim rozejść - kilka razy próbowałam, lecz dzwonił do mojej mamy, mówił, żeby przywiozła mu jego rzeczy, że ja pijana z koleżankami chodzę, albo pisał sms z internetu, aby był anonimowy, i pisał w imieniu jakiś koleżanki czy idę pić i czy wzięłam spod łóżka tę wódkę, co one chowały jak były u mnie. Wymyślał niestworzone rzeczy puszczał głuche telefony na domowy.
Ja już po prostu nie wiem. Nie chce mi się nic, co chwila płaczę z byle powodu, chodzę załamana, nie czuję sensu życia, ponieważ i tak kiedyś w końcu będę musiała umrzeć - a więc po co mam żyć? Mam nadzieję, że eksperci mi pomogą. Nie mam nawet z kim o tym porozmawiać, a nie chcę zamartwiać mamy :(