Chorobliwa zazdrość? Co robić? Jak leczyć?
Jestem z mężem 8 lat po ślubie, mamy 2 kochanych dzieci, mój mąż jest moim pierwszym i jedynym mężczyzną, z którym byłam, mieszkamy obecnie w Irlandii, ja z dziećmi od 3 lat, a mąż od 4 lat. Moim problemem jest zazdrość męża o mnie. Nie jestem żadną pięknością, ale mój mąż doprowadza mnie do płaczu ciągłym obrażaniem i wymyślaniem, że go zdradzam. Bluzek latem żadnych nie mogę nosić, bo w każdej mi piersi widać jak się nachylę, jak twierdzi mój mąż. Jeśli coś zakładam, przychodzi, każe mi się nachylić i sprawdza, czy coś widać. Jeśli się po coś schylam i widać mi kawałeczek majtek nad spodniami, to też jest już problem, bo mi majtki widać. Mój M twierdzi, że to ja mam coś z głową, że pokazuję komuś majtki albo się przed kimś nachylam. Jestem już tym wszystkim wykończona. Do Polski, w odwiedziny do mamy, chcę lecieć, to też jest problem, bo mamusia dla mnie ważniejsza niż mąż. Jeśli się z jakimś naszym wspólnym znajomym witam, to ta osoba nie może mi podać ręki, bo już po odwiedzinach bym miała gadanie, że lubię jak mnie ktoś dotyka lub coś w tym stylu. W Polsce jak mieszkaliśmy i zaszłam w pierwszą ciążę, to kłótnie były o to, że moim lekarzem prowadzącym ciążę jest facet, a jak urodziłam, to mój M robił mi awantury i mówił, że mój tata do mnie przychodzi do szpitala w odwiedziny po to tylko, żeby popatrzeć na moje piersi, jak karmiłam małego... Do pracy też nie mogę iść, bo mój M twierdzi, że chcę pracować tylko po to, żeby się z facetami spotykać. W Polsce, jak chodziłam do pracy, to było okej, bo razem w jednej firmie pracowaliśmy, ale potem jak mój M wyjechał i byłam rok bez niego w Polsce, to do dziś mi wypomina, że jest ciekawy, co ja w tej Polsce tam robiłam i na pewno go zdradzałam, i na imprezy chodziłam, a dzieci mama mi pilnowała, i mnie kryła. Nie liczyło się to, że pracowałam na 3 zmiany i na akord, i przychodziłam do domu tak wykończona, że nawet nie miałam sił położyć dzieci do łóżek, a go obchodziło tylko to, czy nie mam kogoś... W tej chwili - ja siedzę, jak co dzień, u góry w sypialni, a mój M siedzi na dole i gra w xboxa, jak to robi codziennie do 3-4 rano od około 2 lat... Takie życie nie ma sensu, moje dzieci też by chciały trochę z tatą poprzebywać, ale on, niestety, nie ma dla nich czasu, bo przychodzi z pracy, zje, siada do xboxa i gra... Wmawiam sobie, że wracam za rok do Polski, kiedy mój syn bedzie miał w Polsce Pierwszą Komunię i zostaję już na stałe, nie chcę wracać tu, bo co mi z tego, że mam za co żyć, że na zakupy chodzę i jest dużo lepsze życie niż w Polsce... Szantażuję mojego męża, że jak się nie zmieni i nie przestanie wymyślać tych zdrad i kochanków, to się z nim rozwiodę. Raz mówi, że mam już sobie jechać i brać rozwód, i nie truć mu życia, że mam w Polsce kogoś na pewno, jakiegoś kochanka, i do niego wracam, a drugim razem gada, że nawet nie mam myśleć o powrocie, a ja nie chcę, żeby moje dzieci przesiąkły tymi kłótniami, tym wszystkim, bo potem one bedą mieć ciężko w życiu. Nie wiem, co zrobić, czy tkwić dla dzieci w tym związku, tylko dlatego żeby miały ojca, a ich rodzice, żeby nie byli rozwodnikami, czy wyjechać i spróbować żyć tylko z dziećmi... bo ja naprawdę już nie wiem. Wiem, że kiedyś mogę tego nie wytrzymać i możemy się pozabijać nawzajem...