Co robić, kiedy przez matke tracę wiarę w sens życia i możliwość bycia szczęśliwym?
Witam, mam 17 lat. Po raz pierwszy dzielę się takim problemem z kimś, więc proszę o wyrozumiałość. Temat tyczy się relacji moich z moją mamą. Od momentu jak zacząłem chodzić do szkoły średniej relacje się pogorszyły. Moje oceny zaczęły spadać, lecz nie drastycznie. Kiedyś, rozmawiając z mamą na temat ocen (jeszcze w gimnazjum), powiedziała mi, że jeśli będzie widzieć, że się uczę nie będzie miała problemu z tym, że dostałem 1 z danego przedmiotu, lecz jak mam jej pokazać, że mi zależy żeby się uczyć, że się uczę codziennie? Jak mam jej pokazać to, że mi na niej zależny jak dla mnie jedynym wyjściem od jej ciągłych krzyków, pretensji i nadmiernych wymagań jest skrzywdzić siebie lub po prostu popełnić samobójstwo? Nie wiem dlaczego, ale coraz częściej o tym myślę. Widzę rodziców, którzy potrafią zaakceptować to, jaki syn jest i jakie ma oceny. Poza tematem szkolnym są również problemy z relacjami gdy mówimy o swoich poglądach. Obydwoje mamy ciężkie charaktery, ale powinniśmy moc się komunikować. Ja czuję w tym momencie między nami przepaść, której nie da się połączyć żadnym mostem. Chciałbym z nią porozmawiać, powiedzieć jej co mnie boli, że ciągłe krzyki to nie jest sposób, lecz ona wtedy na to "nie pyskuj gnoju, gdybym nie miała powodu to bym nie krzyczała, widzę cię tylko na komputerze". Ciągłe kary i krzyki to nie sposób, dlatego biorę tabletki uspokajające bez jej wiedzy, bym nie miał większych problemów. Stad pytanie: jak mam mnie widzieć inaczej, skoro wraca z pracy o godz. 20, a ja szkołę kończę o 14 i od razu się uczę? Proszę o poradę: jak mam odbudować nasze relacje? Wydaje mi się, że moje życie traci sens, że lepiej jest po drugiej stronie...