Jak poradzić sobie z kompleksami i "miękkością"?
Wydaje mi się, że nie potrafię ogarnąć swojego życia. Często się spóźniam, przez nieprawidłowe wyliczenie czasu, odkładam wszystko "na później" i brakuje mi mobilizacji do zrobienia czegoś teraz. Chyba mam bardzo słabą "silną wolę". Wieloma rzeczami bardzo się przejmuję. Kiedy bardzo się zdenerwuję i brak mi już słów lub coś mnie dobije (np. kłótnia z chłopakiem), to płaczę. Bardzo łatwo mi to przychodzi i nie potrafię tego opanować. Później mi głupio, że tak się stało. Nie potrafię również dochodzić swojego. Na przykład kobieta robi mnie "w konia" z pieniędzmi (chce dać mniej, chociaż należy mi się więcej), biadoli, że jej nie stać, a ja zaraz mięknę i zgadzam się na to, co proponuje, chociaż jestem w o wiele gorszej sytuacji. Kiedy mój tata brał komputer na raty, to gdyby nie mój chłopak, to byśmy płacili niesłusznie ubezpieczenie, bo ja bym się z nimi nie "wykłócała", że umawiane było na 0 opłat. Nie wiem, jak sobie z tym poradzić, jak się zmienić, wziąć za siebie. Często przychodzą do mnie myśli, że jestem wrakiem człowieka, do niczego się nie nadaję i na nic nie zasługuję. Czy przebyta śmierć mamy, kiedy miałam 13 lat, miała tak duży wpływ na mnie? Mam również duży kompleks swojej wartości. Łączy się to również z materializmem. Wielu rzeczy mi brakuje. Prowadzę ubogie życie. W głębi duszy wiele zazdroszczę koleżankom (jakaś nowa bluzka, jakieś kolczyki). A jednak, jak już wspomniałam, nie potrafię dochodzić swego i prawdopodobnie znowu zostanę wyprowadzona w pole. Bo chociaż wiem, że powinnam powiedzieć "nie obchodzi mnie, ile pani zarabia, obchodzi mnie, żebym ja nie pracowała za pół darmo" (opiekuję się dzieckiem), to i tak pewnie będzie tak, że jak zacznie biadolić, to zmięknę. Co robić? Jak to wszystko ogarnąć? Jak się zebrać w całość? Proszę o pomoc.